Reklama

Profesor Magdalena Środa w najnowszym wydaniu tygodnika Newsweek, opowiada o przyjaźni z Korą i ostatnich chwilach jej życia. Dzięki niej poznajemy artystkę na nowo. „Nigdy nie była letnia: albo kochała („kocham, kocham, kocham”, pisała mi często w esemesie), albo nienawidziła”, wspomina.

Reklama

Magdalena Środa o przyjaźni z Korą

Jaką zapamiętali ją najbliżsi? Dla przyjaciół ciepła i przyjazna, na scenie przeobrażała się w drapieżnego demona, czerpała energię z tłumu. Profesor Magdalenę Środę i Korę łączyła wyjątkowa relacja. Poznały się piętnaście lat temu w Klubie 22 – tajnej organizacji o charakterze towarzysko-polityczna-kulinarnym. „Pokochałyśmy się z Korą natychmiast”, wspomina prof. Magdalena Środa. „To Kora mnie wybrała, oswoiła i pielęgnowała. Ja bym nie śmiała. Należała do innego świata” - dodaje.

Połączyła je niechęć do dzieciństwa. Olga Jackowska wracała do bolesnych wspomnień coraz częściej w rozmowach z przyjaciółką. Opisywała biedę, chorobę matki, samotność, molestowanie i próby samobójcze. Pobyt w sierocińcu odbił się na jej późniejszym życiu. Stąd też wyrosła jej nienawiść do kleru, obłudy czy kościelnej hierarchii, a mimo to, a przy tym była niezwykle duchową osobą. „Jeżeli istnieje Bóg, to tylko w człowieku i w przyrodzie. Jeżeli jest w ogóle we mnie jakaś wiara, to jest to wiara w człowieka i w przyrodę” - mówiła Kora. „Nawet umieranie, nie zmieniły tego negatywnego nastawienia” - zdradza Magdalena Środa.

Kora we wspomnieniach przyjaciółki

Ceniła jej twórczość, podziwiała za wrażliwość, otwartość... Uwielbiały rozmawiać. Zresztą Kora taka była - zawsze miała sporo do powiedzenia.

„Była poetką. Jeśli jej piosenki się z muzyki, zostaje czysta poezja: aktualna i wieczna, kobieca i uniwersalna, polityczna i egzystencjalna. (…) Kora była zawsze rewelacyjnie ubrana. W domu, „przy garach”, na fotelu w ogrodzie, na scenie, w drodze, we śnie, umierając też” - zaznacza Magdalena Środa.

Dla wielu była nieoczywistą indywidualistką. „Tyle w niej było energii, uczuć, myśli, zmiany, że trudno było przyszpilić jej tożsamość. (…) Była płynna, niejednoznaczna, postmodernistyczna”, czytamy na łamach Newsweeka. Oprócz tego, miała stabilne przekonania polityczne. Traktowała muzykę jako służbę wolności. Reagowała na każdy kryzys polityczny i mocno go przeżywała. Ale całą sobą kochała Polskę i nie wyobrażała sobie życia poza Ojczyzną. „Tylko tutaj oddycham pełną piersią i czuję się dobrze”, mawiała. Nawet w trakcie choroby, podpisywała listy protestacyjne. Kiedy dzień przed jej śmiercią Senat przyjął ustawy likwidujące niezależne sądy, Kamil Sipowicz powiedział: „Demokracja umiera. Kora wraz z nią”.

Magdalena Środa o ostatnich chwilach życia Kory

Magdalena Środa odwiedziła przyjaciółkę tydzień przed śmiercią. Przed wyjazdem na Roztocze powiedziała swojemu mężowi: „Jadę do niej, ona umiera”. Odpowiedział: „To niemożliwe. Boginie nie umierają”.

Reklama

„Odchodziła w noc, w którą wszyscy na świecie gapili się w niebo, na księżyc. Symbol kobiecym mocy. (…) Rozpaliliśmy „szamańskie” ognisko, postawiliśmy na łące lunetę, choć i tak gołym okiem było lepiej widać tę przemianę. Opowiadaliśmy jej o niej, trzymają za ręce, głaszcząc, szepcąc. Nie było już kontaktu, ale musiała nas słyszeć. Boginie słyszą wszystko. I nie umierają”, zakończyła Magdalena Środa.

East News
East News
Reklama
Reklama
Reklama