Reklama

Każde święta spędzali razem, celebrowali wspólne chwile... W tym roku jest inaczej. To była dla nich smutna Wielkanoc. Magdalena Adamowicz opowiedziała o pierwszych świętach po stracie męża. Od tragicznych wydarzeń podczas 27. finału WOŚP minęło zaledwie kilka miesięcy. Rodzinie Pawła Adamowicza trudno poradzić sobie z bólem po jego śmierci.

Reklama

Magdalena Adamowicz o pierwszych świętach bez męża

Magdalena Adamowicz w mediach społecznościowych zamieściła poruszający wpis dotyczący świąt Wielkanocnych. ,,To będą pierwsze takie Święta... razem, ale osobno... . Koszyk już mamy gotowy i czeka na poświęcenie. Teresa i Antonina, jak co roku dbały o to, żeby niczego w środku nie zabrakło i co najważniejsze, żebyśmy spędziły ten czas razem", napisała na Twitterze. Wpis opatrzyła serią rodzinnych fotografii.

,,Tradycyjnie. Nic się nie zmienia. Zawsze była dla nas ważna cała liturgia. Od Wielkiego Czwartku przez Drogę Krzyżową w piątek po liturgię ognia w sobotę i potem niedzielę wielkanocną. Śniadanie u brata Pawła z ich rodzicami. A potem jedziemy do moich rodziców, gdzie spotykamy się z moim rodzeństwem.

Do niedawna jeszcze był z nami pradziadek Tereski i Antoniny. Każdy ma swój pokój. Z naszego żartowano oczywiście, że to apartament prezydencki. Nocujemy i w poniedziałek czeka nas wielkie lanie wodą w ogrodzie. Wielopokoleniowe święta. Tylko że w tym roku idziemy jeszcze do Pawła. Na grób”, wyznała w rozmowie z Wirtualną Polską.

Z kolei w najnowszym wywiadzie dla Wprost, Magdalena Adamowicz podkreśla, że rodzina daje jej wiarę. Te święta były dla nich niezwykle trudne. Zawsze spędzali je rodzinnie, tradycyjnie... ,,Jesteśmy bardzo zżytą rodziną, wręcz tak po kumpelsku, mamy swoje rytuały. Zawsze były dla nas ważne święta, podchodzimy do nich niezmiennie z dużym namaszczeniem. Nie wiem, jak teraz damy radę bez Pawła. Ale musimy. Takich momentów, w których z całą siłą wracają wspomnienia jest dużo", wyznała.

,,Trudno jest, kiedy gotuję ulubioną potrawę Pawła i przypomina mi się, jak się cieszył, kiedy to przygotowywałam. Albo kiedy przeglądam zdjęcia w telefonie. (...) Często myślę, że to co się stało, to jakiś surrealistyczny film, a ja, Magda, oglądam go i myślę, jaka straszna tragedia spotkała tę rodzinę i że sama nie chciałabym przeżywać czegoś takiego. Wiem, że ciężkie będą teraz pierwsze święta wielkanocne, majówka, czy wakacje", dodała w rozmowie z Katarzyną Skrzydłowską-Kalukin.

Tęsknota za ukochanym mężem i ojcem jest silna. Wdowa po prezydencie Adamowiczu przyznaje, że w różnych sytuacjach odruchowo chcę zadzwonić do męża. Dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, że jego już nie ma.

,,Wtedy z nim rozmawiam, mówię do niego. Czasem na niego krzyczę, że nas tak zostawił, chociaż wiem że tego nie chciał, bo bardzo nas kocha. Tak, są momenty, w których wydaje mi się że on jest. (...) Na zakupach wkładam do koszyka ulubione jedzenie Pawła. Kiedy przechodzę obok sklepu z męskimi ubraniami i coś mi się podoba, zaczynam myśleć jak by leżało na nim. Oddałabym wszystko, żeby cofnąć czas. (...) Z jednej strony wiem, że on nie żyje, ale z drugiej gdzieś tam w podświadomości wydaje mi się, że on jest w delegacji, że lada dzień wróci, postawi torbę w korytarzu, położy zegarek i portfel w miejscu, w którym zawsze kładł, że znów usłyszę jego głos, zrobię mu melisę, a on zaproponuje mi lampkę wina", dodała w rozmowie z Wprost.

Magdalena Adamowicz stara się być silna ze względu na swoje dzieci. W wywiadach zapowiadała, że będzie dbać o dobrą pamięć Pawła. „(…) mam nadzieję, że śmierć Pawła, ta naprawdę wielka ofiara, nie pójdzie na marne, spowoduje, że coś w ludziach drgnie. (…) Ale ja wierzę, że z tego zła jednak wyrośnie jakieś dobro”, wspominała w wywiadzie dla Newsweeka.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama