Reklama

Drugie małżeństwo hollywoodzkiej aktorki z emerytowanym sportowcem było wyjątkowo nieudane i trwało tylko dziewięć miesięcy, jednak to właśnie Joe DiMaggio okazał się jedynym mężczyzną, który kochał Marilyn Monroe nieprzerwanie, taką, jaka była naprawdę. W pozwie rozwodowym gwiazda zaznaczyła, że mąż znęcał się nad nią psychicznie, jednak ich relacja po rozstaniu była tą, która podtrzymywała aktorkę przy życiu. „Gdyby nie on, dawno już bym się zabiła”, mówiła Marilyn. DiMaggio był zdruzgotany, gdy dowiedział się o jej śmierci.

Reklama

Marilyn Monroe i Joe DiMaggio: jak się poznali? Historia miłości

Jedną z cech, która uczyniła z niej "tę" Marilyn była jej dziecięca naiwność i towarzysząca jej przez całe życie potrzeba posiadania starszego mężczyzny, który się nią zaopiekuje i obroni przed światem. Takim obrońcą miał być silny i wysportowany bejsbolista Joe DiMaggio. Z pozoru nie mieli ze sobą nic wspólnego. Jego świat sportu nie łączył się w żadnym punkcie z jej światem filmu i hollywoodzkiego splendoru, do którego wówczas powoli wchodziła. Z biegiem czasu okazało się, że łączy ich więcej, niż można było przypuszczać.

Był rok 1952 roku, gdy uznawany za jednego z najlepszych amerykańskich baseballistów 37-letni gracz New York Yankees poznał piękną, 25-letnią aktorkę, która była dopiero na początku swojej kariery. Marilyn uważała, że sportowcy cierpią na przerośnięte ego i starała się omijać ich szerokim łukiem, ale ten nie zachowywał się, jak cała reszta. W zasadzie był inny, niż wszyscy mężczyźni, którzy z miejsca próbowali ją uwieść. Joe tego nie robił, przyglądał jej się tylko z zaciekawieniem. W środku był już głęboko przekonany, że zakochał się na zabój w tej uroczej blondynce, na zewnątrz nie okazywał jednak tego w nachalny sposób. Marilyn wspomni później, że traktował ją wyjątkowo.

Mondadori Collection/UIGUNIVERSAL IMAGES GROUP

Gdy DiMaggio poprosił ją o rękę, zgodziła się bez wahania. Odnalazła w nim opiekę, troskę i czułość, których całe życie usilnie szukała. Tancerka Lotte Goslar, przyjaciółka aktorki, przyznała, że Marilyn znalazła w nim ojca, którego jej brakowało. Dwa lata od pierwszego spotkania pobrali się w urzędzie stanu cywilnego w San Francisco. Marilyn uciekła na tę ceremonię z jednego z planów filmowych. Miała już wówczas dość szufladki „słodkiej idiotki”. Chciała grać ambitniejsze role.

Był 14 stycznia 1954 roku, gdy skromnie ubrana Monroe pojawiła się przed reporterami w nowej roli - żony Joe DiMaggio. Była szczęśliwa i kompletnie nieświadoma tego, że jej wielka miłość z Joe już wkrótce przerodzi się w toksyczny związek.

Ewing Galloway/UNIVERSAL IMAGES GROUP

Marilyn Monroe i Joe DiMaggio: ich małżeństwo trwało 9 miesięcy

Pierwszy kryzys zastał ich już podczas podróży poślubnej, która była bardziej wyjazdem służbowym, niż wakacjami zakochanych w sobie małżonków. Marilyn po raz pierwszy poczuła się wtedy, jak prawdziwa gwiazda, a Joe zrozumiał, że taką poślubił. Gdy artystka usłyszała, że ma wystąpić dla 100 tysięcy amerykańskich żołnierzy w Korei, bez wahania zostawiła męża w Japonii i wyjechała. Sportowiec szybko zrozumiał, że nie ma nad Marilyn żadnej kontroli, a im bardziej to czuł, tym mocniej o nią walczył. Początkowo roztaczana przez niego nad ukochaną opieka przerodziła się w obsesję zdobycia władzy.

Zawodowo Marilyn po chwilowej przerwie znowu pięła się na szczyt. Studio zawiesiło ją na kilka miesięcy, ale już w 1954 roku zagrała w „Nie ma jak Show Biznes” i „Słomianym wdowcu”. Rola w tym drugie filmie była jej kluczem do ogromnej popularności, ale przyczyniła się też do zakończenia jej małżeństwa.

ALAMY LIMITED

Marilyn Monroe i Joe DiMaggio: toksyczny związek

Pewnego dnia podczas słynnych dziś zdjęć Marilyn stała na klatce wentylacyjnej nowojorskiego metra. Jej mąż był przeciwny tej scenie, nie chciał, żeby gwiazda pokazała bieliznę. Ostatecznie się zgodził i obserwował scenę wraz z tłumem gapiów i paparazzi. Ujęcie powtarzano aż 20 razy, bo Marylin wciąż zapominała tekstu. Mówiło się o niej jeszcze na długo po zakończeniu zdjęć. Wszystko przez słowa, które wypowiedział do aktorki jej filmowy partner: „Czujesz ten wiatr spod ziemi? Jaki cudowny!” Joe nie mógł znieść tej sytuacji, a Marilyn nie mogła znieść kolejnych pretensji. Mówiło się, że od dawna tylko pozuje na szczęśliwą, a mąż znęca się nad nią psychicznie.

Joe DiMaggio w istocie okazał się toksycznym partnerem, który poza obsesyjnym kontrolowaniem, dopuszcza się na żonie rękoczynów. Jedną z takich scen potwierdził syn DiMaggio, Joe Jr., który opisał brutalny moment pomiędzy ojcem i macochą. „Spałem na dole, gdy usłyszałem ich wrzaski. Nagle Marilyn zbiegła po schodach i wybiegła z domu. Ojciec pognał za nią. Dopadł Monroe, złapał ją za włosy i siłą wciągnął z powrotem do domu. Gdy rano zapytałem Marilyn, co się stało, odpowiedziała: Nic się nie stało, Joe, wszystko jest w porządku”, wspominał.

Ich małżeństwo trwało tylko dziewięć miesięcy i właściwie od początku naznaczone było przemocą ze strony DiMaggio. Aktorka początkowo próbowała tłumaczyć przed sobą i całym światem, że chora obsesja jej męża na jej punkcie, to w rzeczywistości namiętność, a Joe naprawdę ją kocha. Ukojenia szukała w lekach, alkoholu i romansie z trenerem głosu Halem Schaeferem. Ostatecznie ciągłe awantury, pretensje i szarpaniny przerwała pozwem o rozwód. Joe próbował odwieść ją od tego prośbą i groźbą. Wynajął nawet detektywa, który śledził każdy ruch gwiazdy. Wtedy naprawdę mógł kontrolować wszystko, co robi i nie cofnął się przed tym.

ALAMY LIMITED

Przyjaźń po rozwodzie

Nikt nie przypuszczał, że kluczem do udanej relacji Joe DiMaggio i Marilyn Monroe będzie rozwód. Byli małżonkowie nie tylko nie zerwali ze sobą kontaktu, ale także zbliżyli się do siebie, jak nigdy wcześniej. Joe stał się przyjacielem aktorki, o którym zawsze marzyła. Wybrali się na Florydę, odpoczywali na plaży i chodzili na mecze bejsbolowe. Świętowali nawet wspólnie jego 40. urodziny. Prasa sugerowała, że znowu są razem, oni zapewniali, że jest inaczej. Marilyn nie miała jednak wątpliwości, że DiMaggio jest jedyną rodziną, jaką ma.

Kiedy zaczęła mieć myśli samobójcze, zgłosiła się do szpitala. Nie miała pojęcia, że niesłusznie trafi na oddział dla poważnie zaburzonych pacjentów. Zakazano jej nawet rozmów telefonicznych. „Jeśli będziecie mnie traktować jak wariatkę, to będę się tak zachowywać” – groziła. Pomogła dopiero interwencja jej byłego męża. Zagroził, że rozbije szpital „cegła po cegle”, jeśli jej nie wypuszczą. Ponownie otoczył ją opieką, zaproponował jej nawet ponowne małżeństwo. Nie chciała się zgodzić, ale bała się, że jeśli odmówi, Joe zniknie z jej życia. „Gdyby nie on, dawno już bym się zabiła”, wyznała swojej przyjaciółce.

Marilyn zmarła w nocy z 4 na 5 sierpnia 1962 roku. Miała zaledwie 36 lat. Oficjalnie poniosła śmierć w wyniku przedawkowania środków nasennych, ale pojawiło się dużo wątpliwości. Kiedy Joe DiMaggio usłyszał tragiczne wieści, kompletnie załamany przybył do Los Angeles, aby zidentyfikować i odebrać ciało Marilyn z kostnicy. Zajął się również organizacją ceremonii. Co tydzień na jej grób sześć długich czerwonych róż, tak jak William Powell upamiętniał Jean Harlow. Dowiedział się o tym od Marilyn, która powiedziała, że to wyjątkowy romantyczny gest. Robił to aż do swojej śmierci 8 marca 1999 roku. Już nigdy nie przyrzekał żadnej kobiecie dozgonnej miłości. Zachował ją dla Marilyn. Gdy umierał, miał powiedzieć: „Nareszcie znów ją zobaczę”.

Joe DiMaggio na pogrzebie Marilyn Monroe

Keystone/Getty Images
Reklama

Źródła: vogue.pl, polki.pl

Reklama
Reklama
Reklama