Reklama

Kira Gałczyńska zmarła w grudniu 2022 roku w wieku 86 lat. Była wymodloną i wymarzoną córką Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. „Mały księżycu, niech to będzie córka!”, wołał poeta do żony, kiedy jechała na salę porodową. Zawodowo zajmowała się pisarstwem i dziennikarstwem, odpowiedzialna była także za edycję dzieł swojego ojca. Wraz z mężem, spikerem polskiego Radia, Januszem Kiliańskim, przez lata prowadziła muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w leśniczówce Pranie na Mazurach. A jak wyglądały relacje ojca z jedyną córką?

Reklama

Kira Gałczyńska, rodzice nazywali ją Kijkiem

Kira Gałczyńska urodziła się w marcu 1936 roku, w Wilnie. Była córka Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego i Natalii Gałczyńskiej. Sama podkreślała, że jej mama - z domu Natalia Awałow - była naprawdę gruzińską księżniczką. Kiedy Kira przyszła na świat, jej rodzice byli 6 lat po ślubie, który odbył się w 1930 roku w Cerkwii Marii Magdaleny w Warszawie. Gałczyński był już znanym poetą, pełnił też funkcję attaché kulturalnego w Berlinie. Jego żona była pisarką książek dla dzieci i tłumaczką. Ale przede wszystkim muzą, kochanką, opiekunką swojego męża. Poznał ich ze sobą poeta Lucjan Szenwald w słynnej kawiarni Ziemiańska. Konstanty od razu zapytał: "Co słychać na Kaukazie, panno Nato?", dając do zrozumienia, że dużo wie o pochodzeniu Natalii. Musiała robić wrażenie.

Była piękna, miała czarne włosy, ogromne, niebieskie oczy, pełne usta. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Natalia Gałczyńska wspominała: „Byliśmy oboje nieludzko szczęśliwi. Ściskaliśmy się jak głodni – w bramach, pod mostem, w pustych o jesieni Łazienkach”. Poeta zapraszał swoją wybrankę na włóczęgi po Warszawie, recytował rosyjskich poetów, których ona też świetnie znała, mówił jej swoje wiersze, m.in. „Ulicę szarlatanów”. Potem napisał dla niej słynny wiersz „Serwus Madonna”. Jako para przeszli do literackiej legendy – zielony Konstanty i srebrna Natalia, Kot i Nata, jak do siebie mówili.

Czy byli szczęśliwym małżeństwem? Natalia kochała męża bezwarunkowo, wybaczała mu to, że znikał z domu, pił, zdradzał ją, potrafił mieć jednocześnie trzy kochanki. Gdy urodziła się córka, znała już wszystkie ciemne strony osobowości męża. Ale narodziny dziecka były wielkim wydarzeniem dla obojga. Gałczyński szalał z radości, nosił Kirę na rękach, przewijał, usypiał, spacerował z nią po ogrodzie ich domu w Aninie k. Warszawy.

Zobacz też: Gdy odszedł, zaczęła gasnąć w oczach. Spędzili razem 63 lata - historia Marii i Jerzego Kuncewiczów

Natalia i Konstanty Gałczyńscy, zdjęcie z drugiej połowy lat 40. ,fot. ZBIORY D.B.ŁOMACZEWSKA/EAST NEWS

Kira Gałczyńska, zdjęcie z 1942 roku, fot. MUZ. LITERATURY/EAST NEWS

Kiedy po latach ojciec zapukał do drzwi

Rodzinę rozdzieliła wojna, poeta brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku, trafił do sowieckiej, potem niemieckiej niewoli. W oflagu spędził resztę wojny. Żona z córką czekały na niego, podczas wojny zostały w Warszawie, po Powstaniu trafiły do obozu w Pruszkowie, skąd wyciągnął je Jarosław Iwaszkiewicz i zabrał do siebie na Stawisko. Po wojnie pojechały do Krakowa. Nikt nie wiedział, co się stało z Konstantym, krążyły plotki, że poeta nie żyje. Wydrukowano nawet wspomnienia o nim. Potem okazało się, że Gałczyński nie wiedział, czy chce wracać do kraju, pojechał w podróż po Europie. Romansował. W końcu wrócił.

„W marcu 1946 roku usłyszałam pukanie do drzwi, kiedy je otworzyłam, zobaczyłam posiwiałego już nieco pana w mundurze i berecie. Zapytał, czy jest pani Natalia Gałczyńska, odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie ma, bo byłam akurat sama. Wtedy zadał jeszcze jedno pytanie, po którym nie miałam już wątpliwości, kim jest: "Ale ty nie jesteś Kijek?”, wspominała Kira Gałczyńska w rozmowie dla „Wysokim Obcasów”. Była 10-letnią dziewczynką, ojciec jej nie poznał.

Zobacz też: Łączyło ich silne uczucie i ogromne pożądanie. Jerzy Kosiński był największą miłością Urszuli Dudziak. Ten romans zakończyła tragedia

Poeta z córką na ganku domu w Aninie, w 1939 roku, fot. MUZ. LITERATURY/EAST NEWS

Dom pełen poezji i kłopotów

Ojciec z córką próbowali nadrobić stracony czas. Chodzili na spacery, Gałczyński zachęcał ją do czytania książek, opowiadał je. Ona po latach odkryła, że na przykład „Komu bije dzwon” Hemingwaya nie do końca zgadzał się z historią opowiedzianą jej kiedyś przez ojca. Czy to był szczęśliwy dom? Na pewno niezwykły. „Wychowałam się w domu, w którym poezja była czymś zawsze niezmiernie żywym i z czym stale się obcowało”, mówiła Kira Gałczyńska w rozmowie z Violettą Ozminkowski w „Wysokich Obcasach”.

Jako dorastająca dziewczyna pyta­ła na przykład ojca : „A gdzie panowie Gałczyńscy pra­cowali w XVI czy w XVIII wieku? W trakcji dyliżansowej? Ojciec bez drgnienia powieki odpowiadał: – Cho­dzili po polach, grali na cytrach, okary­nach, a jeszcze wcześniej mieli wielkie, białe skrzydła i byli aniołami”.

Konstanty Ildefons Gałczyński na spotkaniu z czytelnikami, jeszcze przed zakazem publikowania, w 1949 roku, fot. MUZ. LITERATURY/EAST NEWS

W radio Kira Gałczyńska opowiadała o zabawnych zachowaniach ojca. „Wiadomo było, że jutro nie ma z czego zrobić obiadu. A tu nagle przychodził pan listonosz i przynosił jakieś honorarium. Mój ojciec wtedy w zachwycie leciał do najbliższej kwiaciarni i za wszystko kupował mamie kwiaty. A nasza babcia patrzyła i nie mogła zrozumieć, co drzemie w tym jej dziwnym zięciu”.

Po wojnie, szczególnie po 1949 roku Konstanty Ildefons Gałczyński – niebieski ptak, ojciec „Osiołka Porfiriona” przechodził przez trudne lata, co musiało się też odbić na jego rodzinie. Był krytykowany za związki z przedwojenną prawicą. Z drugiej strony wypominano mu drobnomieszczańskie odchylenie. Adam Ważyk mówił, że Gałczyński musi skręcić łeb rozwydrzonemu kanarkowi, który zagnieździł się w jego wierszach. Sam Konstanty Ildefons Gałczyński próbował pisać na polityczne zamówienie, napisał okropny „Poemat dla zdrajcy”, atakujący Czesława Miłosza i panegiryk na cześć Stalina.

Płacił za to zdrowiem, po wojnie przeszedł dwa zawały, coraz mocniej dawał o sobie znać jego alkoholizm i depresja. W 1950 roku dostał zakaz publikacji, co było dla niego dramatem. Jak wspominała Kira Gałczyńska, dom utrzymywała wówczas mama, która „zaczęła tłumaczyć z rosyjskiego, pisać na maszynie". Gałczyński łapał oddech jedynie w leśniczówce Pranie nad jeziorem Nidzkim, gdzie jeździł z nastoletnią Kirą.

Wstydliwy pogrzeb ojca, dorosłe życie

Konstanty Ildefons Gałczyński nie dożył odwilży. Zmarł w czasach stalinizmu, w 1953 roku na trzeci zawał. Dla rodziny była to ogromna tragedia. Jak opowiadała Kira Gałczyńska, jej mama spędziła 23 lata z mężem i 23 lata sama. Nie potrafiła uporać się ze śmiercią ukochanego Kota. Kira miała wtedy 17 lat. Krążyły plotki, że jej ojciec popełnił samobójstwo. Albo że zapił się na śmierć. Kira zapamiętała pogrzeb ojca, szybki, jakby wstydliwy, odbywający się po cichu, gdzieś na obrzeżach Powązek.

Kira Gałczyńska zdała maturę, studiowała filologię rosyjską. Była zaangażowana w powojenną rzeczywistość, należała do Związku Młodzieży Polskiej. Dwa razy wychodziła za mąż – pierwszy raz za aktora Janusza Bylczyńskiego, doczekali się syna Mikołaja. Ale bardziej udane było jej drugie małżeństwo z Januszem Kiliańskim. Odszedł do Kiry Gałczyńskiej od Danuty Szaflarskiej. Może dlatego słynna aktorka nigdy jej nie lubiła. A gdy się okazjonalnie spotykały, przedstawiała się, tak jakby widziała ją zawsze po raz pierwszy.

Zobacz też: Stefan Friedmann zakochał się w żonie, gdy miał 19 lat. „Zostało na całe życie”

Kira Gałczyńska, 2013 rok, fot. M.PIĘTKA/AKPA

Kira Gałczyńska odkrywa, że ma przyrodniego brata

Kira Gałczyńska była już dojrzałą kobietą, gdy w 1990 roku poznała swego przyrodniego brata... Konstantego Ildefonsa. Jak się okazało, Gałczyński podczas wojny także miał różne związki. W obozie Hexter romansował z Lucyną Wolanowską, z którą miał syna. Nie był to jego jedyny romans. Podobno powiedział, że „ma od Boga specjalny przywilej na wielożeństwo, które jest niezbędne dla niego jako poety”. Natalia wszystko mu wybaczyła.

„Matka uznała, że nie będzie to miało wpływu na ich życie, na ich niezwykłą miłość”, mówiła Kira Gałczyńska w rozmowie z Violettą Ozminkowski. Kira miała dobre kontakty z przyrodnim bratem, który przyjeżdżał do Polski i do leśniczówki Pranie. Samego poetę bawiło, że na Antypodach jest drugi Konstanty Ildefons. Ale nie dane mu było spotkać syna, który mieszkał z matką w Australii. Gdy dorósł, funkcjonował tam jako Steve Parker, był resocjalizatorem. Kiedy jego siostra spytała, co chciałby zobaczyć w Polsce, powiedział: więzienia. Dzisiaj już nie żyje, zmarł w wieku 74 lata, osierocił pięcioro dzieci.

Zobacz też: Był gwiazdą ''Wiadomości''. Z telewizji odszedł z dnia na dzień dla żony i dzieci

Reklama

Kira Gałczyńska napisała wiele książek o ojcu i mamie, zawsze broniła pamięci ojca, irytowało ją, gdy ktoś mówił, że bez wódki nie mógł niczego napisać. Dbała o leśniczówkę Pranie, z czasem przekazując muzeum w ręce następców. Mówiła o ojcu: „Miał jedną Polskę, tę zniewoloną. I w niej musiał od­naleźć swoje miejsce. Prof. Andrzej Gronczewski twierdzi, że Gałczyński był Don Kichotem, który umiał rozświetlić nawet wnętrze klatki, w jakiej los go za­mknął. Był zawsze gotów poetycko – do ozłocenia klatki. Wszędzie tam, gdzie mogła być ona ustawiona – choć żałosna, uboga, okrutna. Proszę mi wskazać poetę, który do zjazdu szczecińskiego ZLP, słynnego z narzucenia twórcom socreali­zmu, napisał tyle pięknych wierszy, ży­wych i dziś”.

Reklama
Reklama
Reklama