„To jest mój bunt przeciw obowiązującemu u nas wzorcowi idyllicznego macierzyństwa”
Magda Mołek szczerze o synach i trudach rodzicielstwa
- Beata Nowicka
„Najpiękniejsza twarz TVN-u” – tak internet uczcił jej 43. urodziny. Ona zadzwoniła do swojej mamy i… podziękowała za to, że ją urodziła. Właśnie zamknęła najtrudniejszy okres w życiu. Beacie Nowickiej po raz
pierwszy opowiedziała o swoim prywatnym świecie, dotąd ukrytym za kulisami dyskrecji i milczenia.
Szukam żony, która ogarnęłaby mi wszystko”, powiedziałaś, kiedy umawiałyśmy się na tę rozmowę. Rozbawiłaś mnie i… zaintrygowałaś.
Magda Mołek: A nie uważasz, że instytucja żony jest najlepsza na świecie? Ktoś, kto wszystko załatwi, pomyśli za ciebie, zaplanuje przyszłość, wyciągnie z tarapatów. Takie są kobiety w Polsce, a ja jestem jedną z nich. Wiem, ile wysiłku wkładam w ogarnianie rzeczywistości. I powiem to głośno, mam za sobą chyba najtrudniejszy okres w życiu.
To znaczy?
Przez ostatni rok nie przespałam porządnie ani jednej nocy. Mam 43 lata, dwoje dzieci, w tym jedno malutkie, wymagającą pracę zawodową, więc mam też prawo przyznać, że jestem po prostu zmęczona. I niech to będzie mój wyraz solidarności z polskimi kobietami, które przez siedem dni w tygodniu mają ręce pełne roboty. Ja też. Przez 25 lat intensywnej pracy zawodowej wydawało mi się, że w życiu wszystko jest do pogodzenia. Otóż nie jest. I to jest mój bunt przeciw obowiązującemu u nas wzorcowi idyllicznego macierzyństwa, gdzie dzidziuś tylko śpi, dom się cudem sam ogarnia, jest więc czas na kawkę, selfie w pełnym makijażu i trening.
Tak bywa w wirtualnej rzeczywistości.
Kiedy na świecie pojawił się mój młodszy syn, zrozumiałam, że bycie mamą jedynaka to rozkosz. Rok temu wsiadłam na rollercoaster i nie było czasu zapiąć pasów (śmiech). Moje dzieci to żywe srebro, ciekawe świata.
One są asertywne i pewne siebie, my byłyśmy ułożone i karne.
Moja mama do dzisiaj wspomina, jakim byłam grzecznym dzieckiem. Ponoć tylko spałam i jadłam, a jak się budziłam, to z uśmiechem i grzecznie czekałam, aż ktoś to zauważy. Moi chłopcy są charakterni. Pozwalam im wszystkiego doświadczać, szukać, nabić sobie guza. To jest w rodzicielstwie trudniejsze niż ograniczanie, bo muszę sama wyzbyć się strachu, że się coś stanie. Ja byłam wychowywana według zasady: „Jesteś dziewczynką, masz być mądrzejsza”, co oznaczało „grzeczniejsza”. Nie pasowało mi to, buntowałam się, ale tylko wewnętrznie. Kiedy wyprowadziłam się z domu rodzinnego, wszystko sobie odbiłam (śmiech). Robiłam to, czego nie wypada, szłam pod prąd, stawiałam na swoim i czułam, że żyję.
Ile miałaś wtedy lat?
Dziewiętnaście. Miałam wyjechać z mojej Legnicy do pracy w telewizji we Wrocławiu i spytałam
mamę, czy mi pozwoli. Rok wcześniej zmarł mój ukochany tata, ja i moi dwaj bracia zostaliśmy z mamą sami, zawalił nam się świat, więc opuszczanie rodziny w tej sytuacji wydawało mi się nie fair. Ale mama powiedziała: „Rób, jak uważasz”. To było zdanie, które już zawsze mi towarzyszyło. Mama dała mi wolność, pozwoliła wziąć za siebie odpowiedzialność. We Wrocławiu zaczęłam nowy etap w życiu.
Co pamiętasz z tych początków?
Zadebiutowałam w redakcji informacyjnej lokalnej telewizji, przychodziliśmy do pracy na dziewiątą rano, a wychodziliśmy po ostatnim wieczornym wydaniu programu newsowego. Na dodatek na pierwszym roku studiowałam zaocznie ekonomię w Zielonej Górze, potem przeniosłam się na prawo na Uniwersytecie Wrocławskim, ale szybko pozbyłam się złudzeń, że zostanę prawnikiem. Te dojazdy na uczelnię w Zielonej Górze były horrorem. Mówię to głośno, bo doceniam wysiłki młodych ludzi, którzy, tak ja kiedyś, łączą pracę z nauką. Więc wyobraź sobie, że pracujesz od poniedziałku do piątku po kilkanaście godzin, w piątek wieczorem wsiadasz w ostatni pociąg do Legnicy, śpisz cztery godziny, bo o piątej nad ranem już pędzisz autem do Zielonej Góry. Zajęcia są w sobotę i niedzielę, więc wracasz ostatnim pociągiem do Wrocławia, żeby o szóstej rano w poniedziałek wstać do pracy. To jest możliwe tylko, jak masz 20 lat (śmiech).
Dzisiaj masz inne wyzwania.
Ten rok był podwójnie trudny i rodzinnie, i zawodowo. Mój mąż pisał książkę naukową, zresztą na bardzo aktualny temat: o mechanizmach ochrony praworządności, jednocześnie nie rezygnował ze swojej pracy zawodowej, więc ciężar spraw codziennych spadł na mnie. Oczywiste było to, że mu pomogę. Poczułam na własnej skórze, na szczęście chwilowo, czym jest rodzicielstwo w pojedynkę. Pewnie kiedy za 20 lat spojrzę na to tak, jak na moje wyczyny z młodości, też będę zastanawiać się, skąd ja miałam tyle siły? My, kobiety, jesteśmy po prostu niesamowite.
Jesteśmy silne. Do czasu.
Przeczytałam sporo książek o niezwykłych kobietach i za każdym razem łapię się na tym, że nie ma takiej dziedziny, takiego miejsca, w których nie dałybyśmy sobie rady. Kto przyczynił się do sfotografowania czarnej dziury? Kobieta. Katie Bouman. Dużo mówimy teraz o tym, że dziewczynki są wychowywane w przeświadczeniu, że mogą wszystko. A ja uważam, że nastały czasy, kiedy stereotyp wychowywania chłopców legł w gruzach. Jest dużo trudniej.
Właśnie to chciałam powiedzieć.
Zawsze to powtarzam publicznie, że największym zadaniem moim i męża jest takie wychowanie naszych synów, by w świat poszli jako ludzie wrażliwi, wolni, ale znający granice tej wolności. Którzy będą partnerami w związkach, będą odważni i sprawiedliwi. To, co dzieci widzą w domu, jest najważniejsze i zrozumiałam to, sama będąc matką. W szkole naszego syna psycholożka zrobiła nam, rodzicom, test, który pokazywał, jak nam idzie dawanie przykładu dzieciom. Udowodniła, że większość z nas jedno mówi, a drugie robi. Pierwszy przykład z brzegu, możesz mówić dziecku: „Posprzątaj pokój”, ale jeśli ty masz zawaloną podłogę brudnymi koszulkami, to ono tego nie zrobi.
No bo widzi, co sama robisz.
Dlatego pokazuję dzieciom, jakie życie jest naprawdę. Moja praca niespecjalnie interesuje starszego, ale ostatnio ogromne wrażenie zrobił na nim mój udział w debacie o języku nienawiści na UW. Plakat z tej imprezy powiesił sobie na ścianie, a przy moim nazwisku dopisał flamastrem „Moja mama”. Wzruszyło mnie to. Wypytywał, co tam robiłam, chciał, żebym mu wytłumaczyła, co to jest nienawiść. A potem, jak zawsze, przytulił się i mówił, że mnie kocha. Wiem, że choć najważniejsze jest dla niego, żebym była w domu, to fakt, że robię inne rzeczy, bardzo się liczy. Chyba urosłam w jego oczach.
Nagle odkrył, że jego mama poza domem prowadzi jakieś inne życie, którego on nie zna.
Bo ja jestem matką, która funkcjonuje siedem dni w tygodniu, przez 24 godziny na dobę. Ubawiłam się, czytając książkę Michelle Obamy „Becoming”. Jest tam fragment, w którym opisując czasy, gdy Barack Obama był już senatorem i przyjeżdżał do domu tylko w weekendy, uważała, że najlepsze były te samotne wieczory, gdy miała wszystko ogarnięte: córeczki już spały, dom był posprzątany, a w tle szumiała zmywarka. Wtedy miała wreszcie czas tylko dla siebie. Czytałam ten fragment przy stole w kuchni i… była 22, moje dzieci spały, a obok pracowała zmywarka (śmiech).
To jest jakiś znak?
To jest opowieść o tym, że wszystkie jesteśmy takie same. I że za sukcesem mężczyzny stoi mądra kobieta. Od ośmiu lat prowadzę galę Nagród Polskiej Rady Biznesu, gdzie nagradzani są ci, którym działalność w szeroko rozumianym biznesie wychodzi najlepiej. Oczywiście w przytłaczającej większości są to mężczyźni. I dopiero w tym roku częściej niż raz padały ze sceny podziękowania dla tych drugich połówek, kobiet. Jest mi to szczególnie bliskie, bo bez tych dziewczyn nie ma tych męskich karier, tych zwycięstw, sukcesów, odkryć. Dom z żoną, z zadbanymi dziećmi, z tą szumiącą zmywarką jest im szalenie potrzebny do odhaczenia życiowego sukcesu. Sama jesteś autorką książek o dwóch kobietach, które stoją za spektakularnymi karierami swoich mężów. Kto im dmucha w skrzydła? Żona. Szukam żony, która ogarnęłaby mi wszystko (śmiech).
Masz męża, który bardzo dużo pracuje. Kiedy miewasz czasami dość, złościsz się na niego?
Złoszczę się, jeśli mam powód, ale to chyba normalne. Rozmawiamy o wszystkim. Pomagamy sobie. Kiedy ja więcej pracuję, mąż jest z dziećmi, ogarnia dom. Miłość jest beztroska wtedy, kiedy chodzi się na romantyczne randki, ale codzienne życie z opieką nad dziećmi, pracą zawodową i ważnymi projektami to już miłość wymagająca. To jest test partnerstwa. Nie jestem jedyną kobietą w Polsce, która wspiera swojego mężczyznę. Gdybyśmy się tak wszystkie zezłościły i obraziły, wyobrażasz sobie, co by to było?
Armagedon.
W świecie męskich karier zrobiłoby się pustawo (śmiech).
Ale czasami masz dość.
W tym roku pierwszy raz w życiu płakałam ze zmęczenia. Czułam się bezsilna, zagubiona, miałam wrażenie, że nigdy już nie będzie lepiej. Oczywiście wstawałam i – jak to ja – załatwiałam sprawy. Miałam dewizę, że kiedy mleko się rozlało, brałam ścierkę i sprzątałam, nie chlipiąc nad nim. Ale przestało działać.
O której wstajesz do tego boju?
Codziennie wydaje mi się, że tuż po tym, jak położyłam się spać. Zasadniczo zaczynam dzień o piątej rano, bo wtedy budzi się Stefanek.
Próbuję wejść w Twoją skórę…
Nikt, kto nie przesypia nocy, nie da rady tego zrozumieć. Ja i tak mam pomoc, jest mój mąż, czasem babcia, niania. Naprawdę nie wiem, jak sobie radzą samotne matki? Ile one wylewają łez? Wiem, że tak jak w tym afrykańskim powiedzeniu: „Potrzeba całej wioski, by wychować jedno dziecko”. Czasy są takie, że jesteśmy odcięte od naszych korzeni, wyjeżdżamy z rodzinnych domów do pracy, do innych miast i kiedy na świecie pojawiają się dzieci, nagle orientujesz się, że nie masz tej wioski, bo mama, siostry, ciocie są setki kilometrów od ciebie.
Mama do Ciebie przyjeżdża? Moja mama pomogła nam wychować Zuzię.
Taki kobiecy ładunek pomocy to skarb. A moja mama jest cudowna, przez ten ostatni rok bardzo mi pomogła.
Niedawno miałaś urodziny…
Mam taki zwyczaj, że tego dnia dzwonię do mojej mamy i dziękuję jej za to, że mnie urodziła. Że 43 lata temu – w trudnych, nieludzkich wręcz warunkach, w powiatowym szpitalu – przyszłam na świat i ona to przetrwała. Pomagam Fundacji Rodzić po Ludzku w walce o polepszenie standardów opieki okołoporodowej w polskich szpitalach, więc wiem, co się dzieje na oddziałach położniczych. Z ankiety, którą można anonimowo wypełnić na stronie Fundacji, wynika, że połowa z nas (!) w XXI wieku na porodówkach wciąż doświadcza przemocy lub nadużyć ze strony personelu, słyszymy niestosowne komentarze, personel bez zgody kąpie noworodki albo dokarmia mlekiem modyfikowanym. Jeśli będziemy o tym głośno mówić, jeśli nauczymy przyszłe mamy, że mają jako pacjentki prawa, a nie tylko obowiązki, to poprawimy te warunki i wyjdzie nam to wszystkim na dobre.
Bo narodziny dziecka powinny być magiczne…
…tymczasem rzeczywistość w części polskich szpitali sprawia, że są tragiczne. Ja też mam trudne doświadczenia, dlatego zależy mi na tym, byśmy zadbały o siebie nawzajem. Fundacja wymyśliła hasło „Głos matek ma moc zmiany”, a ja jestem matką i mam głos, więc używam go w ważnej sprawie. A wracając do urodzin. To czterdziestkę obeszłam hucznie. Zaprosiłam wszystkich, których kocham, którzy dla mnie dużo znaczą. Wynajęłam knajpę i bawiłam się z ludźmi, których spotkałam na swojej drodze. Zrobiło się z tego małe wesele, tańczyliśmy do późnej nocy, zaśpiewała moja przyjaciółka, wystąpił chór Sound’n’Grace. Czułam się wyjątkowo i miałam wrażenie, że jednak przekraczam próg czegoś, co nazwałabym dorosłością na 100 procent.
Miałaś poczucie, że idziesz dobrą drogą?
Wiem, że jest tak, jak ma być, i nie będę się z tym boksować. Nikomu nie zazdroszczę. To, co robią inni, może mnie najwyżej fascynować, inspirować. Moje małe dzieci porządkują myślenie o przyszłości. Wygląda na to, że czeka mnie jeszcze kilkanaście lat intensywnej organizacji życia domowego, zanim moi synowie wyfruną. Późne macierzyństwo dało mi poczucie przedłużenia młodości.
Chciałabyś zrobić coś tylko dla siebie?
Chciałabym tańczyć. Uważam, że byłabym w tym świetna, serio! (śmiech). Jestem dzieckiem komuny, w głębokich latach 80. w regionalnej telewizji wrocławskiej nadawano relacje z turniejów tańca. Polska stała tańcem! Na ulicach szaro, smutno, biednie, a tam cekiny, pióra, sztuczne rzęsy, sztuczna opalenizna i kolory! Nie mogłam się odkleić od telewizora. Kurs tańca, to jest moje marzenie. Więc chciałabym zatańczyć i kiedyś jeszcze zagrać w filmie. Ale nie siebie, tylko jakąś postać, najlepiej niebezpieczną. Takie tam niespełnione dziecięce marzenia…
Na co dzień zostaje Ci fitness dla zdrowia i urody? Internet uczcił Twoje urodziny, pisząc: „Najpiękniejsza twarz TVN”.
Przyznaję, że ostatnio nie mam siły na fitness. Wszystko, na co mnie stać, to chwila jogi rano. A co do urody, w pracy mam superdziewczyny, które o mnie bardzo dbają. W ciągu godziny potrafią zamienić mnie w królową i w niczym nie przypominam matki Polki po kolejnym wyczerpującym tygodniu. Tak więc wyglądam dobrze, bo ktoś nad tym pracuje. Spójrz na mnie teraz…
Patrzę od dwóch godzin, jest lepiej niż dobrze! Przeczytałam niedawno raport na temat sytuacji kobiet w Europie i było tam zdanie: „Europejki są niewolnicami na trzech etatach: w domu, w pracy i w tym trzecim związanym z korporacyjną autoprezentacją”.
Na dłuższą metę taki model życia jest nie do zniesienia. Kiedyś wstawiłam na Instagram swoje zdjęcie, które zrobiłam po ciężkim dniu. Nie używam żadnych filtrów, jak powiększysz zdjęcia, wszystko znajdziesz: zmarszczki, nierówności, cienie… Pod zdjęciem pojawiło się kilkaset komentarzy, dziewczyny mi dziękowały za to, że nie upiększam, nie poprawiam, nie ubarwiam. „Jakie autentyczne zdjęcie, tak trzymaj”, „Prawdziwa, naturalna kobieta”, „Wreszcie niesfałszowany obraz”, „Kobieta bez plastiku”… Te komentarze są odpowiedzią na pytanie, czego kobiety potrzebują w dzisiejszych czasach. Potrzebujemy prawdy.
1 z 7
„Niedawno wzięłam udział w debacie o języku nienawiści na UW. Mój starszy syn powiesił sobie na ścianie plakat z tej imprezy, a przy moim nazwisku dopisał flamastrem: »Moja mama«”.
2 z 7
„Mam 43 lata, dwoje dzieci, w tym jedno malutkie, wymagającą pracę zawodową, więc mam też prawo przyznać, że jestem po prostu zmęczona”.
3 z 7
„Nie jestem jedyną kobietą w Polsce, która wspiera swojego mężczyznę. Gdybyśmy się tak wszystkie zezłościły i obraziły, to w świecie męskich karier zrobiłoby się pustawo”.
4 z 7
5 z 7
6 z 7
7 z 7