„Miała nadzieję, że spotka się w zaświatach z ukochanym mężem”. Krystyna Pytlakowska wspomina Janinę Paradowską
„Mówiła, że nie da się pokonać czasowi” - Krystyna Pytlakowska wspomina Janinę Paradowską. Odeszła wybitna dziennikarka, od lat związana była z tygodnikiem „Polityka” i radiem TOK FM. Podobno nie chorowała. Umarła nagle. Jej współpracownicy z radia zaniepokoili się, gdy nie przyjechała na poranną audycję. Nigdy się nie spóźniała.
Krystyna Pytlakowska: Bardzo ją ceniłam. Rozmawiałam z nią dwa razy. Zaprosiła mnie do swojego domu. Pamiętam, że miała imponującą kolekcję aniołów i ludowych kogutów oraz wiele pamiątek z Piwnicy pod Baranami. Była Krakowianką i Kraków kochała do końca. Zawsze chciała być aktorką. Dlatego była bardzo szczęśliwa gdy zaproponowano jej gościnny występ w sztuce „Nie teraz, kochanie” w Teatrze Kwadrat. Chodziła na wszystkie premiery do Teatru Wielkiego. Pasjonowała się też sztuką i literaturą. Nowości wydawnicze zawsze trzymała przy łóżku. Gdy się spotkałyśmy podarowała mi książkę Andy Rottenberg „Proszę bardzo” o uzależnionym od narkotyków synu i powiedziała, że to jedna z najlepszych książek jakie czytała w ostatnich latach. Przyjemność sprawiało jej też kupowanie eleganckich ubrań. Miała kilkaset par butów i torebek. Myślała nawet o tym, by wystawić je na aukcji, a dochód przeznaczyć na jakiś szczytny cel.
Janina Paradowska na sesji do VIVY! z 2012 roku.
Przeprowadziłam z nią wywiad z okazji jej 70. urodzin. Powiedziała mi wtedy, że „pewnie część kolegów chciałaby, żeby sobie poszła”, ale ona „nie da się czasowi pokonać walkowerem”. Gdy zaczęła mówić o testamencie, powiedziałam: ”Pani Janeczko, ma pani przed sobą dużo czasu”. A ona odparła, że nigdy nic nie wiadomo, i że ma nadzieję, że spotka się w zaświatach z ukochanym mężem, Jerzym Zimowskim, który zmarł w 2007 roku. Wraz z jego odejściem życie prywatne się dla niej skończyło. Została tylko praca, która nie jest w stanie emocjonalnie wypełnić całej codzienności.
Jej życie było bardzo uporządkowane. W poniedziałki spotykała się z pewnym politykiem, przyjacielem z dawnych lat w kawiarni hotelu Sheraton. Gdy miałam do niej sprawę, mogłam mieć pewność, że ją tam zastanę. Była wyjątkiem, bo odbierała każdy telefon, a gdy jej się nie udało, niezwłocznie oddzwaniała.
"Siedziałyśmy sobie z panią Krystyną w mojej kuchni i rozmawiałyśmy. Powstał wywiad o sprawach dla mnie niesłychanie trudnych - o śmierci ukochanej osoby i próbie poskładania życia na nowo. Potem telefonowali do mnie ludzie, którzy mówili, że ta rozmowa im w życiu pomogła" - Janina Paradowska powiedziała rok temu w komentarzu do wywiadu rzeki ze mną, książki „Więcej grzechów nie pamiętam”. Chociaż nigdy nie byłyśmy bardzo zaprzyjaźnione, będzie mi jej bardzo brakowało. Była moim „drogowskazem”, a jej komentarze były dla mnie bardzo cenne.
Polecamy też: Janina Paradowska: "I tak powiem, co myślę".