Krystyna i Mirosław Kofta: „Szczęśliwym w małżeństwie się bywa”
Pisarka wyznała, że to, co najlepsze w jej małżeństwie, zaczęło się po 30 latach od ślubu
Od ponad 50 lat jest żoną profesora psychologii, Mirosława Kofty. Podkreśla, że szczęśliwym w małżeństwie się bywa i dziękuje losowi, że jej mąż nie jest terapeutą, bo z takim by nie wytrzymała. Kiedy na świat przyszedł ich syn, pisarka była zdana na siebie. Partner był zajęty pracą, długie godziny spędzał na uczelni i czuła, że podział opieki nad wychowaniem dziecka jest bardzo niesprawiedliwy. Momentem zwrotnym w ich relacji była jej choroba. Gdy usłyszała od swojego lekarza diagnozę, jej rodzina bardzo dojrzała. Scaliło ich to.
Krystyna Kofta: dzieciństwo, rodzice
Krystyna Kofta, rodowita poznanianka, pisarka, publicystka. Wychowała się w dzielnicy Jeżyce, pod okiem bardzo opiekuńczych rodziców. Po wojnie jej rodzice stracili fabrykę, a całą rodzinę utrzymywała mama. "Tata był po zawale, chorował, matka zajmowała się nim, domem i jeszcze szyła, żeby zarobić na nasze życie", wspominała Krystyna Kofta w wywiadzie dla "Urody Życia". Tata pisarki bardzo często z nią rozmawiał, poświęcał jej dużo uwagi, była z nim bardzo związana. W przeciwieństwie do innych ojców rówieśników z podwórka nigdy nie podniósł na nią ręki. Żartowała, że zawsze tylko z nią dyskutował i czasami miała tego tak dosyć, że już wolałaby dostać lanie. Ale dzisiaj jest wdzięczna swoim rodzicom, że dzięki nim wiedziała, jak wychować swoje dziecko.
Pisać zaczęła bardzo wcześnie, bo już w wieku 8 lat dostała pierwszą nagrodę za historyjkę opublikowaną w "Świerszczyku". Jak sama podkreślała, dorastanie w PRL-u nie podobało jej się w ogóle, wobec czego wraz ze swoją przyjaciółką Małgosią w czasach licealnych obmyśliły plan wyjazdu do Francji i studiowania na Sorbonie. Wydawało się, że młoda Krystyna miała wtedy wszystko przemyślane. "Miałam wtedy, nazwijmy to romans, z pewnym Francuzem, który był bardzo bogaty. Wymyśliłam sobie, że wyjdę za niego za mąż, zamieszkam we Francji, wkrótce potem się rozwiodę, zyskam już jakieś pieniądze i wówczas będę sobie mogła spokojnie studiować na Sorbonie".
Gdy wspomina siebie z dzieciństwa, to mówi, że była chuda, ostra i złośliwa. Wołali za nią „kaczka podżegaczka”, ale w liceum zyskała popularność, zwłaszcza wśród płci przeciwnej. "Byłam dość ładną dziewczyną i z chłopakami dużo łatwiej nawiązywałam relacje", opowiadała. Przyjaźniła się z Januszem Głowackim, z Janem Komolką, z Tomaszem Łubieńskim. Z tym pierwszym niektórzy spekulowali, że miała romans, ale Krystyna Kofta stanowczo zaprzecza. Udało im się nawiązać serdeczną przyjaźń, w której zawsze mogli na siebie liczyć. "Kiedy byłam w rozpaczy, miałam depresję, pokłóciłam się z Mirkiem, to dzwoniłam do Janusza i zawsze mnie pocieszał, radził. Znał stany depresyjne, bo sam je miał". Gdy w późniejszych latach pisarka narzekała na zachowania swojego męża, Janusz Głowacki zawsze go bronił. „Owszem, nie powinien zrobić tego, czy powiedzieć tamtego, ale cię kocha”, mówił jej.
Czytaj też: Janusz i Zuzanna Głowaccy: pisarski talent, autoironię i... refleks odziedziczyła po tacie [WYWIAD]
Krystyna Kofta, 1990 r.
Krystyna Kofta: studia, poznanie przyszłego męża
Etapem poprzedzającym Sorbonę miały być studia na toruńskiej Akademii Sztuk Pięknych, które dawały duże szanse na nostryfikowanie dyplomu we Francji. Jednak po kilku miesiącach uczęszczania na różnego rodzaju zajęcia plastyczne przyszła pisarka zrozumiała, że to nie dla niej i że strasznie tęskni za czytaniem książek. Zabarykadowała się na jakiś czas w akademiku wraz ze współlokatorkami i pasjami "pochłaniały" literaturę. Wtedy pomyślała, że może odpowiedniejszym kierunkiem studiów byłaby dla niej polonistyka.
Na egzaminy wstępne poszła już ze swoim przyszłym mężem. Mirosława Koftę, brata poety Jonasza Kofty, poznała, gdy była jeszcze nastolatką. "Chodziłam z Jonaszem do liceum plastycznego w Poznaniu. Poznał mnie ze swoim bratem Mirkiem, który został moim mężem", opowiadała (cytat za weekend.gazeta.pl). "Najpierw się »tylko przyjaźniliśmy«, potem rozeszliśmy. I w końcu do siebie wróciliśmy", wspominała Krystyna Kofta.
W murach Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu pojawili się już jako narzeczeni. Mirosław Kofta dodawał wystraszonej Krystynie otuchy. Kiedy ona pytała samą siebie, do czego jej to studiowanie potrzebne, on wyrzucał jej, że nie ambicji i nie pozwolił zrezygnować. "Gdy miałam egzamin komisyjny z gramatyki opisowej, nie tylko poszedł tam ze mną, ale wepchnął mnie do sali, w której się on odbywał. Następnie zamknął drzwi, a potem przytrzymał, żebym nie mogła uciec", wspominała Krystyna Kofta w rozmowie z uniwersyteckie.pl.
Gdy zdawała egzamin magisterski, była już w siódmym miesiącu ciąży. Profesor, który był promotorem Krystyny Kofty, nic nie zauważył. Ocenił jej pracę na bardzo dobrą i skomentował, że pochłonął ją jednej nocy, bo czyta się to jak powieść. Kilka tygodni później, gdy zobaczył swoją studentkę z wózkiem na spacerze, zdziwił się tym widokiem ogromnie i zapytał, dlaczego przemilczała ciążę.
Zobacz również: Stanisław Barańczak był wybitnym poetą, latami walczył z chorobą, zmarł przedwcześnie
Krystyna Kofta, 1990 r.
Krystyna i Mirosław Kofta: historia miłości, syn
Kiedy na świecie pojawił się syn Krystyny i Mirosława Koftów, Wawrzyn, pisarka była zdana głównie na siebie. Jej mąż, dziś psycholog, profesor nauk humanistycznych, skupiał się na rozwijaniu swojej kariery i rzadko bywał dla swojej żony pomocą przy dziecku i zarządzaniu domem. "Pracowałam w rzadkich, wolnych chwilach, »w szczelinach czasu« – stąd tytuł mojej książki. Znalazłam w swoich dziennikach z tamtych lat taką notkę: »Pracuję tylko w szczelinach czasu, gdy obiad gotowy, pranie się suszy, mieszkanie wysprzątane, a dziecko śpi, wtedy siadam do pisania»", mówiła w wywiadzie dla "Urody Życia" Krystyna Kofta.
Wielkim wsparciem w tym czasie był dla niej jej przyjaciel, wcześniej wspomniany Jan Komolka, również pisarz, który pomagał Krystynie Kofcie w opiece nad Wawrzynem. Pisarka nie ukrywa, że między nimi zawsze "iskrzyło", pisała nawet o nim w dziennikach, że zatrzymali się „na skraju łóżka”, ale jak sama przyznała, dało się nad tym zapanować. Przyjaźń była wtedy dla niej równie ważna, co miłość i dzięki niej przetrwała pierwsze trudne lata bez obecności męża.
Na początku lat 70. Krystyna Kofta zdobyła się na szczerą rozmowę z partnerem i zapytała się, czy to dziecko jest jej, czy ich. "Dziś syn jest dorosły, nie mieszka już z nami, a my staramy się być partnerami. Nawet gotujemy razem. Codziennie. W tym mamy porozumienie. I jeszcze w paru innych rzeczach. To, co najlepsze w moim małżeństwie, zaczęło się po 30 latach od ślubu", wyznała w rozmowie z Magdaleną Żakowską.
Ewa Błaszczyk, Janusz Głowacki i Krystyna Kofta Warszawa, 1994 r.
Krystyna i Mirosław Kofta: choroba
Moment zwrotny w małżeństwie Krystyny Kofty zapoczątkowała bardzo przykra diagnoza. W 2002 roku pisarka dowiedziała się, że choruje na raka piersi. W wywiadach dodawała, że to z jej winy, bo nigdy się nie badała. To właśnie od tamtego momentu wszystko się w jej relacjach z mężem zmieniło. "Przez pierwsze pół roku chemii ani razu się z mężem nie kłóciliśmy. Jaki on był dobry, jaki łagodny! Gdy pierwszy raz po przerwie nagle podniósł głos, mówię: »Co, uważasz, że już jestem zdrowa?«. A on na to: »Tak«", mówiła w wywiadzie z Angeliką Swobodą.
Krystyna Kofta przyznała, że w czasie jej choroby zarówno jej mąż, jak i syn bardzo dojrzeli. Ten trudny czas umocnił ich relacje, cała trójka stała się sobie bliższa. "Wiem, że wielu mężczyzn odchodzi od chorujących kobiet. Nas łączy jednak, co się okazało, silne uczucie, na dobre i złe", przyznała. Mimo scalających jej relację z mężem doświadczeń pisarce daleko jest do idealizowania swojego małżeństwa. O Mirosławie Kofcie mówi dziś, że jest "modelem mężczyzny, który jeszcze nie wyrósł z patriarchatu, mimo że wie, że powinien i że mówi o sobie, że jest feministą".
Krystyna Kofta, sesja dla magazynu Viva! 17/2021
Po wygranej walce z nowotworem Krystyna Kofta musiała zmierzyć się z udarem. Opowiedziała o nim w prasie w 2021 roku. "Udar jest zemstą za zaciskanie zębów, za milczenie, gdy powinno się krzyczeć", wyznała. Jej mąż i syn ponownie stanęli na wysokości zadania. Kiedy tylko pierwsze poważne objawy zaczęły być u pisarki widoczne, mąż wezwał pogotowie, czemu zresztą na początku bardzo się opierała. Nie wiedziała, że sprawa jest bardzo poważna i liczy się czas. Chwilę później zjawił się syn, który starał się być z mamą cały czas w kontakcie. "Bardziej niż śmierci bałam się, że będę, jak mówimy w domu, , że będę wisieć na rodzinie, wolałabym już strzelić samobója. Jednak w tym momencie byłam absolutnie skupiona na tej chwili, nie wyprzedzałam czasu. Mocno byłam tu i teraz. Moim zadaniem było PRZETRWAĆ", opowiadała w wywiadzie z Aliną Mrowińską dla VIVY.
Czytaj również: Krystyna Kofta o nagłej chorobie i wszystkim tym, co w życiu jest najważniejsze [WYWIAD]
Krystyna i Mirosław Kofta, Warszawa, 2003 r.
Szczęśliwe małżeństwo?
Krystyna Kofta niejednokrotnie uczyniła męża tematem swojej literatury, chociaż on zawsze dowiaduje się o tym po fakcie, gdy już trzyma gotową książkę z dedykacją. Pisanie jest dla niej także formą komunikacji z mężem i rozwiązywania konfliktów. Gdy sama się na niego wścieka, a on nie chce jej wysłuchać, to pisze do niego mail albo koresponduje z nim w felietonach. Podkreśla, że szczęśliwym w małżeństwie się bywa i ważne jest, aby mieć wspólną bazę. Dla niej to rozmawianie z partnerem, wspólne wystawy, koncerty, dyskutowanie o przeczytanych książkach, a także poczucie humoru.
"My się bardzo dużo śmiejemy. Kiedyś pokłóciliśmy się przy gościach o to, jak pokroić ser: w kostkę czy w pałeczki… No kompletna bzdura. Podzieliłam ten kawał sera na pół. »Masz swoją część, ja mam swoją, niech każdy kroi, jak chce, a goście wybiorą, co wolą«, mówię. Spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać, nie mogliśmy przestać i wszyscy goście z nami. Przykład bezsensownej zapiekłości, bo i takie głupie bywają przyczyny kłótni".
Krystynie Kofcie i jej mężowi życzymy wszystkiego, co najlepsze!
Krystyna i Mirosław Kofta, 2018 r.