Reklama

Magda Mołek w lipcu 2019 roku poinformowała o swoim odejściu z Dzień Dobry TVN, po 15. latach na wizji. O ile rozstała się z porannym programem, o tyle pozostała obecna w mediach i z powodzeniem kontynuuje samodzielne projekty. W najnowszym wywiadzie ujawniła, co tak naprawdę skłoniło ją do takiej decyzji.

Reklama

Magda Mołek o pracy w TVN

Magdalena Mołek przyznała w rozmowie z Michałem Misiorkiem z portalu Plejada, dlaczego odeszła z telewizji śniadaniowej. „Dzień Dobry TVN traktuję jak moje dziecko. Jednak w pewnym momencie, mając już dwóch synów, poczułam, że wszystko trochę zaczyna mi się wymykać spod kontroli. Zrozumiałam, że nie jestem w stanie pracować w weekendy, a właściwie – że tego po prostu nie chcę”, wytłumaczyła.

„Nawet jak nie prowadziłam Dzień Dobry TVN, to miałam coś innego do zrobienia. Nigdy nie byłam na dwutygodniowych wakacjach, bo zawsze urlop zahaczał o weekend, w który musiałam być w pracy. To są niby błahostki, ale jeśli ciągną się latami, to przybierają na sile. [...] Stwierdziłam, że tak późno urodziłam swoje dzieci i tak długo na nie czekałam, że chcę z nimi być. Doszłam do wniosku, że nie ma w tym momencie dla mnie nic ważniejszego”, wyznała Plejadzie.

Dziennikarka dodała, że nie planuje powrotu do programu, chociaż nie wyklucza takiej możliwości. „Czułam, że w Dzień Dobry TVN skończyła się już dla mnie pewna epoka. Chciałam to uszanować. Podjęłam męską decyzję i ponoszę jej konsekwencje”.

Magda Mołek o Małgorzacie Rozenek-Majdan

Magda Mołek odniosła się również do dość głośnego wywiadu z Małgorzatą Rozenek-Majdan. Po ich rozmowie w programie W roli głównej pojawiły się plotki, że panie mocno się pokłóciły. „Małgosia Rozenek wcale się nie obraziła. Zresztą, jesienią zeszłego roku wytłumaczyłyśmy sobie, o co poszło. Ustaliłyśmy, że Małgorzata odczytała moje intencje opacznie”, wyjaśniła dziennikarka.

„Wtedy, gdy się spotkałyśmy, Małgosia nagrywała kilka programów naraz, do tego zmieniało się jej życie prywatne, a ona chciała to wszystko dźwignąć. Znam tę branżę od podszewki, wiem jak Małgorzata potrafi ciężko pracować. No i ulało się w rozmowie ze mną”, dodała. „Ale bardzo sobie to cenię. Bo to znaczy, że wiem, który guzik nacisnąć, żeby uruchomić prawdziwe emocje w moim i dostać prawdę, nawet jeśli jest ona trudna”.

Dlaczego Magda Mołek bywa nazywana „królową lodu”? „Wydaje mi się, że złożyły się na to dwa wydarzenia”, przyznała podczas rozmowy z Michałem Misiorkiem. „Pierwsze miało miejsce wiele lat temu w kuchni Dzień dobry TVN. Prowadziłam wtedy program z Olivierem Janiakiem i naszym gościem był Kevin Aiston. Stałam przy nim i nagle Kevin, opowiadając jakąś anegdotę, zaczął mnie obejmować. Pojawiły się do tego jakieś damsko-męskie dowcipaski, więc zareagowałam mówiąc, że przesadza”, opowiedziała.

Jak dodała, Kevin Aiston od razu po programie ją przeprosił, więc rozeszli się w zgodzie, ale media podchwyciły temat. „W tabloidach zastanawiano się, jak gospodyni programu mogła w ten sposób potraktować gościa, który przecież nic „takiego strasznego” nie zrobił”.

Druga sytuacja, o której wspomniała dziennikarka, miała miejsce podczas jednego z wywiadów – chciała wtedy zażartować na temat sytuacji z Aistonem, ale wyszło inaczej. „Powiedziałam, że już w liceum miałam pseudonim „królowa lodu”. Jak się później przekonałam, te 15 lat temu kobieta nie mogła śmiać się sama z siebie. [...] Moja wypowiedź została odebrana opacznie”, przyznaje.

Reklama

„Sama sobie nakleiłam więc na czoło nalepkę „królowa lodu” i wylądowałam w tej szufladce na lata. A ta moja ksywka w młodości wynikała z tego, że byłam nieśmiała. Nie patrzyłam nikomu w oczy, unikałam kontaktu, więc sprawiałam wrażenie chłodnej i niedostępnej. Zresztą, do dzisiaj walczę ze swoją nieśmiałością. Praca jest dla mnie formą autoterapii. Ciągle przełamuję swoje ograniczenia”, dodała.

Marlena Bielińska/MOVE
Marlena Bielińska/MOVE
Reklama
Reklama
Reklama