„Kora zawsze cierpiała z ran zadanych jej przez Kościół. Bała się go…”
Kamil Sipowicz o trudnych doświadczeniach Kory
Tylko nie mów nikomu, film braci Sekielskich, wstrząsnął całą Polską. Historie ofiar księży pedofilów na nowo podjęły dyskusję dotyczącą tego tematu. O molestowaniu seksualnym dzieci przez kapłanów mówi się już od dawna. Jedną z osób, która odważnie i głośno opowiadała o swoich traumatycznych doświadczeniach z dzieciństwa była Kora. Jako mała dziewczynka padła ofiarą molestowania seksualnego ze strony księży. W życiu artystki nie brakowało bólu i cierpienia. Wokalistce Maanamu religia katolicka była zupełnie obca. Nie zgadzała się ze sposobem funkcjonowania instytucji Kościoła i duchownych. Kamil Sipowicz w rozmowie z Agatą Porażką opowiedział o jej cierpieniu i ranach zadanych przez księży.
Kamil Sipowicz o trudnych doświadczeniach Kory
Wokalistka już w 2010 roku udzieliła głośnego wywiadu Aleksandrze Pawlickiej dla Wprost. Kora spędziła pięć lat w domu dziecka w Jordanowie prowadzonego przez siostry zakonne. Jak wspominała, tam otrzymała pierwszą lekcję uległości wobec zachowań księży. Miała zaledwie 10-11 lat.
„(Ten ksiądz) był starym śmierdzącym człowiekiem, który wpychał mi jęzor do ust i gmerał w majtkach. Gdy wcześniej patrzyłam na niego na ulicy, nie wydawał mi się tak obrzydliwy, ale gdy zaczął się do mnie dobierać, już tak”, relacjonowała w rozmowie z dziennikarką.
„Gdy proboszcz wreszcie skończył śniadanie, rozpoczynało się spotkanie z dziećmi. Pod sutanną miał spodnie, a w tych spodniach cukierki w głębokich kieszeniach. Nie dawał nam ich sam. Dziewczynki musiały podchodzić po kolei i grzebać w tych kieszeniach, by znaleźć cukierka. A przy okazji grzebały wiadomo gdzie”, wyznała.
Kamil Sipowicz w najnowszym wywiadzie dla Wirtualnej Polski wyjaśnił, że Korze przez lata trudno było uporać się z traumami. Zakonnice znęcały się nad małymi dziećmi fizycznie i psychicznie. W opowieść o molestującym księdzu trudno było wszystkim uwierzyć. Potem swoją historię wyśpiewała w utworze „Zabawa w chowanego”.
„Ona w piosence i w teledysku opowiedziała w sposób poetycki o tym jak ten ksiądz wykorzystywał biedne dzieci z okolic. Sama mieszkała w piwnicy domu na Grottgera i zaproszenie jej, małej dziewczynki, przez starego księdza do pięknego jasnego mieszkania na winogrona było czymś szalenie ekscytującym. On wykorzystywał dziewczynki seksualnie”, wyjawił w rozmowie z Agatą Porażką. Do Kory zgłaszały się osoby, które miały za sobą podobne przeżycia, ale nie da się ukryć, że jej wyznanie spotkało się też z protestem.
„Ponieważ jest i była artystką, wiele jej było wolno, lecz z drugiej strony nie wszyscy traktowali ją poważnie, bo co innego, gdy mówi artystka, a co innego, gdy mówi prokurator. Żadna osoba, ani ci, co się nad nią znęcali, ani ci, którzy ją molestowali, nigdy nie ponieśli żadnych konsekwencji. Teraz już wszyscy nie żyją”, dodał w rozmowie z dziennikarką.
Ze strony Kościoła nie było żadnej reakcji, zgromadzenie zakonne nigdy jej nie przeprosiło. Kora po wielu latach odważyła się tam pojechać tam razem z Kamilem Sipowiczem.
Dziennikarka zapytała męża artystki, co powinno się zmienić w polskim Kościele, a ten wprost odpowiedział: „Dla nas byłoby najlepiej, gdyby Kościół wrócił do katakumb i do Ewangelii. Dziś emanuje złem”. Oczywiście podkreślił, że istnieją księża z powołaniem. „Księża powinni prowadzić hospicja, szpitale, pomagać biednym. Ale pod kontrolą. Powinni czynić to, czego uczył ich Jezus, a nie obnosić się z bogactwem, chodzić w koronkach i ornatach, budować pałace i hodować daniele”, dodał.
Kamil Sipowicz podkreśla, że ofiary księży kończą z depresjami, wyniszczeniem, trudno jest funkcjonować im w społeczeństwie.
„Kora mimo ogromnego sukcesu artystycznego zawsze cierpiała z ran zadanych jej właśnie przez Kościół. Bała się go i słusznie, jak widać. Kora miała tę nadludzką siłę i bardzo mocny charakter, że wyszła z tego, ale to właśnie ta ogromna żywotność miała znaczenie. Jednak w większości przypadków tak się nie dzieje, ona była wyjątkowa", zakończył.