Reklama

Dzisiaj w wieku 90 lat odszedł Stanisław Wojciechowski. Martyna Wojciechowska jeszcze niedawno świętowała jego urodziny, lecz dziś przekazała niezwykle smutną wiadomość o jego śmieci. Dziennikarka często opowiadała o różnych stronach ojca. Tych czułych, tych wymagających i tych trudnych… Nie we wszystkim się zawsze zgadzali. Tak wyglądała ich relacja.

Reklama

[Ostatnia publikacja na VUŻ i Viva Historie 20.02.2025 r.]

Martyna Wojciechowska o relacji z ojcem

Kilka miesięcy temu, bo 11 listopada 2024 roku Martyna Wojciechowska świętowała 90 urodziny ukochanego taty. Podkreśliła wówczas, że dzięki niemu wiele się nauczyła. Stała się silnym i niezależnym człowiekiem, który niczego się nie boi, nawet tych najbardziej wymagających podróży dookoła świata. "Mój kochany TATA STASIO kończy dzisiaj 90 lat!. To On mi pokazał, że niemożliwe nie istnieje, bo nie znam bardziej wytrwałego (czy raczej upartego) człowieka na świecie. Jeśli coś sobie zaplanował, to nigdy nie odpuszczał. Tata i ja mamy mocne charaktery, potrafiliśmy mieć też bardzo intensywne wymiany zdań i (delikatnie mówiąc) bardzo się ścieraliśmy, ale jednocześnie to Stasio był i jest moim największym fanem", zaczęła wówczas wpis.

Dodała również, że Pan Stanisław: "Ma w domu swoją prywatną kolekcję z każdym, KAŻDYM nawet tym najmniejszym wycinkiem z prasy ze mną. Oraz setki godzin nagrań na kasetach VHS moich wystąpień w telewizji, które czasem każe oglądać gościom i każdemu z osobna opowiada, że ma najwspanialszą córkę na świecie. No, bywa to uciążliwe :-)", czytaliśmy. Okazuje się również, że to właśnie dzięki ojcu, Martyna Wojciechowska zakochała się w motoryzacji. "To Tata zaraził mnie miłością do motoryzacji, spędzałam z Nim każdą wolną chwilę w warsztacie samochodowym, a jakoś nie mogłam dotrzeć do kuchni żeby pomóc Mamie... Pewnie dlatego do dziś lepiej potrafię wymienić klocki hamulcowe niż upiec ciasto (szczerze mówiąc to nie upiekłam ani jednego :-). Dzisiejsza okazja przypomina mi, jak wielką wartość mają wspólne chwile. Bo dzisiaj świętuję nie tylko urodziny Taty, ale i każde piękne wspomnienie, które stworzyliśmy razem. Wszystkiego najlepszego, kochany Tato!", podsumowała.

WYWIAD WIDEO: Był jej najcenniejszym skarbem i autorytetem. Nie żyje tata Martyny Wojciechowskiej

Martyna Wojciechowska, Stanisław Wojciechowski, około 20 lat temu

imgithu5K-65227ff
Instagram Martyny Wojciechowskiej

Tak Martyna Wojciechowska mówiła o ojcu

Podróżniczka w rozmowie z naszym magazynem podkreśliła, że rodzice - Joanna i Stanisław Wojciechowscy traktowali ją po partnersku, nawet wtedy, gdy w młodym wieku okazywała niezależność. „Wsparli mnie po partnersku i wspierali nadal, nawet wtedy, gdy w liceum zaczęłam chodzić w mundurze amerykańskiej armii, kupowałam te ciuchy z demobilu. Chciałam podkreślać moją inność”, mówiła.

Tata nieustannie poświęcał jej czas i zaszczepił miłość do motoryzacji. Na tym jednak nie koniec, ponieważ dzięki jego zainteresowaniom miała okazję poznać wielu cenionych artystów. „Przyjeżdżali do niego kierowcy rajdowi i mnóstwo ludzi kultury i sztuki. Tata naprawiał samochody wielu znakomitym aktorom, artystom, na przykład Violetcie Villas, i którzy czekając, aż skończy, dużo ze mną rozmawiali. Siadywałam na kolanach profesora Bardiniego, który wciągał mnie w gry słowne. Moje dzieciństwo było bardzo barwne, ciągle się coś działo, dom zawsze był pełen ludzi. No i miałam przegląd niezwykle ciekawych osobowości – także dyplomatów i ludzi u władzy, którzy byli klientami taty. A moje zamiłowanie do gór wzięło się pewnie stąd, że przyjeżdżała do nas Wanda Rutkiewicz”, opowiadała na łamach VIVY!.

Mimo że Martyna Wojciechowska jest jedynaczką, dorastała z innymi dziećmi. „Tata ma syna z pierwszego małżeństwa, a mama zaopiekowała się dwójką dzieci swojego brata, bo on i bratowa młodo umarli. Mam więc rodzeństwo i chwilami było to dla mnie dość trudne. Mama tak bardzo bała się mnie faworyzować, że kiedy dzieliła czekoladę, to ja dostawałam swój kawałek na końcu. A jednocześnie dawała mi poczucie absolutnej akceptacji i wyrozumiałości, czego nigdy nie nadużyłam. Nie przerzucała na mnie swoich lęków, raczej pytała, czy to jest niebezpieczne. Jeżeli mi czegoś zabroniła, to doskonale rozumiałam powody. Nigdy nie usłyszałam od niej: „Nie, bo nie”. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna, bo dzięki niej mam skrzydła, chociaż mama nie wspina się, nie skacze ze spadochronem, woli być w domu niż podróżować. Ja mam inną naturę, choć – tak jak moi rodzice – muszę mieć miejsce, do którego wracam. W którym mam rozpakowane książki i gdzie mieszkam z moją córką”, dodała w rozmowie z nami.

W jednym ze wpisów dziennikarka zaznaczyła, że jej tata był niezwykle pracowity i nigdy nie odpuszczał. Zapewne po nim Martyna Wojciechowska ma tyle siły i determinacji. „Nigdy nie odpoczywał i nie zwalniał tempa, ciągle w ruchu”, mówiła. „Mam wielkie szczęście, że jestem Ich dzieckiem. Dorastałam otoczona miłością i wsparciem. To dzięki moim Rodzicom jestem taka, jaka jestem! Dali mi siłę, odwagę i ogromną determinację. Korzenie, dzięki którym jestem mocno osadzona na ziemi i skrzydła, dzięki którym mogę latać wysoko", pisała jakiś czas temu w sieci.

Martyna Wojciechowska dla rodziców była najcenniejszym skarbem i oczkiem w głowie. „Słoik warszawski! Tak, też jestem słoikiem, choć urodziłam się i wychowałam w Warszawie! Kiedy masz 47 lat, a rodzice nadal ci przywożą wyprawkę z jedzeniem. Tak bardzo wierzą w moje zdolności kulinarne… Zawsze kochana mama i kochany tata! Jedyni i niepowtarzalni!”, wyjaśniała.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Martyna Wojciechowska nie ukrywa, że rodzice są dla niej ogromnym wsparciem. Łączy ich wyjątkowa więź!

Michal WARGIN/East News

Nie żyje tata Martyny Wojciechowskiej. Tak dziennikarka go pożegnała

Dzisiaj ulubienica publiczności zamieściła wpis, w którym pożegnała swojego ukochanego tatę.„Tatku. Mój kochany Tato Stasiu.
Byłeś zawsze… Czuję wielki smutek, że już nigdy Cię nie zobaczę i nie przytulę. Choć mam 50 lat to zawsze, kiedy przyjeżdżałam do domu w Izabelinie, siadałam Ci na kolanach jak mała dziewczynka (choć przecież Cię przerosłam) i się tuliłam, a Ty gładziłeś mnie po plecach i mówiłeś, że jestem wyjątkowa i że ze wszystkim sobie poradzę. I jak bardzo mnie kochasz. A wtedy od razu się wzruszałeś i zaczynałeś płakać - pamiętasz?
Choć przecież na zewnątrz byłeś twardzielem i chyba nikt Cię takiego nie znał. Surowy, czasem zero-jedynkowy, tytan pracy, zawsze musiałeś być w ruchu, coś robić. Nie do pomyślenia było żebyś się gdzieś spóźnił, albo coś zawalił.
Nigdy nie chorowałeś, nie odpoczywałeś, miałeś niespożytą energię", zaczęła. „No więc czuję smutek, żal, ale mam w sobie też dużo spokoju i myślę sobie, że to był już Twój czas, żeby przejść na drugą stronę. Że przeżyłeś 90 wspaniałych lat i potrzebowałeś już po prostu odpocząć", dodała.

„Czego się od Ciebie nauczyłam?
Jeździć motocyklem na jednym kole, palić gumę, zmieniać klocku hamulcowe... Ale, co najważniejsze, nauczyłeś mnie jak być sobą, iść pod prąd nawet jeśli innym się to nie podobało, nauczyłeś mnie odwagi i bycia wolnym człowiekiem. To dzięki Tobie wiem, że niemożliwe nie istnieje. Pamiętam, że kiedyś potłukła się nam w domu szklanka. Mała Marysia spojrzała na odpryski szkła w kuchni i powiedziała: „Nie martw się, Dziadziuś to naprawi!” - tak bardzo wszystkie wierzyłyśmy, że jesteś wszechmocny i że zawsze dasz radę", kontynuuje.

Na sam koniec zaznaczyła, że dzisiaj cała rodzina pożegnała go podczas prywatnej uroczystości. „Będzie nam Ciebie bardzo brakowało. Mi, Twojej żonie Asi, z którą spędziliście wspólne 56 lat, Marysi, dla której po śmierci Taty byłeś jedynym męskim wzorcem i opiekunem. Tatku kochany, tyle pięknej miłości po sobie tutaj zostawiłeś.
Dziękuję za wszystko.
M.
P.S. Dziś pożegnaliśmy śp. Stasia podczas prywatnej uroczystości w gronie najbliższych.
Niech spoczywa w spokoju", podsumowała.

Reklama

CZYTAJ TEŻ: We wzruszających słowach wspomniała bohaterkę swojego programu. Nie miała szansy pożegnać się z nią osobiście...

Reklama
Reklama
Reklama