Szczere wyznanie Mariusza Szczygła: „O śmierci myślę codziennie”
Czego najbardziej się boi?
- KRYSTYNA PYTLAKOWSKA
Jeść i mówić? Czy to wypada? Mariusz Szczygieł zdradza kulisy ekskluzywnego projektu Edipresse „MasterClass – Sztuka konwersacji”, którego jest współprowadzącym. Zdradza też, jak pokonał kompleksy i odzyskał „moc”, z czym się wiąże „poczucie obciachu” oraz co znaczy dla niego „nie ma nic”. Czy często myśli o śmierci i starości? I czego najbardziej się boi? O tym opowiedział w rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
Ty lubisz rozmawiać. Kto wie, czy nie bardziej niż pisać. Jesteś typem gawędziarza.
Tak jak mój ojciec. Niedawno na festiwalu w Miedziance pod Jelenią Górą, w nieistniejącym miasteczku, które jest bohaterem książki Filipa Springera, zrobiliśmy festiwal reportażu. Miałem tam budkę na przystanku autobusowym z napisem: „Przystanek Prawda, Szczygieł słucha”. I podchodzili różni ludzie, którzy zaczęli mi opowiadać o swoich prawdach i o sobie. I nie był to żaden ekshibicjonizm, tylko pierwotna potrzeba, aby powiedzieć coś, co nie będzie tekstem użytkowym, o czym nie mówi się przy grillu.
(...)
Często powtarzasz, że ludzi trzeba rozumieć.
Skoro już się urodziłem, to powinienem chyba jak najwięcej zrozumieć, nie? Wdałem się w ojca. Gdybym wdał się w mamę, byłby kłopot. Mama jest nieśmiała, uważa, że nic nie należy mówić ludziom, których się nie zna, i w ogóle rozmawiać z nieznajomymi, a mój ojciec wręcz przeciwnie. Wszystkich uwodzi, na całym Powiślu. Mawia: „W naszym wieku najważniejsze jest poczucie humoru”. A ma 85 lat. Niedawno byliśmy w Pradze, ja pisałem książkę, a dla rodziców wynająłem 30-metrowy apartamencik z tarasem. Tata był szósty raz w Pradze, ciągle powtarza, że jedzie tam już po raz ostatni.
W ich hotelu byli goście z różnych krajów i mówiący w różnych językach. I tata mnie męczył, żebym ich zagadywał, pytając, skąd są. A ja znam przecież tylko czeski, a tam Czechów nie było. Więc on, który nie zna żadnych języków, siedząc na tarasie, dowiedział się od każdego, co chciał wiedzieć. Mama powiedziała do mnie: „Ty przychodź tu i coś zrób, bo ojciec ze wszystkimi na tych tarasach rozmawia i wszyscy już go znają”. Wrzuciłem nawet jego zdjęcie w kapeluszu na Instagram.
(...)
Często myślisz o starości i śmierci?
O śmierci to ja myślę codziennie, że jutro mogę żyć i mogę też nie żyć. Ani jednego, ani drugiego się nie boję.
A musisz się teraz tym martwić? Dla mnie śmierć jest tematem oswojonym od dziecka.
Dla mnie oswojonym od jakiegoś czasu i wcale się nie martwię, nie przykładam do tego już wielkiej wagi. Boję się tylko cierpienia i zniedołężnienia.
Nie musisz snuć takich wizji.
Nie muszę, odpowiadam na pytanie. Nie boję się tego, że mnie już nie będzie. Wyobrażam sobie, że po prostu zasnę, a ja bardzo lubię spać. Kiedyś nie mogłem. Ale dlaczego właściwie zeszliśmy na tę śmierć? Aha, już wiem, chodzi ci o moją książkę „Nie ma”.
Jest o śmierci?
Też, bo „Nie ma” to także śmierć. Ale jest wiele różnych „nie ma”, a zakończy się moim epitafium. Ale nie zdradzę ci jakim.
Też mam swoje epitafium: „Była dobrym człowiekiem”. O, odnalazłam swoją prawdę!
A widzisz! Moja redaktorka po przeczytaniu tej książki powiedziała, że to, co powinno być smutne, u mnie jest wesołe, a to, co powinno być wesołe, nagle kojarzy się z jakąś przepaścią. A ja to robię celowo.
Cały wywiad z Mariuszem Szczygłem już w najnowszej VIVIE! w kioskach od 4 października!