Leszek Miller po raz pierwszy po śmierci syna. „Umarła część mnie”
„Chciałbym, żeby to był tylko senny koszmar…”
W ostatnich dniach sierpnia do mediów przedostała się straszna wiadomość. Syn Leszka Millera, Leszek Junior popełnił samobójstwo. 48-latek był jedynym synem byłego premiera. O wielkiej stracie w szczerym i poruszającym wywiadzie polityk opowiedział w dzienniku. „Nie mam słów. Wciąż mam syna przed oczami (...)”, zaczął Leszek Miller.
Leszek Miller po raz pierwszy o synu
„Wielki szok, ogromny. Nie mam słów. Wciąż mam syna przed oczami, jak Leszek przychodzi do nas do domu, mówi „cześć mamo, cześć tato, co słychać, co u was”? To niewyobrażalna tragedia w moim życiu. Wraz z nim umarła część mnie...”, powiedział polityk w Super Expressie.
Dodał, że w momencie tragedii był z żoną i wnuczką na wakacjach w Grecji w ośrodku poleconym przez Leszka Juniora! „W tym momencie ziemia osunęła mi się spod nóg. Nie uwierzyłem. Zadzwoniłem sam do partnerki syna, żeby to potwierdzić. Natychmiast wróciliśmy do Warszawy. Chcieliśmy też jak najszybciej zobaczyć syna. Chciałbym, żeby to był tylko senny koszmar…”, mówił.
Spytany o to, dlaczego to się stało, Leszek Miller powiedział, że to pytanie będzie towarzyszyć mu i dręczyć go do końca życia. „Jego partnerka była ostatnią osobą, która widziała Leszka żywego. I coś między nimi musiało się stać, co pchnęło syna do tej straszliwej decyzji. Ja sobie tego nawet nie wyobrażam, nie chcę wyobrażać. Muszę to wszystko sobie uporządkować, uspokoić się wewnętrznie. Zarówno ja jak i pani Sobkowiak (partnerka syna – red.) złożyliśmy zeznania na policji. Śledztwo jest prowadzone wnikliwie i szczegółowo. I nie wykluczają żadnego wątku. Będę czekał na jego zakończenie”, powiedział.
Polityk nie chce spekulować dlaczego syn targnął się na swoje życie. Chce poznać wszystkie okoliczności. Nic nie zostało jeszcze potwierdzone. Miller wyznał, że nic nie wiedział o „depresji” syna, bo gdyby tak było to nie zdecydował by się na żaden urlop. „Gdybyśmy z żoną zauważyli u syna coś złego, nigdzie byśmy nie jechali. A ponieważ dawno nie byliśmy z wnuczką na żadnym wyjeździe więc uważaliśmy, że powinniśmy pojechać do Grecji. Syn popierał ten pomysł, a sam nie mógł jechać. Nie wyobrażaliśmy sobie, że w Grecji dosięgnie nas taka straszliwa wiadomość. Zrobiłbym wszystko, żeby móc cofnąć czas, żeby syna uratować, pomóc mu. Leszek był naszym jedynakiem i bardzo go kochaliśmy i nadal będziemy go kochać, mimo że nie żyje. Każdy kto traci swoje dziecko, dopiero wtedy może ocenić, jaki to jest potworny ból nie do zniesienia i jakie to straszne przeżycie. Człowiek ma wtedy takie wrażenie, że sam umiera. I bezlitosna śmierć nie tylko zabiera dziecko, ale też część każdego z nas”, mówił.
Leszek Junior uwielbiał jeździć na nartach, na rowerze czy nurkować. W kuchni był prawdziwym mistrzem, często zapraszał rodzinę na obiady. Wszystko odbywało się w miłym nastroju. Miller osierocił jedną córkę - Monikę, która strasznie znosi śmierć ojca. „Dla niej to też ogromny ból i cios. Strasznie to znosi. Ktoś, kto tego nie przeżyje, nie zdaje sobie sprawy, jaki to jest potworny ból. Otrzymuję dużo sygnałów, m.in. że czas leczy rany… Ale są takie rany, których uleczyć się nie da. Byłem zaskoczony, kiedy zadzwonił do nas kardynał Konrad Krajewski z Watykanu i w imieniu papieża powiedział, że będzie się modlił w intencji naszego syna. To było dla nas bardzo poruszające”, powiedział gazecie. I dodał, że dziękuje również za tysiące dobrych słów od wszystkich, za wsparcie, telefony, kondolencje.
48-latek nie był w związku z matką Moniki - Ireną. O nowej relacji Leszek Miller nie ma dobrego zdania. „Kiedyś może jak przyjdzie czas, to szerzej się wypowiem na ten temat. Ale teraz powiem tyle, że moja żona i ja patrzyliśmy na związek syna z nową partnerką bardzo krytycznym okiem. Może kiedyś będę mógł powiedzieć więcej. Ich związek trwał z przerwami od czterech lat. Rozchodzili się, a to znowu się schodzili…”, stwierdził.
Wyniki sekcji zwłok nie są jeszcze znane. Ze wstępnych ustaleń wynika, że Leszek Junior popełnił samobójstwo.