Reklama

Uchodzi za silą, spełnioną i pewną siebie kobietą. Czy gdyby Krystyna Janda miała jeszcze raz rozpisać scenariusz na swoje życie, to coś by w nim zmieniła? „Chyba nie. To znaczy uważam, że jestem autorką swojego życia. Wygląda ono tak, jak sobie je ułożyłam i wypracowałam. Myślę, że w 60 procentach moim życiem nie kierują przypadki. Dokonałam pewnych wyborów i takie są tego konsekwencje”, mówi w najnowszej rozmowie VIVY! z Elżbietą Pawełek. Dziś Krystyna Janda kończy 66 lat! Czy czuje się samotna? Gdzie widzi siebie za dziesięć lat? Jak radzi sobie z nałogiem?

Reklama

Nie czuje się Pani czasem samotna?

Czy ja wiem? Nauczyłam się cenić samotność i bardzo jej bronię. Nie pozwalam sobie zabrać moich chwil. Chcę je zachować dla siebie. Nie, nie czuję się samotna.

A jak już zdarzy się wolna chwila, to co Pani najczęściej robi?

Idę do teatru (śmiech). Ale wyjście do teatru to też jest dla mnie praca. Trzeba zobaczyć, co się dzieje na innych scenach. Teraz często chodzę na spektakle z synami. W ogóle myślę, że zadanie: trzeba towarzyszyć matce jest jakimś tam dla nich tematem. Towarzyszą mi także w podróżach. Podczas ostatniej zimy poleciałam z synem na Madagaskar.

To jakaś zmiana?

Tak, zawsze zimą jeździliśmy wszyscy na narty. Ale zaprzestałam z obawy o kręgosłup i niespodziewane urazy. Cztery lata temu odpięłam narty i powiedziałam „koniec”.

Rodzina odetchnęła?

Nigdy przesadnie nie przejmowali się moim zdrowiem. Moja mama kiedyś powiedziała: „Jakbyś złamała nogę, to przynajmniej byś odpoczęła”. Generalnie mam zdrowie, siłę i wytrwałość. Może dlatego, że lubię to, co robię. Wciąż fascynuje mnie i aktorstwo, i reżyseria.

Gdzie się Pani widzi za 10 lat?

A ja wtedy będę jeszcze żyła? Kiedy umiera mąż w wieku 65 lat, a ja właśnie skończyłam 65 lat, to nie wybiega się już daleko w przyszłość. Agnieszka Osiecka umarła, mając 60 lat. Aleksandra Śląska – mając 65. Ale patrząc na Danusię Szaflarską, która przekroczyła setkę, można zachować optymizm. Jeśli przyszłoby mi żyć długo, chciałabym grać do końca. Wydaje mi się, że to, co robię, Fundacja, teatry, moje reżyserie, role – to są rzeczy naprawdę ważne. To moja misja, dla niej warto jeszcze żyć. Mamy za sobą w Fundacji bardzo ciekawy rok, który upłynął pod hasłem teatru społecznego i 50. rocznicy Marca ’68. Wystawiliśmy „Zapiski z wygnania” i spektakl o Grzegorzu Przemyku „Żeby nie było śladów”. Gram ciągle „Danutę W.”, spektakl tak naprawdę o polskiej walce o wolność, gram Callas, spektakl o znaczeniu sztuki w życiu, gram homofobkę w „Matkach i synach” – temat wielki i palący, a poza tym jeszcze kilka ról ku radości i zabawie. Superżycie z sensem.

Jakie plany na kolejny rok?

Mimo oziębłych stosunków z obecnymi władzami zaplanowałam brawurowy sezon w naszych teatrach. Jesteśmy po premierze „Krzeseł” Ionesco, teraz „Osy” Iwana Wyrypajewa, potem „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”, „8 kobiet”, „Almodovaria”, „Próby” Schaeffera, dwa monodramy „męskie” i na koniec duży spektakl muzyczny. Będzie się działo. W 2019 roku pewnie nie zrobię nowej roli, ale prawdopodobnie dojdzie wreszcie do realizacji „Hrabiny” Stanisława Moniuszki w Operze Bałtyckiej na 200. rocznicę urodzin kompozytora i do premiery Szekspira w Teatrze Wybrzeże. Pewnie też odbędzie się premiera filmu, który zrobiliśmy we Włoszech z Jackiem Borcuchem.

Czuje się Pani szczęśliwa?

Szczęście? Szczęśliwym się bywa. Są takie momenty. Ale mam satysfakcję, bo moje życie ma sens. Nie jestem chora, moja matka żyje, dzieci mi się udały, a i wnuki zapowiadają się nie gorzej (śmiech). Nie mam takich problemów jak wielu ludzi dookoła mnie, których dzieci są za granicą, więc często są samotni i tak naprawdę mogą liczyć tylko na siebie.

Słowem, spełniona kobieta. Chociaż przez zaangażowanie się w teatry może ominęła Panią jakaś ciekawa rola w Hollywood?

To takie pytanie do kolorowej prasy? Ja nie mówię po angielsku. Znam francuski i słabo niemiecki. Zresztą nigdy mnie do Hollywood nie ciągnęło. Nie pasuję tam.

(...)

Wciąż Pani pali. Może czas zerwać z niezdrowym nałogiem?

Tak lubię palić, że nawet o tym nie myślę (śmiech). Nie powinnam nawet tego mówić. Nie pozwalam się fotografować z papierosem i nie palę ani w miejscach publicznych, ani na ekranie, żeby nie zachęcać innych. W Fundacji jest zakaz palenia.

A inne przyjemności?

Lubię czytać książki. Jak nie przeczytam czegoś, przynajmniej kilku stron dziennie, jestem chora. Lubię żyć, w ogóle.

A czego Pani nie lubi?

Banału, głupoty, niepotrzebnych krzywd i upokarzania innych. Ludzie potrafią być okrutni, okropni, źli. Ale sądząc po publiczności teatralnej, są inteligentni, wrażliwi i dobrzy.

Reklama

Co w nowej VIVIE! 25/2018?!

Elżbieta Starostecka i Włodzimierz Korcz o miłości, która przetrwa wszystko. Monika Miller o tragicznej śmierci ojca Leszka Millera Jr. Krystyna Janda w optymistycznej rozmowie, jak nie poddać się losowi i robić to, co się kocha. Leszek Czajka o impulsie, który zmienił jego życie. Dramat na norweskim dworze. Poruszająca historia księżnej Mette-Marit. Kim jet kobieta, która pomogła tysiącom ludzi, a sama na pomoc nie może liczyć?

Bartek Wieczorek/LAF AM
Reklama
Reklama
Reklama