Maria Sadowska szczerze o małżeństwie: „Wcześniej byłam niechętna ślubom. Ale jak ma się dwoje dzieci, to już inna kwestia"
„Ślubu udzielał nam wujek Mirek, brat mojej mamy", wyznał jej ukochany
- Katarzyna Piątkowska, Karol Sowa
Pochodzą z dwóch różnych światów. Ona od dzieciństwa jest częścią show-biznesu. On wychował się w niewielkiej miejscowości na Suwalszczyźnie. Ona jest jedynaczką, on zawsze otoczony był liczną rodziną. Ona jest starsza od niego o 10 lat. Mówiono, że związek Marii Sadowskiej i Adriana Łabanowskiego nie ma szans na przetrwanie. Udowodnili inaczej: są razem już 17 lat. Udowodnili, że dla prawdziwej miłości nie ma żadnych przeszkód.
[Artykuł aktualizowany 27.06.24 r.]
[Ostatnia publikacja na Viva Historie 13.09.2024 r.]
Maria Sadowska i Adrian Łabanowski — historia miłości
Wydaje się, że są sobie pisani. Chociaż wiedzieli, że to, co ich łączy, jest wyjątkowe, z decyzją o tym, by w końcu stanąć na ślubnym kobiercu, zwlekali aż dekadę. W międzyczasie odnieśli wiele różnych sukcesów, tych związanych z ich życiem zawodowym, jak i prywatnym — przywitali na świecie dwójkę dzieci. W końcu zdecydowali się jednak sformalizować swój związek. Jak wspominali, ich ślub był jednym z „najpiękniejszych momentów w ich życiu”.
„Życie się nasze bardzo też zmieniło i ja zaczęłam do tego podchodzić też bardziej pragmatycznie — że muszę być odpowiedzialną mamą, że na papierze, żeby te dzieci miały rodziców, była też troszkę przyznaję presja od strony rodziców Adriana, bo tam jest tradycyjna rodzina, szczególnie od strony babci, która była zbulwersowana tym, że dzieci są nieślubne i (mówiła), że coś trzeba z tym koniecznie zrobić” wyznała artystka w wywiadzie udzielonym Izabeli Janachowskiej.
Zapraszamy do przeczytania fragmentu wywiadu Katarzyny Piątkowskiej z Marią Sadowską i Adrianem Łabanowskim, który ukazał się na łamach VIVY! w 2022 r.
Maria Sadowska, Adrian Łabanowski, Viva! 19/2022
Ciekawa jestem, co myślałaś, jak dostałaś od niego łopatę.
Maria: (śmiech) Nie byłam bardzo zdziwiona, bo na Suwalszczyźnie mieliśmy zasadzić drzewo. Tylko wyobrażałam sobie, że Adi wykopie dół, a ja wetknę tam drzewo, zakopiemy i już. Taki scenariusz był dla mnie oczywisty, bo Adi jest dżentelmenem. Otwiera przede mną drzwi, wszystko za mną nosi, nigdy nawet nie musiałam nic podnieść. A tymczasem on dał mi łopatę i kazał kopać. Kopię więc, a tu pudełko. W nim kolejne i jeszcze jedno. Aż w końcu otwieram i widzę pierścionek.
Adrian: To było wiosną, na wzgórzu nad jeziorem. Padłem na kolana…
Maria: I wtedy właśnie wyszło słońce. Kolejna scena do komedii romantycznej (śmiech). Bardzo mi wtedy zaimponował. Miał 24 lata, od trzech już byliśmy razem. Miał jaja, żeby się oświadczyć. Mam całe mnóstwo koleżanek, których partnerzy nie kwapią się do tego. Dla mnie to było ważniejsze niż ślub, bo dało mi zapewnienie, że w razie czego jesteś gotowy do poświęceń i tak dalej.
I duża różnica wieku nie była przeszkodą.
Maria: Nie miała żadnego znaczenia. Bardzo rzadko odczuwam, że Adi jest młodszy. Chyba że się upije. Wtedy wychodzi z niego gówniarz (śmiech). Zresztą Adi pod wieloma względami był bardzo dojrzały. Tak życiowo. Ja byłam szaloną artystką, a on stał twardo na ziemi. I miał całą koncepcję na to, jak ma wyglądać nasze życie. Mówił o ślubie, dzieciach. Usadzał mnie.
Adrian: Uwielbiam dzieci i zawsze chciałem je mieć.
Maria: Ja też chciałam, ale odkładałam macierzyństwo na później. Po dwóch latach namawiania urodziła się Lila, nazywana przez nas Dziumbą. Potem pojawił się Iwo. A po 10 latach od zaręczyn postanowiliśmy się pobrać.
Potrzebny był Wam papierek?
Maria: Wcześniej byłam niechętna ślubom. Ale jak ma się dwoje dzieci, to jest też kwestia rozsądkowo-prawna. Po drugie, bliscy nie mogli przeboleć, że wciąż nie mamy ślubu. Szczególnie babcia Adiego. Prawda jest taka, że wtedy już dojrzałam do tej decyzji.
Adrian: Wiesz, jakie ona miała pomysły? Chciała skakać ze spadochronem albo nurkować, albo lecieć balonem. A ja mówiłem, żebyśmy wzięli tradycyjny, normalny ślub. Żebyśmy mogli zobaczyć, jak babcia z dziadkiem tańczą na weselu.
Maria: I to dopiero było egzotyczne. Poszliśmy we wszystkie weselne zabawy i obrzędy. Cudowne było zderzenie rodziny z Podlasia z Warszawką.
Adrian: Ślubu udzielał nam wujek Mirek, brat mojej mamy, który przez 25 lat był księdzem w Kanadzie. Śpiewał nam na ślubie utwór Boba Marleya „Buffalo Soldier”.
CZYTAJ TEŻ: Długo go ukrywała, nie mówiła o tej miłości. Dorota Szelągowska pierwszy raz pokazała partnera
Jaki dom stworzyliście?
Adrian: Jesteśmy dosyć wyluzowanymi rodzicami. Szczególnie Maryśka. Ja staram się trzymać dyscyplinę, chociaż tego nie lubię. Mamy ogromne wsparcie od rodziców, którzy kochają nasze dzieci tak jak nas i zawsze nam pomagają. To jest nieocenione.
Maria: Ja rozpieszczam dzieci, a on gra rolę złego policjanta. Wiem, wiem, Adi… nie patrz na mnie tak znacząco.
Czy to dlatego, że Adrian więcej czasu z nimi spędza?
Maria: Nie mam takiej osobowości, że byłabym szczęśliwa, gdybym została z dziećmi w domu. Zwariowałabym. Nie mam tyle cierpliwości do dzieci co Adi. Oczywiście wyjazdy na dłużej były dla mnie bardzo trudne. Gdy Dziumba miała roczek, pojechałam w miesięczny tour po festiwalach promować film. Ale nie myśl, że przyszło mi to łatwo. Długo się zastanawiałam, czy powinnam tak zrobić. To Adi wypchnął mnie z domu. Ale ja miałam taki wzorzec w domu. Tak się wychowywałam. Moi rodzice bez przerwy wyjeżdżali. Nie było ich całymi miesiącami. Oczywiście bardzo za nimi tęskniłam, ale dzięki temu szybko nauczyłam się samodzielności. Mimo tego, że opiekowała się mną wtedy cała gromada bardzo ciekawych ludzi, byłam samotnym dzieckiem. A mnie najdłużej nie było miesiąc, jak jeździłam po tych festiwalach, i sześć tygodni, gdy zdecydowałam się na udział w „Agencie”. Wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo z Adim jesteśmy ze sobą związani. Czułam się, jakbym nie miała połowy siebie.
Adrian: A ja się świetnie czułem. Zostałem z dzieciakami, przyjechał do mnie mój zespół NO LOGO. Opiekowaliśmy się Lilką i Iwem, a jak oni szli do przedszkola, to my nagrywaliśmy w studiu. Powstała wtedy nasza pierwsza płyta „Wilki kochają kwiaty”. Ona tam ryczała, a my się świetnie bawiliśmy (śmiech).
Nie zazdrościsz Marysi sukcesów?
Adrian: No co ty! Jej sukcesy są moimi sukcesami.
Maria: Adi jest wyjątkowy. To mnie w nim zachwyca. Muszę trochę pocukrować, ale prawda jest taka, że nie odniosłabym żadnego sukcesu, gdyby w pewnym momencie Adi nie wziął na siebie obowiązków domowych, spraw związanych z wychowaniem dzieci. Adi w pełni się poświęcił. Nie byłoby mnie tu, gdzie jestem, gdyby nie siła, jaką mi dał.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Dla miłości poświęcił wszystko, nawet bliskie przyjaźnie. Marek Walczewski gasł na oczach całej Polski