Reklama

Polska nie może się otrząsnąć po tej tragedii. W niedzielę, 13 stycznia podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, 27-letni mężczyzna wtargnął na scenę i trzykrotnie zadał cios prezydentowi Gdańska. Paweł Adamowicz był reanimowany i trafił do szpitala, gdzie był operowany przez pięć godzin. Lekarzom nie udało się wygrać walki o jego życie. O śmierci prezydenta Gdańska, poinformowano następnego dnia. Za atak i zabójstwo odpowiada Stefan W., który pięć ostatnich lat spędził w więzieniu za napady na banki. Nie ukrywał, że zamierza się zemścić na osobach, które doprowadziły do jego zatrzymania. W najnowszym wywiadzie dla Dużego Formatu, matka Stefana W. w jedynej rozmowie z Katarzyną Włodkowską opowiedziała o ostatnim tygodniu życia swojej rodziny. Pani Jolanta przeprasza za syna i prosi o wybaczenie.

Reklama

Matka Stefana W. o synu

„Nadal jestem matką”, mówi pani Jolanta w rozmowie z Katarzyną Włodkowską dla Dużego Formatu. O dramatycznych wydarzeniach dowiedziała się tego wieczora od jednego z synów, który do niej zadzwonił, mówiąc: „Mamo, Stefan dźgnął nożem prezydenta Adamowicza i teraz go reanimują”, wyznała. Pani Jolanta osobiście znalazła prezydenta. Miała okazję poznać go podczas jednej z rocznicy w jednej z placówek oświatowych gdzie pracuje. Pamięta, że zawsze był otwarty dla mieszkańców, pomocny, ciepły i dobry. Wraz z mężem nie mogła się otrząsnąć. Rozdzwoniły się telefony. „Jezu, synu jak mogłeś… (…) Usiedliśmy na kanapie, modliliśmy się o życie prezydenta. (...) Telefon dzwonił non stop”, wspomina. O szóstej zadzwoniła policja.

Na kilka dni przed wyjściem syna z więzienia udała się na policję, by powiadomić ich o tym, że Stefan W. zamierza zrobić coś nieobliczalnego i może być niebezpieczny. Pani Jolanta na policji usłyszała wówczas, że informacje zostaną zgłoszone do zakładu karnego. Potem nie doczekała się odpowiedzi. Kiedy była u niego w listopadzie, wyznał, że zniszczono mu zdrowie, skrzywdzono, że zrobi coś spektakularnego. Jej wątpliwości zostały zbagatelizowane. „Wtedy powiedział, że słyszy głosy, że w gdańskim areszcie był podtruwany, zniszczono mu żołądek, ktoś się znęcał. Nie wiem, czy to fakty, czy urojenia, ale zacząć żyć tym, że został niesprawiedliwie potraktowany. Ostatni rok był w Gdańsku-Przeróbce, zakładzie półotwartym. Podejrzewam, że to tam naoglądał się różnych wiadomości na kanałach informacyjnych i wmówił sobie niechęć do PO”, czytamy na łamach Dużego Formatu.

Twierdziła, że nie powinien wychodzić, a jeśli już się tak dzieje, to podlegać nadzorowi i obserwacji. „Czy to moja wina? Nasza?”, pyta. Już przebywając w areszcie otrzymał status więźnia niebezpiecznego, potem trafił do izolatki. W Malborku na prośbę matki został poddany konsultacji. Specjaliści stwierdzili u niego schizofrenię paranoidalną.

„Skończyłam resocjalizację, rozumiałam, co się dzieje, ale skoro mój syn ostał wypuszczony, nie wińcie mnie, proszę, ani moje dzieci”, apeluje kobieta w rozmowie z Dużym Formatem.

Z więzienia odebrali go bracia. Po kilku godzinach się od nich odłączył i wyjechał do Warszawy. Był inny. Czuł się zagubiony na wolności. Zamieszkał braćmi i siostrą. Stefan W. nie był zbyt rozmowny i często oglądał materiały na YouTube. Czasem wychodził do swojej babci. Z braćmi trudno było mu nawiązać relację. Pani Jolanta ostatni raz widziała syna dzień przed zabójstwem. „Po południu był mój ślub cywilny. (…) Powiedział mi ju wcześniej, że nie będzie na uroczystości, nie był również na moim ślubie kościelnym 29 grudnia”, dodaje. Matka Stefana zaprzecza wspomnieniom znajomych syna, jakoby miał wbić komuś nóż w rękę, nigdy nie chciał być komendantem obozu koncentracyjnego.

,,Dowiedziałam, się z telewizji, że mnie bił, brał narkotyki, wymuszał haracze. To wszystko kłamstwa. Nie uczył się, to prawda. Naukę zakończył na szóstej klasie. (…) Nie wiem skąd wzięła się wiadomość, że lubił bić ludzi. To kłamstwa”, mówi. „Miał problemy, ale nie był gangsterem. (…) Ale media zrobiły już wszystko”, dodaje. Dla matki to najtrudniejsza sytuacja. „Jako matka wciąż go kocham. Tylko rozpaczam, że zrobił coś strasznego. (…) Urodziłam syna, który zabił człowieka, i muszę z tym żyć. Ale nigdy się go nie wyrzeknę. Będę z tym cierpieniem już do końca życia”, mówi pani Jolanta na łamach Dużego Formatu.

Matka Stefana W. prosi o wybaczenie

Matka Stefana W. przyznaje, że nie może otrząsnąć się po tej tragedii. Wciąż myśli o rodzinie zmarłego prezydenta, łączy się z ich bólem. Rodzina 27-latka obawia się, że wkrótce zapłaci za jego czyn. „Myślę też o tym, co będzie jeśli ktoś mnie rozpozna, skojarzy z tym, co zrobił Stefan. Dowiedziałam się, że jedna z koleżanek w pracy powiedziała, że to zła renoma dla palcówki”, mówi pani Jolanta.

Odkąd na jednym z serwisów opublikowano zdjęcie ich rodzinnego domu, dzieci pani Jolanty boją się tam przebywać. Poczuli się osaczeni. „To są normalni dorośli ludzie: studentka archeologii, absolwent politechniki, kelner (…) Synowie i córka spakowali się i wyprowadzili do rodziny, przyjaciół”, zwierza się pani Jolanta w rozmowie z Katarzyną Włodkowską. Jej dzieci rozważają również zmianę nazwiska i wyprowadzce do innego miasta.

Reklama

„Po zamachu na prezydenta w nocy wpadła policja, z bronią. zabrali synów na przesłuchanie. Niech nas ktoś zrozumie, on skrzywdził także nas. Tak bardzo bym chciała prosić żonę, dzieci, rodziców pana prezydenta o wybaczenie, ale wiem, że proszę o dużo. (…) Dlatego chciałam tego jedynego wywiadu, by dotarły do nich moje słowa: bardzo państwa przepraszam. (…) Tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Przepraszam wszystkich”, mówi poruszająco.

East News
Facebook @Stefan W.
Reklama
Reklama
Reklama