Reklama

W najnowszym numerze miesięcznika „Uroda Życia” Kinga Rusin opowiada o życiu w Stanach Zjednoczonych w latach 90. Jak sobie radziła jako 23-letnia pani domu? Jak wyglądała jej codzienność? Oto fragmenty wywiadu Magdaleny Żakowskiej.

Reklama

Kinga Rusin o wielkiej popularności, która na nią spadła, gdy miała 23 lata

Magdalena Żakowska: Mogłabyś żyć bez mediów po tylu latach?

Kinga Rusin: Bez problemu. Zresztą miałam przerwy. Kiedy w 1994 roku wyjechaliśmy z Tomkiem do Stanów, odeszłam z telewizji. I miałam świadomość, że to może być koniec mojej kariery w mediach. A później, kiedy urodziłam Polę, nie pracowałam trzy lata - zajmowałam się budową domu, rodziną. Po urodzinach Igi też zrobiłam sobie przerwę.

Magdalena Żakowska: W 1994 roku byłaś u szczytu popularności…

Kinga Rusin: Miałam 23 lata, kiedy dostałam Wiktora. Nic wielkiego nie zrobiłam - zapowiadałam tylko filmy przed „Wiadomościami” - ale oglądało mnie średnio 17 milionów ludzi. Bo nie było jeszcze prywatnych stacji. Cała Polska oglądała „Wiadomości”, a po nich film. Nie ma dziś programu, który osiągałby podobną oglądalność. Nagle, z dnia na dzień, na uczelni wszyscy zaczęli mnie pokazywać palcami. Jedna jedyna kolorowa gazeta, czyli „Antena”, dała moje zdjęcie na okładce. Potem pojawił się „Sukces” - byłam na okładce w wydaniu wielkanocnym.

Magdalena Żakowska: Pamiętam! To była strasznie śmieszna okładka z jajem Faberge!

Kinga Rusin: Tak! Koszmarne zdjęcie! To jajo było za drogie, żeby dać mi je do ręki, zostało w to zdjęcie wmontowane, a to oczywiście było widać! W każdym razie w ciągu pół roku zdobyłam taką popularność, że wydawało mi się, że cała Polska mnie zna. Nie było jeszcze wtedy mediów społecznościowych, forów internetowych, nie przychodziło mi do głowy, że ktoś może mnie nie lubić, źle o mnie myśleć. Ale brakowało mi tego, kiedy wyjechaliśmy do Stanów.

Kinga Rusin o życiu w Stanach Zjednoczonych

Magdalena Żakowska: To był twój drugi ważny dom po tym Za Żelazną Bramą (warszawskie osiedle wybudowane w PRL-u, gdzie Kinga Rusin mieszkała jako dziecko - przyp. red.)?

Kinga Rusin: Drugi to była 18-metrowa kawalerka na Nowolipkach, w której mieszkaliśmy z Tomkiem. Nie wiem, jak się zmieściliśmy tam my i nasze rzeczy. W Stanach mieszkaliśmy pod Waszyngtonem w Chevy Chase Maryland, w bloku na 24. piętrze. To obłędna dzielnica - mieści się tam większość rezydencji ambasadorów. Z naszego piętra rozciągał się piękny widok. Kiedy pierwszy raz wyjrzałam przez okno, miałam wrażenie, że nasz blok stoi pośrodku wielkiego lasu - domy zakrywały bowiem potężne korony drzew. Dopiero potem odkryłam, że to niekończąca się dzielnica willowa. Bloki były tam dwa. W jednym mieszkaliśmy my, a w drugim profesor Karski. Przychodził do nas czasami na kolację, bo mu się nudziło w domu. Uczyłam się w tym czasie gotować, a on udawał, że mu wszystko smakuje. W każdy weekend chodziliśmy na spotkania dla Polonii albo je organizowaliśmy sami, a tak się złożyło, że w Waszyngtonie mieszkali głównie Polacy, którzy wyjechali z Polski w okresie stanu wojennego. Byli to w większości profesorowie - głównie ekonomii i matematyki. Ja na tych spotkaniach zmieniałam talerze i podawałam potrawy, nie śmiałabym się odezwać. Miałam 23 lata, traktowano mnie jak maskotkę, to było zresztą bardzo miłe. Miałam tam wielu „przybranych rodziców”. Kiedy urodziłam Polę, jedna z moich przyjaciółek, przeszła w pracy na pół etatu, żeby mi pomóc. Wspaniale wspominam ten czas.

Więcej przeczytasz w najnowszym numerze miesięcznika „Urody Życia”, który jest już dostępny w kioskach i salonach prasowych.

Marlena Bielińska/MOVE, Krzysztof Opaliński

Książka z filmem DVD Tancerka w sprzedaży z czerwcowym wydaniem magazynu Uroda Życia.

materiały prasowe

Reklama

Polecamy też: „Macierzyństwo to jak ciężka, przewlekła choroba”. Beata Tyszkiewicz w nowym numerze „Urody Życia”

Reklama
Reklama
Reklama