Reklama

Odeszła legendarna wokalistka, wyjątkowa artystka, kochająca żona, matka i babcia... Kora zmarła 28 lipca. Ostatnie chwile spędziła na Roztoczu w otoczeniu rodziny, przyjaciół i zwierząt. Kamil Sipowicz w przejmującym reportażu Małgorzaty I. Niemczyńskiej opowiedział o nocy, w którą odchodziła i wyjątkowym pożegnaniu.

Reklama

„Boginie nie umierają” - pożegnanie Kory

Tej nocy najbliżsi gwiazdy mieli dziwne przeczucia. Kora zmarła w nad ranem, zaraz po całkowitym zaćmieniu Księżyca. Najbliżsi artystki zdawali sobie sprawę, że to ostatnie chwile jej życia. „Trójka ludzi już mi powiedziała, że o godz. 5.28 mieli silne przeżycia”, mówił Kamil Sipowicz.

To co działo się po śmierci Kory w swoim reportażu opisała Małgorzata I. Niemczyńska. Dziennikarka poznała najbliższych gwiazdy i wysłuchała ich poruszających opowieści. Mąż Olgi Sipowicz, zdradził, że do końca pozostała sobą.

„Wybrali jej trzy zestawy. W domu było kilkoro najbliższych. Przez godzinę jej nie ruszali. Usiedli w ciszy. Zbierali myśli. Potem zrobili rundkę po pokojach, by skompletować ubrania. Przez lata jej styl się zmieniał. Wygrał zestaw najbardziej współczesny. Dopasowane czarne spodnie, do tego czarny golf, na wierzch kolorowy żakiet i turban na głowę. Chyba nikt z nich nie pomyślał, że przecież jest upał. O tym golfie kilkanaście dni wcześniej mówiła, aby pamiętali: to jej ulubiony. Nic więcej. Ostatnio pokochała chińską czerwień. Włożyli jej na palec pierścień w tym kolorze. Prezent od przyjaciela z dalekiej podróży. Z ogrodu syn przyniósł lilię”, czytamy w na łamach Wysokich Obcasów.

Co działo się później? „Zapalili świece, zaczęli czuwanie. Do domu przyszło kilku zaprzyjaźnionych z Korą i Kamilem sąsiadów z Roztocza. Wszyscy poczuli się nagle poza czasem. A oni tutaj, na odludziu, trwali przy królowej. Rodzina, przyjaciele, zwierzęta. Wreszcie przyjechali ją zabrać z firmy pogrzebowej. Ktoś przypadkiem coś nacisnął. Włączył pieśni tybetańskich mnichów. Nawet ci faceci chyba się wzruszyli”, pisze Małgorzata I. Niemczyńska.

Kamil Sipowicz podkreślił, że przez ostatnie lata Kora mierzyła się z niewyobrażalnym bólem. Choroba podstępnie ją niszczyła. Mimo to, była dzielna, miała naturę wojowniczki. Okazuje się, że od początku choroby małżonki, Kamil Sipowicz pisał dziennik i możliwe, że kiedyś go wyda.

„Chciałem zapamiętać, co się działo. Jeśli kiedyś to wydam, może tak to nazwę: "Pięcioletnie przeżycie" Kora tych pięciu lat nie dożyła. Ale nie wiem, czy ktoś to będzie chciał czytać... Teraz jest taka tendencja, żeby pokazywać nowotwór w pozytywnym świetle. Kora walczyła dzielnie. To była droga hiobowa... Bo niestety, rak w ostatniej fazie to naprawdę nie jest sielanka. Ukułem też takie hasło: „Hospicjum spotka cię prędzej, niż myślisz”, opowiadał dziennikarce.

Reklama

Kora odeszła w wieku 67 lat. Legendarną wokalistkę Maanamu pożegnano 8 sierpnia na warszawskich Powązkach.

Zuza Krajewska
Bartek Wieczorek
Reklama
Reklama
Reklama