Czterdzieści tysięcy osób zakażonych i 4,5 tysiąca zmarłych przez koronawirusa. To bilans danych dotyczących epidemii w Szwecji. Kraj ten zanotował o wiele wyższy wskaźnik zgonów, niż inne skandynawskie państwa – dokładnie 5,7 na milion mieszkańców. Teraz główny epidemiolog Szwecji przyznaje, że niektóre działania wymyślone przez niego przyniosły złe skutki.
Anders Tegnell o koronawirusie. Przyznaje się do błędu
Liberalna strategia walki z COVID-19 polegała w Szwecji na małej liczbie zakazów i nakazów. Otwarte pozostały restauracje, szkoły (dla uczniów do 16. roku życia), sklepy, a obywatele spędzali w domach tylko tyle czasu, ile podpowiadał im rozsądek. Jedyne obostrzenia dotyczyły zakazu odwiedzin w domach spokojnej starości i zakazu zgromadzeń powyżej 50 osób.
Twórca większości pomysłów, Anders Tegnell, przyznał w ostatniej rozmowie ze szwedzką rozgłośnią radiową, że martwią go wysokie statystyki śmiertelności jego rodaków. „Zbyt wiele osób zmarło. Powinniśmy zrobić więcej, aby powstrzymać epidemię”, mówił główny epidemiolog Szwecji w wywiadzie dla Sveriges Radio, choć wcześniej twierdził, że przyczyną tylu śmierci są zarażenia w domach spokojnej starości. „Gdybyśmy stanęli wobec Covid-19, wiedząc o chorobie to, co dzisiaj, nasza strategia byłaby w pół drogi między tym, co uczyniła Szwecja, a co reszta świata”, dodał.
64-letni lekarz dodał, że szwedzki eksperyment nie do końca się powiódł. Zawiódł brak informacji o tym, co przy tego rodzaju epidemii wskazane, a co złe. „Dobrze byłoby wiedzieć dokładnie, co zamknąć, by lepiej powstrzymać rozprzestrzenianie się SARS-CoV-2”, mówił w radiu Anders Tegnell. Społeczność Szwecji według badań mimo wszystko dobrze oceniła podejście eksperta do walki z koronawirusem. Politycy i dyplomaci twierdzą jednak, że jest inaczej i dlatego zostanie powołana specjalna komisja, która zbada, czy podejście szwedzkich epidemiologów do pandemii było właściwe.
Kto ma rację?