Krystyna Janda w poruszających słowach o śmierci ukochanej mamy
„Przyjechałam do domu, godzinę po Jej śmierci”
- Redakcja VIVA!
Krystyna Janda w poruszających słowach opowiedziała o stracie ukochanej osoby. Mama gwiazdy odeszła 8 kwietnia 2019 roku. Dla aktorki był to ogromny cios. Pani Zdzisława miała wkrótce obchodzić swoje 90-te urodziny. O śmierci mamy Krystyna Janda dowiedziała się dopiero po zakończeniu spektaklu w Teatrze Polonia, w którym występowała.
Krystyna Janda pierwszy raz o śmierci mamy
Mama Krystyny Jandy zawsze była dla niej ogromnym wsparciem. To na nią mogła liczyć w wychowywaniu synów. Mieszkały razem w domu w Milanówku. Krystyna Janda nie może pogodzić się ze śmiercią mamy. „Nie mogę pisać. Nie mogę myśleć, pisać, czytać, gram z trudem. Wchodzę teraz nocami po dwa, trzy razy do pokoju mamy. Pachnie Nią”, wyznała. W najnowszym felietonie dla Onetu opisała niezwykłą relację jaka je łączyła.
,,Była tak cudownym człowiekiem. Nigdy nie podnosiła głosu, nigdy z nikim się nie pokłóciła, zawsze uśmiechnięta, nie zabierała sobą czasu, nikomu. Wszystko brała serio i zawsze starała się pomóc. Lubiła też pobyć sobie sama”, dodała.
Aktorka zdobyła się na osobiste wyznanie. Po raz pierwszy opowiedziała o chwili śmierci mamy. „Umierała pięknie, po cichutku, z nieśmiałym uśmiechem i podziękowaniem za opiekę, czułość, stałe towarzyszenie Jej w odchodzeniu. W podziękowaniu, że umiera w domu, wśród nas, zwierząt, ulubionych przedmiotów i z widokiem na jej ukochany ogród. Prosiła żeby Jej już nie leczyć, nie poddawać badaniom, nie wozić do szpitala, nie ratować za wszelka cenę”, wyznała Krystyna Janda na łamach Onetu.
O śmierci mamy dowiedziała się zaraz po odegranym spektaklu. Przyjechała do domu godzinę po jej odejściu.
„W ostatnich miesiącach, tych leżących, pytała tylko co jakiś czas, ile to jeszcze potrwa. Była umęczona. Pracowałam wtedy na Wybrzeżu, wchodziłam w piątek do Jej pokoju, uśmiechała się i mówiła - wróciłaś, no to mogę teraz umierać, kiedy odjeżdżałam w poniedziałek rano, mówiła - i znów muszę poczekać na ciebie tydzień. Umarła, kiedy byłam na scenie, w Warszawie, umarła w otoczeniu rodziny i zwierząt. Mój starszy syn trzymał Ją cały czas za rękę. Przyjechałam do domu, godzinę po Jej śmierci. Nie poczekała na mnie. Jak ja wam zazdroszczę że byliście przy niej w tym momencie - powiedziałam. Długo siedzieliśmy potem dookoła łóżka w milczeniu. Nikt nie płakał, to było za trudne, żeby płakać”, opisuje poruszająco gwiazda.
Krystyna Janda o mamie w wywiadzie VIVY!
Pod koniec 2018 roku Krystyna Janda opowiedziała dziennikarce VIVY!, Elżbiecie Pawełek o wyjątkowej więzi z mamą.
Kiedy urodziła mu Pani dwóch synów w niedużych odstępach, nie przeraziła się, że to być może koniec kariery?
Nie. Powiedziałam wtedy mojej mamie, która akurat przeszła na emeryturę, że musimy razem zamieszkać i liczę na jej pomoc. I mama sprawdziła się w 155 procentach. Okazała moim synom tyle miłości i poświęciła im tyle uwagi, że sama chyba nie byłabym w stanie im tego dać. Na tym polegało moje szczęście. Zresztą tak jest do dzisiaj.
Ma Pani z nią świetny kontakt i traktuje jak przyjaciółkę, a nawet powierniczkę?
Broń Boże, matce nie powierzyłam żadnej tajemnicy! Za bardzo ją kocham (śmiech). Nie, nie. Mama wie o samych dobrych rzeczach, ma się nie martwić. Zdjęłam jej z głowy wszystkie problemy finansowe. Jak tylko mogę, staram się jej pomóc w jej sprawach zdrowotnych. Oddałabym wszystko, żeby tylko żyła jak najdłużej i w dobrej kondycji. Ale ani nie zasmucam jej, ani nie zaśmiecam jej głowy problemami. Naprawdę.
Czy nie chciałaby Pani ułatwić sobie życia i zamienić domu w Milanówku na wygodny apartament w Warszawie, gdzieś blisko teatru Polonia?
Nie, dopóki żyje moja mama, to absolutnie niemożliwe. Mieszkamy tam od 28 lat i nie sprawiłabym jej przykrości przeprowadzką. Kocha Milanówek, zresztą wszyscy kochamy ten dom. Oczywiście, to ja ponoszę tego koszty, bo dojeżdżam codziennie do pracy a wracam nocami 35 km. Ale żebyśmy mieli gdzie się spotkać, żeby święta były takie jak zawsze, ten dom, to miejsce na ziemi musi istnieć i należeć do nas. Jesteśmy ciągle dużą rodziną, do tego w domu są cztery psy, a do niedawna były też dwa koty