Reklama

Jest dziedziczką słynnego nazwiska, restauratorką i autorką książek kucharskich. Zaczęła żyć na własny rachunek kiedy miała niecałe 18 lat i zamieszkała sama. Potem wyjechała Londynu, podróżowała po Polsce. Chciała sobie udowodnić, że stanowi wartość sama, bez nazwiska, by nabrać poczucia własnej wartości. W rozmowie z Krystyną Pytlakowską opowiedziała o rodzinnych relacjach. ,,Bo moja rodzina to grupa indywidualistów. Fascynujemy sami siebie. I bacznie obserwujemy się nawzajem. Można powiedzieć, że jesteśmy swoimi fanami. Ja tak to odczuwam", mówi nowej VIVIE!. Co jeszcze nam zdradziła?

Reklama

– Wiem, że z Magdą widujesz się dość często. A z bratem Tadeuszem?

Lara Gessler: Tak samo. Jestem jego wielką fanką, zawsze nią byłam. Nie ma nic lepszego niż starszy brat. To naprawdę fantastyczne. A z mamą mamy w tej chwili bardzo dobry kontakt. Obie dojrzałyśmy do siebie. Gdy dorastałam, świat mamy mnie nie interesował. Szłam własną drogą. I nie nazwałabym tego buntem, tylko poszukiwaniem.

– Nie chciałaś się fotografować z mamą, nie miałaś parcia na szkło, nie chciałaś być popularna?

Nie chciałam być paprotką. Żeby zabrać głos, trzeba najpierw coś zrobić. Nie godziłam się na rolę frytek w zestawie obiadowym.

– Ale potrafiłaś się wściec i tupnąć?

Nie, słaba jestem w kłótniach. A w szantażach emocjonalnych to już w ogóle. Ja się raczej odcinam, milczę i nie chcę rozmawiać. Prędzej się popłaczę, niż pokłócę. Mało we mnie jest z Ikonowiczów.

(...)

– Kiedyś nie chciałaś powielać życia swojej mamy? Uważałaś, że gotowanie to coś gorszego niż studiowanie socjologii?

Nie, że gorszego, tylko że coś innego. Maciek Nowak powiedział mi kiedyś, że socjologów wystarczy. I miał rację. Bo dobrych kucharzy jest niewielu.

– Myślisz o sobie: jestem dobrą kucharką czy: jestem dociekliwym socjologiem?

Myślę o sobie, że jestem dobrym człowiekiem, i w tym cała moja nadzieja, aby nie ulegać stereotypom. Bardzo lubię ludzi, wśród nich żyć, z nimi rozmawiać. Lubię podróżować, poznawać świat, jedzenie i różne kuchnie. I dlatego nigdy nie zdecyduję się na jeden zawód i na jedno zajęcie. Muszę robić wiele rzeczy naraz i iść dalej, bo szybko się nudzę. To chyba moja wada. Jestem więc bardzo ciekawa życia, które chłonę: wiedzę, widoki i smaki. Nie mogę powiedzieć, że ten smak jest lepszy, a ten gorszy. Każdy jest w swoim rodzaju.

(...)

– Miałaś kieszonkowe?

Gdy poprosiłam tatę, to mi je dawał. Jako dziecko lubiłam odkładać pieniądze. Gdy wyjeżdżałam na wycieczki szkolne, przywoziłam niemal w całości z powrotem te sumy, które dostałam od rodziców.

– Mówili Ci, że musisz sama zarabiać?

Nie, nikt tak nie mówił. Ale gdy zaczęłam pracować w „Zielniku”, miałam 12 lat. Przepracowałam tam całe lato. Byłam zachwycona i zaszczycona, że mogę stać się członkiem zespołu. Oczywiście pracowałam za darmo, choć pod koniec dnia kelnerzy chcieli mi oddawać część swoich napiwków. Wiedziałam, że to studenci, którzy muszą sami sobie kupić jedzenie i fajki, a ja wracam do domu, w którym jest pełna lodówka. Odmawiałam więc, ale był taki dzień, kiedy się zmówili i oddali mi wszystkie napiwki. Nie mogłam nie przyjąć. Poszłam więc do drogerii i kupiłam sobie sześć kolorów błyszczyków w kostkach.

– A nie ciuchy?

Nienawidziłam ubrań. Potem mi trochę przeszło, ale teraz znowu chcę mieć ich jak najmniej. Posiadanie mnie przytłacza i odbiera mnóstwo energii. Bo skupiamy się na tym, żeby mieć, a nie na tym, jak żyć.

– Myślę, że bardzo się różnisz od swojej mamy. Ona lubi i mieć, i żyć.

Ciężko jej było wytłumaczyć, żeby mi nic nie przywoziła z podróży. Był taki moment, że trudno nam się było dogadać. Teraz moja mama rozumie, że ja już więcej rzeczy nie potrzebuję, że może mi przywozić głównie jedzenie do degustacji, bo to wzbogaca moją wiedzę kulinarną. Spróbować czegoś nowego to cudowne uczucie. Poza tym to się zjada i po problemie. A przedmiot zobowiązuje. Nie wyrzucisz go, bo to prezent. Nie oddasz komuś, musisz te dary potrzymać. Ale wiedziałam, że nie mogę się na mamę denerwować, bo nie zawrócisz kijem Wisły. Ona wie, że nie przyjmę jej wzorców. Jest dzika i taka ma być, taką ją kocham.

– A brat jaki jest?

To niemiecko-hiszpański purysta. Hiszpańska miłość do życia jest w nim głęboko zakorzeniona. Lubię z nim rozmawiać.

Reklama

– Oglądasz „Kuchenne rewolucje”? Podoba Ci się ten program?

Od 12 lat nie mam telewizora. Ale czasem go obejrzę. Na przykład, gdy jestem gdzieś w hotelu. Podoba mi się, jest barwny.

Bartek Wieczorek/LAF AM
Bartek Wieczorek/LAF AM
Bartek Wieczorek/LAF AM
Reklama
Reklama
Reklama