Małgorzata Niezabitowska: „Ciężkie przeżycia w dzieciństwie albo łamią, albo umacniają. Mnie spotkało to drugie"
Jak wygląda teraz życie pisarki?
- Krystyna Pytlakowska
Dziennikarka, kronikarka stanu wojennego, w latach 1989–1991 rzeczniczka rządu Tadeusza Mazowieckiego. Zawsze jednak czuła się pisarką. O jej pierwszej książce, o Żydach polskich, wydanej w Stanach Zjednoczonych, było głośno na całym świecie. Do podobnej tematyki wraca teraz w powieści „Światłość i mrok”. Dlaczego? O tym, co najbardziej leży jej na sercu, Małgorzata Niezabitowska opowiada Krystynie Pytlakowskiej. Na zdjęciach przed obiektywem swojego męża, wybitnego fotografa Tomasza Tomaszewskiego, który przez lata uwieczniał żonę na co dzień i… od święta. Jak dziś wygląda życie Małgorzaty Niezabitowskiej?
Małgorzata Niezabitowska - fragment wywiadu z nowej VIVY!
Przeczytałam Twoją najnowszą powieść „Światłość i mrok” o relacjach Żydów, Polaków i Ukraińców. Pasjonująca lektura! Dlaczego temat żydowski tak leży Ci na sercu? Nie masz przecież żydowskich korzeni.
Nie mam, chociaż od czasu, gdy zostałam rzeczniczką rządu i potem, kiedy wyszła w Polsce moja książka o Żydach, przypisywano mi żydowskie pochodzenie. Moje babcie opowiadały mi historie rodzinne, w których występowali Żydzi – tradycyjni i religijni z małego miasteczka, kupcy, handlarze, biedota i ci zasymilowani, zaprzyjaźnieni adwokaci, aktorzy czy lekarze ze Lwowa, gdzie dziadkowie Niezabitowscy wynajmowali na stałe apartament w hotelu George. Żydzi byli dla mnie naturalną częścią przedwojennego pejzażu, ale co stało się z nimi dalej, nigdy się nie dowiedziałam. Tragedia Zagłady nie była tematem dla dziecka, a kiedy dorosłam, obie babcie już nie żyły. Ja stawiałam sobie dalej to pytanie. Na to nałożył się Marzec 1968, lecz musiało upłynąć sporo lat, zanim dojrzałam zawodowo na tyle, by móc zająć się tą trudną tematyką.
[...]
Jak przyjęto Waszą książkę w USA?
Książkę i nas bardzo dobrze. Słyszałam nawet, że zasłużyliśmy na drzewko w Yad Vashem, bo kto ocala pamięć, w jakimś sensie ocala życie. Natomiast stosunek do Polski i Polaków w środowiskach żydowskich, z jakimi miałam do czynienia na spotkaniach autorskich, był generalnie negatywny. Zorientowałam się, że tamtejsi Żydzi, zresztą nie tylko oni, nie mają żadnej wiedzy o niemal tysiącletniej polsko-żydowskiej historii ani nie znali wielu aspektów niemieckiej okupacji. Na przykład tego, że za udzielenie pomocy Żydowi, choćby danie pożywienia, groziła kara śmierci. Nie chcę powiedzieć, że ja nas wybielałam. W książce, a także w dyskusjach pisałam i mówiłam o różnych postawach, o ratowaniu i o wydawaniu, i o antysemityzmie, ale przeciwstawiałam się twierdzeniu, że każdy Polak to antysemita, tłumacząc skomplikowanie wspólnych dziejów.
Dlatego byłaś rzeczniczką utworzenia Muzeum Polin? To Ty zaraziłaś tym pomysłem wielu decydentów.
Z powodu tej ignorancji zarówno Żydów na świecie, jak i w Polsce, uznałam, że niezbędne jest muzeum, które przedstawi całą historię. Na początku, w latach 90., była nas mała grupa zapaleńców, z Jurkiem Halbersztadtem na czele, potem inicjatywa zyskiwała większe poparcie, aż w 2013 roku otwarto Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, a ja zostałam członkiem jego Rady.
[...]
Ukształtowały Cię trudności, przeszkody i ich pokonywanie, dlatego stałaś się tak odważna i uparta?
Ciężkie przeżycia w dzieciństwie albo łamią, albo umacniają, mnie na szczęście spotkało to drugie. Już w liceum byłam samodzielna, zarabiałam, przepisując akta w sądzie. Chociaż chciałam być reżyserem filmowym, poszłam na prawo na Uniwersytecie Warszawskim, bo ojciec znowu chorował, a jego małżeństwo się rozpadło. Nie mogłam go zostawić, więc zamiast łódzkiej filmówki skończyłam pomagisterskie studium dziennikarskie i trafiłam do tygodnika „Zwierciadło”. Pragnęłam zająć się reportażem społecznym, nie był to jednak dobry pomysł, ponieważ każde zdanie trzeba było wygładzać, co nakazywała mi cenzura.
ZOBACZ TEŻ: Nela Mała Reporterka zdobyła sławę niemal dekadę temu. Dziś ma już 17 lat i jest nie do poznania!
Zaczynasz więc pisać reportaże sądowe, których nie trzeba wygładzać?
To były dramaty kryminalne opisane w aktach, więc przechodziły i w moich tekstach. Ale po dwóch latach miałam dość. Wyjeżdżałam kilkakrotnie za granicę, aby uzbierać na mieszkanie. Pracowałam w Niemczech, we Włoszech, w Austrii, w butiku czy jako kelnerka. W międzyczasie pisałam dla tygodnika „Kultura”, lecz i tam dosięgła mnie cenzura. Postanowiłam więc zrezygnować z bycia dziennikarką. Pisałam scenariusze filmowe, później też teksty piosenek.
Do dzisiaj wspominają je w zespole Kombi. Byłaś już kobietą zamężną?
W lutym 1978 roku, siedem miesięcy po poznaniu Tomka, pobraliśmy się. Jego, jak mówi, trafił piorun, miłość od pierwszego wejrzenia, ja też zakochałam się, tylko trochę później. Wszystko zaczęło się w klubie Dziekanka, po wernisażu młodych fotografów. Tomek przybył spóźniony i na parkiecie zobaczył „tańczącego anioła”, czyli mnie, faktycznie w nieskazitelnej bieli, w spodniach i tunice uszytych z prześcieradła. Przedstawił nas sobie Tomek Sikora i tańczyliśmy do rana, co jako pierwsze nas połączyło. Oboje, i to do dzisiaj, uwielbiamy tańce.
[...]
Wracając do spraw zawodowych, czy prestiż był dla Ciebie ważny?
Jeśli w ogóle, to płynący z pisania, nie z funkcji. Funkcje kompletnie mnie nie interesowały.
[...]
Czy w Twojej najnowszej książce fabuła jest wymyślona? Czy miałaś pierwowzory postaci?
Główni bohaterowie oraz liczni drugoplanowi i cała dramaturgia to wytwór mojej wyobraźni, osadzony w realiach epoki i w autentycznych miejscach. Przez historię trudnej miłości ludzi, których dzieli wszystko – religia, wychowanie, obyczaje – przedstawiam fragment naszych skomplikowanych dziejów, a zarazem wielobarwny krajobraz Kresów, zwłaszcza Wołynia tuż przed jego unicestwieniem, bo powieść kończy się z wybuchem wojny.
[...]
Tak jak chciałaś na początku swojej drogi zawodowej. Czy w Twojej najnowszej książce fabuła jest wymyślona? Czy miałaś pierwowzory postaci?
Główni bohaterowie oraz liczni drugoplanowi i cała dramaturgia to wytwór mojej wyobraźni, osadzony w realiach epoki i w autentycznych miejscach. Przez historię trudnej miłości ludzi, których dzieli wszystko – religia, wychowanie, obyczaje – przedstawiam fragment naszych skomplikowanych dziejów, a zarazem wielobarwny krajobraz Kresów, zwłaszcza Wołynia tuż przed jego unicestwieniem, bo powieść kończy się z wybuchem wojny.
Wybrałaś ciekawą formę – opowiadasz głosami bohaterów.
Wcieliłam się w sześć postaci o odmiennej mentalności, emocjonalności, sposobie myślenia i wyrażania. Raz byłam chasydzką dziewczyną żyjącą w hermetycznym świecie sztetl, raz ziemiańskim synem, studentem Politechniki Lwowskiej, raz wyzwoloną panną z dobrego domu, która pragnie pozbyć się cnoty, zresztą skutecznie, to znów odszczepieńcem, wyklętym przez żydowską rodzinę młodym komunistą. Stawanie się nimi na przemian było ekscytującą twórczą przygodą.
Bardzo prawdziwe w Twojej książce są uczucia, ujawnił się tutaj Twój romantyzm.
Bo ja mam romantyczną duszę. A historia wielkiej miłości, która rozwija się wbrew wszelkim przeciwnościom, jest niezwykle frapująca. Ale nie zdradzę ci nic więcej w nadziei, że przeczytasz dalszy ciąg, który właśnie piszę.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Edyta Górniak: „15 lat okłamywałam całą Polskę”. Chodzi o Elżbietę Zapendowską
Cały wywiad można przeczytać w najnowszym numerze VIVY! Magazyn dostępny będzie w sprzedaży od 2 czerwca.