Pilot podał prawdopodobną przyczynę katastrofy helikoptera, w której zginął Kobe Bryant
Tej tragedii można było uniknąć...
Jeden z najwybitniejszych sportowców wszech czasów, Kobe Bryant, nie żyje. Koszykarz zginął w katastrofie helikoptera. Sprawę wciąż bada policja. Głos zabrał właśnie pilot, który jeszcze niedawno latał z Bryantem. Mężczyzna mówi wprost, że tragedii można było uniknąć...
Kobe Bryant nie żyje. Katastrofa śmigłowca
Pięciokrotny mistrz NBA, ojciec czterech córek, wybitny koszykarz. Kobe Bryant nie żyje. Sportowiec zginął w katastrofie śmigłowca Sikorsky S-76. Do wypadku doszło w niedzielę rano lokalnego czasu. Maszyna rozbiła się w pobliżu miasteczka Calabasas, około 65 kilometrów na północny zachód od centrum Los Angeles. Chwilę później media podały, że zginęło dziewięć osób: trener baseballu z uniwersytetu Orange Coast College – Joh Altobelli wraz z żoną Keri i Córką Alyssą, asystentka trenera w szkolnej drużynie koszykarskiej z Orange County – Christina Mauser, Sarah Chester i jej córka Payton, pilot oraz Kobe Bryant i jego 13-letnia córka Gianna Maria Onore.
Cały świat składa rodzinie Kobe Bryanta (żonie Vanessie oraz córkom: Natalii, Biance i Capri) najszczersze wyrazy współczucia, tymczasem eksperci zastanawiają się, co doprowadziło do tragedii. Jaka była główna przyczyna katastrofy?
Jak na razie policja prowadzi w tej sprawie śledztwo, ale dziennikarz Los Angeles Times postanowił zapytać o zdanie byłego pilota Express Helicopters. Kurt Deetz w latach 2014-2016 latał helikopterem z Kobem Bryantem w okolicach Los Angeles. Pilot ocenił stan helikopterów i warunków pogodowych tego dnia. Według niego, katastrofa była najprawdopodobniej spowodowana fatalną pogodą, a nie złym stanem technicznym maszyn. Jego zdaniem dało się jej uniknąć, gdyby lot przesunięto na późniejszą godzinę: „Prawdopodobieństwo katastrofalnej awarii silnika podwójnego w tym helikopterze, to jest praktycznie nie możliwe”, mówi wprost.
Dodaje także, że spędził ponad tysiąc godzin latając tym śmigłowcem, a stan helikoptera zawsze był świetny. Pilot nazwał go „Cadillac-latająca limuzyna”. Zauważył również, że najprawdopodobniej maszyna leciała bardzo szybko w momencie zderzenia. Przewoziła ponad 300 litrów paliwa „a to wystarczy, by wybuchł ogromny pożar”. Jak na razie, media wciąż czekają na raport z katastrofy i oficjalne stanowisko policji, w którym dowiemy się, co faktycznie się stało.