Reklama

Lucyna Malec od dwunastu lat wciela się w jedną z głównych ról w popularnym serialu Na wspólnej. Tak zdobyła sympatię telewidzów! Jest zaliczana do grona najpopularniejszych polskich aktorek dubbingowych, ale przede wszystkim, to ceniona aktorka teatralna. Wydaje się, że zawodowo odniosła ogromny sukces. Jednak nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak boleśnie została doświadczona przez życie. Samotne macierzyństwo, choroba córki… „Kiedy rodzi się dziecko niepełnosprawne, to tak naprawdę są tylko dwie droga wyjścia: żyć albo nie”, mówi Lucyna Malec. Z jakimi problemami musi mierzyć się na co dzień? Czego obawia się najbardziej? O wszystkim opowiedziała w poruszającym wywiadzie dla tygodnika Świat i ludzie.

Reklama

Lucyna Malec o niepełnosprawności córki

Kiedy na świat przyszło jej dziecko, stanęła przed trudnym wyborem. Nie była gotowa na taką informację. I sama świadomość nieuleczalnej choroby była bardzo bolesna. Zosia urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym, potrzebuje stałej opieki i rehabilitacji. Dziś jest już dorosła, ma już 20 lat.

„Kiedy rodzi się dziecko niepełnosprawne, to tak naprawdę są tylko dwie drogi wyjścia: żyć albo nie. Ja wybrałam jasną stronę. Życie to płynąca rzeka i albo możemy się szarpać i płynąć pod prąd, albo płynąć z prądem rzeki”, zdradziła Lucyna Malec w rozmowie ze Świat i ludzie.

Los chciał, że sama stawiła czoła wychowaniu córki. Jej małżeństwo rozpadło się, gdy Zosia była jeszcze malutka. Dzięki niej odkryła zupełnie inny świat. Wiadomo, że na co dzień mierzy się z kolejnymi problemami, czekają na nią nowe wyzwania, ale jest matką, stara się im sprostać i jednego jest pewna. „Nie wyobrażałam sobie, by oddać Zosię do jakiegoś ośrodka, ale też nie potępiam takich ludzi, bo wiem, że opieka nad osobą niepełnosprawną może człowieka przerosnąć. Nie wszyscy muszą być bohaterami”, dodała.

O swojej sytuacji aktorka zdecydowała się opowiedzieć dopiero dwa lata temu. Dziś zdaje sobie sprawę, że o niepełnosprawności trzeba mówić głośno, nie tylko po to, by uświadamiać społeczeństwo, ale po to, by w codziennej walce wspierać innych rodziców.

„Niedawno obserwowałam protest niepełnosprawnych i podziwiam liderkę Iwonę Hartwich. Myślę, że ten protest nam, społeczeństwu, dużo dał. Otworzył oczy ludziom. To, jak żyją, jest zależne od ich portfela”, tłumaczy. Dodatkowo aktorka poświadczyła, że to jakie życie mają osoby niepełnosprawnej, to w dużej mierze kwestia pieniędzy, które przeznaczane są na rehabilitację.

„Matką jest się do końca życia”

Czy Lucyna Malec miała kiedykolwiek chwile zwątpienia? Aktorka często zastanawia się, jak będzie wyglądała przyszłość jej córki. „Matką jest się do końca życia. Martwię się czasem, co stanie się z Zosią, gdy mnie zabraknie. Może dlatego tak zdrowo się odżywiam, aby żyć jakieś 120 lat, żeby mnie nie zabrakło. Mówię sobie często, że jeszcze coś wymyślę”, mówi Aleksandrze Jarosz. Mimo trudności, na co dzień Zosia świetnie sobie radzi. Lucyna Malec jest dumna z córki. „To jest niezła aparatka. Jest piękną dziewczyną i ma silną osobowość. Uczy się w szkole, niedawno wzięła udział w projekcie fotograficznym, wyszła cudownie”, opowiada o córce.

Aktorka nie traci pogody ducha, ma pragnienia i plany. Jako dziecko chciała marzyła o wyjeździe do Hollywood. Co ciekawe, miała już wybrany pseudonim i ćwiczyła nawet składanie autografów. Tak trafiła do warszawskiej szkoły aktorskiej. Te marzenia o wielkim świecie wciąż są żywe i to one popychają ją do działania!

„Dla mnie takie podejście ma sens. Chęć zwycięstwa trzeba mieć w głowie. Polskie filmy coraz częściej są doceniane na świecie, np. "Ida" lub "Zimna wojna". Kto wie, co się może wydarzyć, czy w zasięgu ręki nie będzie Oscar dla jakiejś polskiej aktorki. Gdzie ja dojdę, nie wiem. Na razie akceptuję tę drogę, którą idę. Na pewno chciałabym, aby Zosia była zdrowa, żebym ja była zdrowa, żebyśmy miały pieniądze. I chciałabym zagrać w wartościowym filmie”, zakończyła.

Reklama

Justyna Malec z córką, Zosią

AKPA
ONS
Reklama
Reklama
Reklama