Jacek Poniedziałek o mamie: „Nie dała mi ciepła". Wychowała go sama, nie mieli dobrej relacji...
Aktor mówił też o wstydzie
Choć najważniejsze są jego kreacje filmowe, teatralne i serialowe, Jacek Poniedziałek nie unika publicznych wypowiedzi o swoim życiu prywatnym. Z jego wywiadów i książki dowiedzieliśmy się o uwikłaniu w uzależnienie; o licznych perypetiach związkowych; a także o relacjach rodzinnych, które nie zawsze były łatwe. Jak na przykład ta z mamą.
Artykuł aktualizowany 6.08.2024 r.
Dzieciństwo, mama i tata Jacka Poniedziałka
Aktor wychowywał się w skromnych warunkach i trudnych okolicznościach. Jego tata pracował jako kelner w jednym z hoteli, ale zmarł, gdy Jacek Poniedziałek miał zaledwie 4 lata. To jednak nie koniec tragedii. „A kiedy miałem 11 lat, umarł brat, potem babcia, potem drugi brat. Życie mojej rodziny naznaczone było śmiercią i strachem przed nią”, opowiadał nam kilka lat temu.
Cała odpowiedzialność za wychowanie dzieci spadł na mamę. Ta pracowała w sklepie, a następnie w hucie szkła. Ale żadne z tych zajęć nie pozwalało rodzinie żyć tak, aby starczało na wszystko. Mimo dobrych intencji, relacje mama-syn nie były najlepsze. Brakowało czasu na miłość. Dorastający chłopiec dowiedział się też o niecodziennej zdradzie… „Siłą rzeczy nie dała mi ciepła, bo nie miała odrobinki przestrzeni na to w swoim dniu, w swojej duszy. Była też bardzo zaszczuta przez swoją matkę. Matka mojej mamy przespała się z moim ojcem. Jak moja mama miała być potem normalna? Ona ich nakryła. Takie rzeczy z człowiekiem zostają”, wyjawił aktor Markowi Sekielskiemu.
„Wstydziłem się biedy, wstydziłem się rodziców, a właściwie mamy, bo ojca prawie nie znałem. Jak byłem dzieciakiem, mniej więcej do 13. roku życia, nie zdawałem sobie z tego sprawy, przyjmowałem to z dobrodziejstwem inwentarza. W pewnym momencie, zwłaszcza w czasie dojrzewania płciowego, kiedy hormony doszły do głosu, zacząłem rozumieć biedę i brzydotę, nieatrakcyjność mojego otoczenia”, dodawał Jacek Poniedziałek w Onecie.
Brak pieniędzy rzutował na jego marzenia. „Bieda była odczuwalna na etapie szkoły średniej, a później szkoły teatralnej. Ta bieda przekładała się na bardzo radykalne ograniczenie możliwości edukacyjnych – filmów, kursów, wyjazdów, książek. W biednej rodzinie nikt takich zainteresowań nie podsycał, bo nie miał na to czasu ani głowy”, czytaliśmy.
W wywiadzie dla VIVY! Jacek Poniedziałek w szczegółowy sposób opisał różne etapy życia swojej mamy. Inaczej radziła sobie z życiem, gdy dopiero wchodziła w dorosłość; inaczej musiała walczyć o każdy dzień już jako dorosła kobieta. Z kolei jako dojrzała mama aktora nie umiała nawiązać z nim autentycznej relacji.
Prób było kilka…
Jacek Poniedziałek o niełatwej relacji z mamą — fragment z VIVY!
Poniższy fragment to część wywiadu z aktorem, który w 2021 roku przeprowadziła z nim Beata Nowicka.
Kiedy opisujesz swoje biedne dzieciństwo i umęczoną, zaharowaną, zaniedbaną mamę, do głowy mi nie przyszła „bajeczna, prawie arkadyjska młodość pani Poniedziałkowej”, o której wspominasz.
Była prawdziwa. Tyle że znacznie wcześniej. Mam ją udokumentowaną na starych zdjęciach. Mama urodziła się w 1927 roku, gdy skończyła się wojna, miała 18 lat. Była bardzo ładna, miała świetne nogi i wołali na nią „Paryżanka”. Zawsze wystrojona: kokarda we włosach, rękawiczki, elegancka sukienka. Siedzi albo stoi w trakcie jakiejś piknikowej sytuacji na łące czy nad stawem gdzieś pod Krakowem. Wokół niej zawsze widać kilku zapatrzonych w nią młodych mężczyzn w eleganckich jasnych marynarkach i letnich kapeluszach. Ona lekko speszona, ale niezwykle ponętna. Wie, że się podoba. Trochę się tego wstydzi, ale i z tego korzysta...
Te zdjęcia sugerują, że będzie w życiu szczęśliwa...
I była. Do spotkania z ojcem. Pierwszą miłością mamy był Ludwik, mężczyzna, który zawsze istniał w jej opowieściach: przystojny, elegancki pan, gładko zaczesany do tyłu, używający brylantyny, szczupły, w garniturze, kulturalny. Znam go ze zdjęć i kilku wizyt po śmierci ojca. Jej życiową klęską było porzucenie tego spokojnego, niepijącego, łagodnego mężczyzny... i związanie się z moim ojcem. On natychmiast zawładnął jej sercem, bo był piękny. Piękny niebezpiecznie. Piękno jest pociągające, ale gdy nas zbyt pochłonie, popełniamy fatalne błędy. I tak wylądowała z biseksualnym alkoholikiem, bawidamkiem, podrywaczem i kłamcą. Ojciec zdradzał ją, nigdy go nie było, przepijał pensję, szalał, bawił się i nie znosił domu. Oraz mamy, bo była jego wyrzutem sumienia.
[...]
Przeprowadziłeś kiedyś z mamą rozmowę o szczęściu?
Nie była skora do zwierzeń. Odkąd wyniosłem się z domu, mieszkałem u mojego pierwszego partnera, potem u drugiego. Nasze rozmowy były trudne, bo każda zaczynała się od jej pretensji o zbyt długie milczenie lub nieodwiedzanie. Wiesz, jakie matki potrafią być roszczeniowe. Ale czasem udawało się pogadać. Kiedy dowiedziałem się, że mój pierwszy chłopak mnie zdradza, wróciłem do domu i strasznie się przy mamie rozpłakałem.
Ile miałeś lat?
Może 22...? Nawet nie tłumaczyłem, o co chodzi, ale ona to poczuła. Niezdarnie mnie przytuliła i powiedziała: „Tego kwiatu jest pół światu”. Krótka, zdawkowa chwila bliskości. Nie mówiłem jej, że jestem homoseksualistą, w pewnym momencie zaczęła się domyślać. Urodziła mnie w wieku 40 lat. Gdy miałem 20, ona miała 60, była nieszczęśliwą starszą kobietą, zajętą prozą codzienności. Trudno nam było się porozumieć, nawiązać autentyczną więź. Mówiliśmy innymi językami. Bardzo mnie kochała, ale nie umiała tego okazywać. Ale już to wszystko przepracowałem i nie chcę do tego wracać. Dała mi życie, dom, umożliwiła edukację. To najważniejsze.
Zawsze mówiłeś do mamy w trzeciej osobie...
Tak, mówiliśmy: „Mamo, czy może mama to albo tamto?”. Sam nie wiem, czemu ani jak to się zaczęło. Mama chyba tak samo mówiła do swojej matki... To rzeczywiście dość rzadkie. I gdy dziś się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że właśnie język był jedną z najważniejszych przeszkód dla naszej bliskości.
Powiedziałeś jej w końcu, że jesteś homoseksualistą?
Nie. W tej rodzinie nie rozmawiało się o sprawach intymnych. Właściwie nigdy. Dowiedziała się od mojej siostry. A potem przeczytała w gazetach. Przez jakiś czas nie dzwoniłem do niej, w końcu zrobiła to pierwsza i powiedziała coś w rodzaju: „Przecież ja ich znam. To są bardzo kulturalni ludzie, zawsze mili, czyści...” (śmiech). Takie rzeczy. Potem przez jakiś czas nie wychodziła z domu, bo wstydziła się sąsiadów i kioskarek z jej ulicy. Kochała mnie, ale wstyd był silniejszy. Jednak trochę nas to zbliżyło. Dopiero po tym wydarzeniu udało nam się przeprowadzić kilka naprawdę istotnych, osobistych rozmów.
Jacek Poniedziałek, nagranie programu „Pytanie na śniadanie”, Warszawa, 20.03.2015 rok