Reklama

Mija trzeci tydzień stanu wyjątkowego z Hiszpanii. Wprowadzono go w związku z epidemią koronawirusa. Hiszpania to teraz jeden z najbardziej dotkniętych przez SARS CoV-2 krajów na świecie. Tylko w nocy z soboty na niedzielę zmarło prawie 900 osób. Dwa dni temu zaostrzono przepisy. Jak żyje się teraz w Barcelonie, opowiada Piotr Krysiak, dziennikarz i pisarz, autor między innymi “Dziewczyn z Dubaju”, który od półtora roku mieszka w stolicy Katalonii.

Reklama

Jak wygląda teraz Barcelona?

To miasto nigdy nie spało. W Barcelonie roiło się od ludzi, turystów. Teraz jest wymarła. Barcelończycy mają domy pod miastem a swoje mieszkania w mieście wynajmują turystom. Dlatego ta pustka jest podwójna, bo nie ma ani turystów ani mieszkańców. Mieszkam przy ulicy która ma około trzystu metrów. Stoją tu trzy hotele i dwie kamienice. Kiedy wyglądam z balkonu wieczorem widzę może trzy świecące się okna. Nie więcej.

Jak się z tym czujesz?

Fatalnie, miałem lecieć do Warszawy za kilka dni, ale loty są odwołane. Zlikwidowano także “lot do domu”, którym zamierzałem wracać. Wszyscy znajomi, którzy do mnie przyjeżdżali zawsze narzekali, że tu nie można spać, bo w sąsiedztwie imprezy są do szóstej rano, a od ósmej ludzie zaczynają przychodzić na kawę do knajpy na dole. Dla mnie najbardziej przerażający nie jest wirus, czy świadomość zagrożenia. Najbardziej przeraża mnie ta cisza, której tu nigdy nie było. Mieszkam w kamienicy z 1940 roku. Ma sześć pięter a teraz mieszkają tu tylko trzy rodziny. Są stare podłogi, stare drzwi. Te stare rzeczy mają to do siebie, że się czasem odzywają. Kiedy dom zaczyna w nocy żyć, można się naprawdę przestraszyć.

Cover Images/East News

Dwa tygodnie temu to wszystko nie wyglądało jeszcze tak strasznie.

Nie, dwa tygodnie temu nikt jeszcze nie podchodził do tego poważnie. 14 marca, w sobotę wprowadzono stan wyjątkowy. Ale jak się wyszło wieczorem, jeszcze trochę ludzi było na ulicach. W pierwszych dniach po wprowadzeniu zakazów chwytali się różnych sposobów, żeby wyjść z domu. Jednym z nich było pożyczanie zwierząt od znajomych, jak się nie miało swoich. Zwierzęta miały raj, ciągle były na spacerach. Ty wyszedłeś ze swoim psem, potem twój sąsiad, potem syn sąsiadki bo chciał iść po coś do kumpla i tak dalej. Hiszpanie wychodzili na spacer z żółwiami!

Nie rozumieli zagrożenia?

Nie. Zwłaszcza młodzi ludzie. Spotykałem się z wieloma z nich, pytałem: “Nie boicie się koronawirusa?”. Odpowiadali: “Nie, przecież to jest choroba starych ludzi, nas to w ogóle nie dotyczy”. Ale jak zapytasz sześćdziesięciolatki czy jest stara to też odpowie: “Skąd! Jestem młoda!”. Każdy odpycha od siebie tę chorobę.

Skąd ta wielka niechęć do siedzenia w domu?

My tego nie rozumiemy, ale Hiszpanie, podobnie jak Włosi nigdy w życiu nie siedzieli w mieszkaniach. Czas spędzali głównie poza domem, w knajpie. Wiele ludzi nie ma w domu kuchni z prawdziwego zdarzenia, w której można ugotować wszystko. Oni nie gotują w domu, jedzą na mieście. Nie parzą kawy, bo zawsze ją kupują w drodze do pracy. Trudno im było uwierzyć, że zwykłe dwugodzinne spotkanie na winie w ulubionej knajpie może komuś zaszkodzić.

Barcelona to miasto, które cały czas się bawi.

Jeszcze niedawno tak było. Wszystkie kluby zostały zamknięte w czwartek 12 marca, więc imprezy przeniosły się do domów. W piątek skrócono czas pracy sklepów, a w sobotę wprowadzono stan wyjątkowy i wszystko miało być zamknięte. Niektórzy próbowali oszukać zakaz i otwierali sklepy. Widziałem otwarty salon Vodafone, policjanci zjawili się i zamknęli go niemal natychmiast. Takich sytuacji było dużo ale od kilku dni to się zmieniło.

Co się stało?

Oprócz zagrożenia wirusem wrażenie robią bardzo wysokie kary. Jeszcze tydzień temu dostawało się mandat 100-200 euro. Czasami policjanci przymykali oko i ostrzegali, że następnym razem mandat wyniesie 2 tysiące euro. I okazało się, że przy drugim zatrzymaniu faktycznie tyle dawali. Bez zastanowienia. Ludzie zaczynają się dowiadywać, że ktoś z rodziny czy znajomy dostał tak wysoką karę i to zaczyna działać. Na na portalach randkowych coraz więcej prostytutek pisze “Kwarantanna. No sex”. Policja zaczęła kontrolować imprezy, bo ludzie donoszą, że gdzieś odbywa się domówka. Zatrzymują tych, którzy są bardzo pijani, trzeźwym każą iść do domu. Dziesięć dni temu bardzo głośna w tutejszych mediach była sprawa orgii zorganizowanej w jednym z mieszkań w centrum. Ktoś zadzwonił na policję, funkcjonariusze zatrzymali ośmiu mężczyzn a jednego z nich już skazano za narażenie zdrowia i życia ludzi na trzy miesiące aresztu. Jest stan wyjątkowy, policja ma teraz bardzo szerokie uprawnienia. Może zająć mieszkanie, samochód.

Ludzie się boją policji czy wirusa?

Jednego i drugiego. Z soboty na niedzielę w Hiszpanii zmarło prawie 900 osób. To ogromna liczba. Szef tutejszych służb sanitarnych poinformował, że mamy apogeum zachorowań i teraz liczba zarażonych powinna zacząć spadać. Dane z wczoraj mówią o kolejnych 849 zgonach, więc przynajmniej ta liczba nie rośnie. Widać, że izolacja przynosi efekty.

Ludzie chodzą w maskach. Furorę robią wózki na zakupy bo wychodzi się rzadko, trzeba kupować więcej. Tu obok jest najbardziej znana wegańska knajpa w Barcelonie, przychodzili tu aktorzy z serialu “Dom z papieru”. Na dachu ma swój ogródek z warzywami. Teraz jak wszystko zamknięta, sprzedaje tylko na wynos. W centrum, gdzie mieszkam jest bardzo dużo policjantów, patroli pieszych, na motorach. Zatrzymują wszystkich, którzy wydają im się podejrzani. Nie tylko młodych. Wczoraj przyjechał tu patrol bo na ławce siedziała starsza pani, która zawsze o 15.30 przychodziła tu karmić gołębie. Podjechali do niej, pouczyli, chociaż doskonale wiedziała, co zrobiła. Darowali jej mandat ale odesłali do domu.

Reklama

Kilka dni temu jeszcze bardziej zaostrzono przepisy.

Przez 10 dni do pracy mają chodzić tylko najpotrzebniejsze służby, policja, strażacy, lekarze. Mają być zamknięte wszystkie sklepy. Na razie spożywcze, apteki i kioski z papierosami są otwarte. Ale tak naprawdę nie wiadomo jeszcze, jak to będzie funkcjonować. Nie można przecież z dnia na dzień, zamknąć wszystkich sklepów, bo ludzie nie mają zapasów żywności. Hiszpania nie jest bogatym krajem. Przeciętni ludzie nie mają wielkich oszczędności. A nie pracują już trzy tygodnie. Ci, którzy pracowali legalnie dostaną od rządu 70 procent pensji przez pół roku. A jak sobie poradzi reszta? Coraz głośniej mówi się, że prawdziwe problemy zaczną się, gdy ludziom skończą się pieniądze. To może niedługo nastąpić.

PIOTR KAMIONKA/REPORTER
Reklama
Reklama
Reklama