O tym, czym różni się dla niej późna miłość od "młodej", dlaczego nie wierzy już w instytucję małżeństwa i jak wyglądały jej związki do tej pory, opowiada aktorka Liliana Głąbczyńska-Komorowska w nowym wywiadzie z Krystyną Pytlakowską.

Reklama

Liliana Głąbczyńska-Komorowska o dojrzałej miłości

Podobno masz nowego partnera.

Z Ryszardem wyswatała mnie przyjaciółka z Toronto, która mówi, że ma dobrą rękę do kojarzenia ludzi. Namówiła mnie, żebym się z kimś spotkała bez zobowiązań. Poznałam go w listopadzie 2019 roku w Kanadzie. Przyszedł na wystawę, którą organizowałam. On od 30 lat mieszka w Toronto. Ma dwie piękne córki, ale małżeństwo mu się rozpadło. Zobaczyłam przystojnego dryblasa z niesamowitym spojrzeniem niebieskich oczu i pięknym uśmiechem. Od razu mnie zauroczył, a ja jego chyba też. W dodatku podczas wystawy portretu francuskiego malarza, na którą go zaprosiłam i gdzie sama kupiłam obraz Jeana-Paula Riopelle’a, zafascynował mnie swoją wiedzą o malarstwie.

To zabawne, bo on też miał zamiar kupić ten właśnie obraz. Ale gdy o niego zapytał, otrzymał odpowiedź, że jest już sprzedany. Nie wiedział, że ja go kupiłam. Powiedział potem, że to najlepszy obraz, jaki ostatnio widział, i czy mógłby go u mnie w domu oglądać. I tak zaczęła się nasza znajomość, którą można nazwać romansem trwającym dwa lata. Zobacz, na szyi noszę krzemień pasiasty – kamień optymizmu. Ryszard sam go oprawił i wygrawerował: L i R 9/11. To dzień, w którym powiedział, że mam w sobie iskrę. Od tego momentu jesteśmy razem. Ryszard mówi, że natrafił na kobietę życia… i że takich kobiet jak ja już nie ma.

Późna miłość jest inna niż „młode” miłości?

Zobacz także

Chyba tak, bo jest traktowana poważniej. Gdy młodzi ludzie się spotkają i w sobie zakochują, mają świadomość, że to może być na krótko. A w późnej miłości nie liczy się czasu, nie robi planów. Żyjemy chwilą. I to jest piękne. Poza tym ludzie w starszym wieku mają za sobą już doświadczenia i wiedzę życiową. Szanują więc to, co ich spotyka. To już nie są przygody uczuciowe, tylko historia być może do końca życia.

Czytaj też: Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens o miłości 50+ i życiowych zakrętach

Oświadczył się?

Poprosił mnie o rękę, mając 61 lat! Bo zdał sobie sprawę, jaki skarb trzyma w ręku. Dla niego ja to: mądrość, klasa, szlachetność z ukrytą tajemnicą i uśmiechem Mony Lisy. I moja kobiecość w tym wieku. I inteligencja. Mężowie jeden po drugim wyskakiwali z mojego gniazda dla dużo młodszych i głupszych bab, bo bali się mojej dojrzałej inteligencji. A on wreszcie to docenił. Jednocześnie nie zamknął mnie w klatce jak inni, ale dał poczucie wolności. To jest esencja naszego związku. Dwoje artystów. Dwie dusze nawzajem przenikające się światłem, jasnością uczucia, które je uwalnia. Dla Ryszarda miłość nie ma wieku.

Poprzedni mąż był od Ciebie dużo starszy, jak pamiętam.

Nie tyle starszy wiekiem, co wyglądem. W pewnym momencie pomyślał, że jest już Bogiem i że wszyscy powinni zachowywać się pod jego dyktando. Ale ja nie byłam kobietą trofeum, nie nadawałam się do odstawienia na półkę. Bernard zaczął wyjeżdżać, zwłaszcza do Dubaju, gdzie robił różne interesy i bywał w nocnym klubie, bardzo sekretnym, pełnym młodych kobiet. Kiedy w pewnym momencie odkryłam, że ma rosyjską kochankę, która w dodatku zaszła z nim w ciążę i urodziła syna w tym samym miesiącu, co jego córka urodziła mu wnuczkę, jeszcze próbowałam coś ratować. Ale to stało się niemożliwe. W 2019 roku wyszedł z domu i właściwie zostałam sama.

Żałujesz?

To był związek, który trwał 15 lat, więc w momencie rozstania zawsze się tego czasu żałuje. Na początku byłam zdruzgotana, ale jakoś się z tym pogodziłam. A później pojawił się Ryszard. Zresztą nie jestem kobietą, która musi zbyt długo żyć samotnie.

Wiem. Miałaś kilku partnerów. Mężczyźni się w Tobie zakochują, bo właśnie masz to „coś”.

Moje trzy poważne związki to Michał (Urbaniak – przyp. red.), Christian i Bernard. W Michale byłam bardzo zakochana. Gdyby nie jego nałóg, do dziś bylibyśmy pewnie razem. Nie mieliśmy ślubu kościelnego, ale wzięliśmy ślub cywilny w Empire State Building, na tarasie widokowym, a świadkiem był Janusz Głowacki. Moje trzy małżeństwa doprowadziły do tego, że nie bardzo wierzę w tę instytucję. Na przykład mój pierwszy chłopak, który poprosił mnie o rękę, Romek Frankl, syn Marii Koterbskiej. Nic z tego nie wyszło. Zostałam tylko narzeczoną i do dzisiaj zresztą nią jestem (śmiech).

MARLENA BIELIŃSKA
Reklama

Cały wywiad z Lilianą Głąbczyńską-Komorowską w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od 7 października.

Marta Wojtal
Reklama
Reklama
Reklama