Mama Anny Lewandowskiej nakręci film o swojej krewnej, która była położną w Auschwitz
Jej historia jest naprawdę wyjątkowa!
Mama Anny Lewandowskiej, Maria Stachurska, jest głęboko wierząca i tak wychowała też córkę. Niewiele osób wie jednak, że miała w rodzinie prawdziwą bohaterkę! Ciotka Anny Lewandowskiej, a dokładnie cioteczka babka ze strony matki, była w czasie drugiej wojny światowej akuszerką w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Stanisława Leszczyńska przemyciła tam swój dyplom medyczny, a ponieważ znała język niemiecki, udało jej się przekonać władze obozu, by przydzielono ją do pomocy przy porodach. Dzięki temu mogła przebywać blisko córki, która przebywała w obozowym szpitalu. Ciotka Ani stworzyła także własną modlitwę, którą odmawiała w intencji pacjentek. W trudnych warunkach odebrała tam ponad trzy tysiące porodów. Od lat trwa jej proces beatyfikacyjny, a mama Anny Lewandowskiej przygotowuje film dokumentalny na temat ich krewnej.
Film o krewnej Anny Lewandowskiej
Mama Anny Lewandowskiej od lat planowała nakręcić film i gruntownie się do tego przygotowała. Teraz projekt jest już w mocno zaawansowanej fazie. „Wielokrotnie rozmawiałam z moimi nieżyjącymi już wujkami i to oni inspirowali mnie do zrobienia filmu o ich matce. Przekazywali mi różne pamiątki po niej i dokumenty. Obecnie film jest jeszcze w trakcie realizacji, od czerwca zaczyna się postprodukcja. W filmie osobą przeprowadzającą przez jej życie jest jedna z wnuczek Stanisławy Leszczyńskiej. Mierzy się ona z tym, co przeżyła babcia i jej mama w obozie. A tym samym ja się z tym mierzę”, powiedziała niedawno Maria Stachurska w wywiadzie z magazynem Dobre Nowiny.
Według wstępnych informacji film będzie nosił tytuł Położna. „Tym filmem chcę dać świadectwo, że wbrew wszystkiemu można nie tylko zachować godność i człowieczeństwo, ale w niedających żadnej nadziei warunkach przyjmować z radością nowe życie. Z pomocą wiary i modlitwy wszystko jest możliwe”, powiedziała wcześniej z rozmowie z Życiem na Gorąco.
Historia Stanisławy Leszczyńskiej jest tym bardziej wyjątkowa, że w cudowny sposób wszystkie noworodki, którym pomogła przyjść na świat w tak trudnych warunkach, rodziły się żywe: „Niektórzy dziwili się, że moja ciocia, odbierając porody w obozie zagłady, nie miała żadnych zgonów, ani noworodków, ani ich matek. Odpowiedź na to jest bardzo prosta. Po zdanym egzaminie na położną zjawiła się w kościele Wizytek w Warszawie i złożyła przyrzeczenie, że jeśli straci choć jedno dziecko, natychmiast odejdzie z zawodu. Kilka lat po zakończeniu wojny żarliwą modlitwą uratowała niedającego już żadnych oznak życia noworodka. Towarzysząca jej lekarka stwierdziła, że nic z tego nie rozumie, i jeśli ktoś z obecnych przy porodzie osób wierzy w Pana Boga, to właśnie jemu należy za ten cud podziękować”, mówiła Maria Stachurska.