Druga fala pandemii koronawirusa wydaje się być nieunikniona. Wraz z nią wzrasta liczba publikacji naukowców, którzy sugerują, że są blisko wynalezienia szczepionki na COVID-19. Jednocześnie pojawia się coraz więcej obaw dotyczących wirusa. Jedną z nich jest wieloraka możliwość przenoszenia się go na człowieka. Ostatnie informacje z Chin i Nowej Zelandii wprowadziły dodatkowy niepokój… Co na to eksperci?
Czy koronawirus na żywności jest niebezpieczny?
Brytyjski Independent podał niedawno informację o tym, że w chińskim miasteczku Dalian wykryto ostatnio wzrost zachorowań na koronawirusa. Odpowiedzialne za to miały być opakowania po owocach morza, które trafiły do portu na wschodzie kraju. Na powierzchni pudełek wykryto SARS-Cov-2 i w związku z tym przebadano wszystkie osoby, które miały kontakt z żywnością. Na szczęście okazało się, że nikt nie jest zakażony. Nie wiadomo, z jakiego państwa pochodziły krewetki – informacja ta nie została ujawniona.
Na początku sierpnia do Chin przybyła jednak także inna dostawa owoców morza. Ta przypłynęła aż z Ekwadoru. Niestety także w tym przypadku na opakowaniach miał być koronawirus. Kolejne zamówienia od 3 ekwadorskich firm wstrzymano. Teraz sprawie przyjrzą się też władze Nowej Zelandii. Kraj ten także zamawia owoce morza od różnych dostawców, a w ostatnich dniach pierwszy raz od ponad 3 miesięcy odnotowano w nim nowe przypadki zarażenia koronawirusem. Czy i one pochodziły z przywiezionych krewetek? Badania są w toku.
Eksperci wiele razy podkreślali, że możliwość zarażenia się COVID-19 poprzez jedzenie jest ekstremalnie niska. Z kolei dotknięcie opakowania i potarcie nosa lub ust może już nas zakazić. Warto jednak podkreślić, że na opakowaniach koronawirus może być aktywny zaledwie 72 godziny.