Reżyserka filmu „Pręgi” walczy z ciężką chorobą! Przyjaciele proszą o wsparcie dla Magdaleny Piekorz…
1 z 4
Magdalena Piekorz to jedna z najbardziej cenionych polskich reżyserek i scenarzystek. Od dwóch lat zmaga się z ciężką, długotrwałą i kosztowną chorobą… Przyjaciele, fani, znajomi z branży postanowili wesprzeć ją w trudnej walce z boreliozą. Jaki jest stan jej zdrowia?
Zobacz też: „Nie poddaję się!”, TYLKO NAM Barbara Kurdej-Szatan tłumaczy, jak walczy z boreliozą tajemniczymi prądami!
Choroba Magdaleny Piekorz
Magdalena Piekorz wyreżyserowała „Senność”, „Zbliżenia” czy „Pręgi”. Ten ostatni został nagrodzony Złotymi Lwami , a także Nagrodą Publiczności na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W 2005 roku był polskim kandydatem do Oscara w kategorii „polski film obcojęzyczny”. Wcześniej realizowała filmy dokumentalne i miała nadzieję, że debiut na dobre otworzy jej drzwi do tworzenia fabuły. „Po Gdyni urosły mi skrzydła”, mówiła Monice Kotowskiej w wywiadzie VIVY!. Oprócz tego, jest autorką licznych spektakli i widowisk teatralnych. Tworzyła dla ludzi, ale i dla siebie samej. Praca jest jej największą pasją. „Robiąc film, wywalam całe swoje serce, ale potem chowam się za ekranem”, wyjaśniała. Niestety borelioza wyłączyła ją z życia zawodowego i prywatnego. Plany artystki zeszły na dalszy tor. Z chorobą toczy nierówną walkę. Po pewnym czasie zabrakło środków na żmudne, długie i kosztowne leczenie. Na szczęście artystka może liczyć na pomoc znajomych i ludzi świata kultury i sztuki. Teraz każdy z nas może wesprzeć ją w powrocie do pełni sił.
„Dwa lata temu choroba zaatakowała ze zdwojoną siłą, wyłączając Magdę z życia zawodowego i codziennych zajęć. Leczenie jest żmudne i długie, a terapie wyjątkowo kosztowne. Wesprzyjmy Magdę w tym trudnym dla niej czasie, żeby mogła w pełni wrócić do sił i z pasją realizować kolejne projekty”, czytamy na facebookowym profilu organizatorów zbiórki - Dla Magdy Piekorz.
Datki pieniężne wpłacać można na konto Fundacji im. Darii Trafankowskiej na numer konta: 43 1500 1126 1211 2009 3528 0000 z dopiskiem — Dla Magdy P.
Zobacz też: Monika Kuszyńska pierwszy raz od wypadku stanęła na własnych nogach!
Magdalena Piekorz na pewno się nie podda, jest uparta. I odkąd pamięta miała ogromną potrzebę działania, chociaż czasem prowadziło pod prąd. W 2008 roku Magdalena Piekorz udzieliła nam wyjątkowego wywiadu. Znajdziecie go na kolejnych stronach galerii.
Zobacz też: Bartka Królika, twórcę Sistars, spotkała kolejna tragedia. Muzyk przeszedł poważną operację!
2 z 4
Nakręciłaś „Senność”. Ktoś pomyśli: dobry tytuł, od premiery Twoich „Pręg” minęły cztery lata, zgarnęłaś nagrody i poszłaś spać?
O nie, ja po „Pręgach” się dopiero rozbudziłam. Wcześniej realizowałam filmy dokumentalne i miałam nadzieję, że ten mój debiut na dobre otworzy mi drzwi do fabuły. Po Gdyni urosły mi skrzydła. Rozpędziłam się przecież, powiedziałam coś światu, aż tu nagle napotkałam mur. Choć na swoje scenariusze dostawałam 50, a zdarzyło się, że i 70 procent dofinansowania (z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej – przyp. red.), to jednak okazywało się, że nie ma żadnej siły, by zdobyć pozostałe środki. Walczyłam jak szalona i coraz mocniej rozbijałam głowę. „Senność” to po „Pręgach” mój piąty projekt. Dopiero ten udało mi się zrealizować.
– Jakiej trzeba siły, żeby wytrwać? Wciąż od nowa pukać do kolejnych drzwi?
Najtrudniejsze były dwa pierwsze lata. Były momenty, kiedy czułam się kompletnie bezsilna, bezradna. Myślałam nawet: „Te gdyńskie Złote Lwy to chyba jakaś kara”, bo spotykałam się z dziwnymi reakcjami: „Pani Magdo, dlaczego pani jest taka zachłanna? Zrobiła pani film, dostała nagrody. Trzeba teraz trochę odczekać. Dać szansę innym”. A we mnie krzyczało: „Jak to odczekać? Chcę pracować”. Każdego dnia, jak to się mówi, chodziłam za pieniędzmi. Każdy tak sobie organizowałam, żeby mieć po trzy, nawet cztery spotkania. Czasem rozmowy ciągnęły się pół roku i nic. W końcu odpuściłam, zrezygnowałam z wynajmowania mieszkania w Warszawie, wyjechałam do domu na Śląsk. Zamknęłam się tam i postanowiłam pisać doktorat. Żeby się nie pogubić, zaczęłam pracować na pół etatu na uczelni. Prowadziłam ze studentami zajęcia z reżyserii i to była jakaś forma przetrwania. Dzięki temu poznałam fantastycznych młodych ludzi. Dziś pracują ze mną na planie.
– Z tego żyłaś? Z nauczycielskiej pensji? Niewiele pewnie wypiłaś przez te lata szampana?
Trochę pomagała mi mama, choć wiem, że to ja powinnam pomagać jej. Robiłam mniejsze rzeczy. Pisałam felietony do gazet, nakręciłam dokument, wyreżyserowałam sztukę „Techniki negocjacyjne” w Teatrze Telewizji, spektakl „Łucja szalona” w krakowskim Teatrze imienia Słowackiego. Z pomocą pani wicemarszałek Senatu Krystyny Bochenek udało się zaprosić osobowości świata kultury i polityki – od Kamila Durczoka, Artura Rojka, po samego premiera Jerzego Buzka – by wzięły udział w charytatywnym spektaklu „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków” – na rzecz Hospicjum Cordis w Mysłowicach. Jakoś dawałam sobie radę. Ale nie będę ukrywać, że bywało ciężko.
Zobacz też: „Nie poddaję się!”, TYLKO NAM Barbara Kurdej-Szatan tłumaczy, jak walczy z boreliozą tajemniczymi prądami!
3 z 4
– Musisz być uparta.
W liceum mówiono: „No nie, Magda znowu coś wymyśliła”. Wiem, że wiele osób patrzyło na mnie z przymrużeniem oka: „To ta wariatka, przez którą znów coś trzeba będzie robić po lekcjach”. Ale fakt, że odkąd pamiętam, miałam dar przekonywania. Naszego nauczyciela języka polskiego, doktora Jacka Żywota, potrafiłam namówić, żeby po lekcjach pojechał na wieś do znajomych po siano, bo potrzebujemy go bezwzględnie do stajenki. Byłam chyba głównym organizatorem wszelkich szkolnych imprez. Wynikało to z ogromnej potrzeby robienia czegoś, co wydawało mi się istotne, choć czasem pewnie pod prąd.
– Kto Cię nauczył, by mieć odwagę?
Pamiętam, jak z mamą siedziałyśmy na promenadzie w Świnoujściu. Jeździłyśmy tam co rok. Zawsze lubiłyśmy obserwować ludzi. Patrzyłyśmy tak na przesuwający się przed nami kolorowy tłum, a mama mówiła: „No i powiedz, Magdusiu, jak ty myślisz, kim jest ta pani?” i ja zgadywałam. Na co babcia wtrącała: „To teraz idź, przedstaw się i sprawdź”. Starałam się zawsze miło zapytać: „Przepraszam, pani tak ślicznie wygląda, czy pani jest aktorką?”. Byłam bardzo odważną dziewczynką. Do tego stopnia, że jak można było wygrać w jakimś konkursie piłkę, to chociaż strasznie fałszowałam, szłam i śpiewałam. Wyrosłam w domu kochających się ludzi i myślę, że to miało na mnie ogromny wpływ. Kiedy mam dylemat, zawsze radzę się mamy. Została mi ona, bo babcia, niestety, nie żyje. Babcia Tenia zaraziła mnie miłością do teatru. Tata też odszedł. Byłam z nim bardzo związana. Dwa miesiące po premierze „Pręg” zmarł nagle na wylew. To on zabrał mnie na pierwszy film w dzieciństwie. „King Kong” z piękną Jessicą Lange. Byłam bardzo wzruszona. A tata uwielbiał filmy przygodowe i zawsze wierzył, że zostanę reżyserem.
– Ale Ty przecież marzyłaś, że będziesz aktorką.
Wiele lat. Zdawałam trzy razy do różnych szkół, bez powodzenia. Dziś wiem, że jako aktorka nie byłabym szczęśliwa. Czytając scenariusz, mam takie poczucie, że mogę w coś tchnąć życie, i to jest niesamowite. A potem jadę samochodem, pociągiem, wyglądam przez okno i nagle myślę sobie: „To miejsce muszę mieć w filmie”. Wchodzę gdzieś i czuję: „To wnętrze będzie idealne”. Wsłuchuję się w głosy aktorów, bo one muszą do siebie pasować. Hanna Krall powiedziała mi kiedyś: „Szczegóły są bardzo ważne, bo to one budują świat”. I taka jest prawda. Patrzę na detale, drobne gesty. Potem staram się ogarnąć całość: przestrzeń, muzykę, grę aktorów. A aktorstwo jest cholernie trudnym zawodem. Robiąc film, wywalam całe swoje serce, ale potem chowam się za ekranem. Aktor całkowicie się obnaża. Ten zawód ma w siebie wpisany pewien rodzaj ekshibicjonizmu. I wymaga od reżysera czułości. Kocham swoich aktorów.
– Uważaj, bo zaraz ktoś powie, że kochasz Michała Żebrowskiego. Gra we wszystkich Twoich projektach.
Z Michałem pracuję od lat. I dla mnie on jest amantem naszych czasów. Tak jak kiedyś Zbyszek Cybulski. Ma talent, głos, urodę i jest niesamowicie pracowity, a to wszystko czyni z niego artystę. Dostał scenariusz „Senności” jako pierwszy i miał możliwość wybrania sobie roli. Po cichu z Wojtkiem Kuczokiem mieliśmy nadzieję, że zechce zagrać męża Róży. Choć jest to postać drugiego planu, do tego bardzo negatywna. Ją właśnie wybrał. Uwielbiam pracować z Michałem. Po całym dniu prób potrafi zadzwonić jeszcze wieczorem z kolejnymi dziesięcioma pytaniami. Lubię to, bo jestem taka sama. Jeśli będę kręciła następny film, „Hotel – park”, też widzę tam dla niego miejsce. Kocham aktorów, nie kocham się w nich (śmiech).
Zobacz też: Monika Kuszyńska pierwszy raz od wypadku stanęła na własnych nogach!
4 z 4
– Jest w Tobie samej jakieś aktorskie niespełnienie? Zadra, że to nie Ty jednak stoisz na scenie?
Nie ma niespełnienia, ale rzeczywiście dwa razy bardzo zazdrościłam aktorce jej roli. Basi Kurzaj, która grała u mnie Łucję szaloną. Kiedy po spektaklu Michał Żebrowski powiedział: „Jakbym ciebie zobaczył na scenie”, mogłam się tylko zawstydzić. Bo ta bohaterka nosi wszelkie cechy mojego charakteru. Nie rozpalam ogniska w swoim pokoju, ale rozumiem ją całą sobą. Druga rola – kobiety chorej na narkolepsję, która kocha i podejrzewa męża o zdradę – to Róża z „Senności”. Małgosia Kożuchowska zagrała naprawdę genialnie studium podejrzliwości.
– Opowiedziałaś już historię o niezdolności do miłości. Teraz jest film o jej poszukiwaniu. Ty swoją miłość znalazłaś?
No cóż. „Pręgi” miały w sobie euforię. „Senność” jest gorzka. To film o wiele bardziej dojrzały. Mówi o tym, że ludzie z czasem pozbywają się złudzeń. Sama też się ich przez ostatnie cztery lata po części pozbyłam. Równocześnie nie przestałam wierzyć, że to jest mój zawód. I ufam w opatrzność. Tłumaczę sobie, że może do tamtych projektów zwyczajnie nie dojrzałam i tak miało być? Czuję, że w moim życiu na wszystko jest czas. Byłam niedawno w związku, nie udało się, nie poukładało, ale nigdy nie będę myślała o sobie jak o kobiecie samotnej. Bo jedni spotykają partnera na życie w wieku lat osiemnastu, a inni po czterdziestce. Ja mam dopiero trzydzieści cztery. Wiem, że nie jest łatwo mężczyźnie z taką kobietą jak ja. Pewnie często patrzą na mnie i myślą: reżyser dowódca. Trzeba chęci i uczucia, by pokazać, że życie to nie scena. Bardzo chciałabym mieć własną rodzinę. Kilka lat wstecz raczej byś tego ode mnie nie usłyszała, a teraz? Teraz myślę, może powinnam mieć dziecko, żeby zrobić kolejny film? Dojrzeć, znów trochę dorosnąć, pójść do przodu. Nie chciałabym niczego w swoim życiu przespać.
Zobacz też: Monika Kuszyńska pierwszy raz od wypadku stanęła na własnych nogach!