„Wcześniej byłam egoistką, a dziś czuję na sobie odpowiedzialność za drugie życie”
Kinga Korta w pierwszym wywiadzie o synku i macierzyństwie
Była „żona Hollywood”, bizneswoman, kobieta sukcesu. Na ciążę zdecydowała się późno i nie sądziła, że Greyson wywróci jej świat do góry nogami. O pokładach miłości, które w sobie odkryła, trudach łączenia pracy i macierzyństwa i zakupach w ekskluzywnych sklepach... dla dzieci Kinga Korta opowiada nam w nowej VIVIE!
Kinga Korta w VIVIE! o synku i macierzyństwie
Co było dla Ciebie, świeżo upieczonej matki, najtrudniejsze na samym początku?
Nic nie jest w stanie przygotować nas, kobiet, do roli matki. Żadne książki, wykłady, porady… Nawet młodsze rodzeństwo, którym jako młoda dziewczyna zajmowałam się, pomagając mojej mamie. Przypuszczam, że w mniejszym czy większym stopniu każda kobieta na początku ma kryzys. On dotyczy wszystkiego. Chcemy jak najlepiej dla naszego dziecka i stawiamy sobie wysoko poprzeczkę, wszystko ma być perfekcyjnie przygotowane. Przy kolejnej ciąży podchodzi się już do tego z większym dystansem. To trywialna rzecz, ale dla mnie osobiście irytująca była pogoda. Kiedy Greyson przyszedł na świat, w Kalifornii panowały niemiłosierne upały. Maleństwu było źle, sama również kiepsko to znosiłam. To doprowadzało mnie do szału. Frustrowałam się dość często i to też odbijało się negatywnie na kontaktach z najbliższymi, głównie relacjach z mężem.
(...)
Czyżby Greyson był synkiem tatusia?
Oboje owinął nas sobie wokół palca. Kiedy przez ponad trzy tygodnie byliśmy w Polsce, Chet ciężko znosił tę rozłąkę. Sam sporo pracuje, prowadzi kilka firm, a jego działania związane są z produkcją stali oraz jej importem i eksportem. Wciąż się rozwija. Na szczęście szybko do nas dołączył. W końcu rozmowy przez internet nie zastąpią wspólnie spędzonego czasu. Dla mnie to było prawdziwe wyzwanie – namówić go, żeby wypuścił mnie do Polski na ponad miesiąc!
A gdybyś miała opisać Greysona?
Oj, to prawdziwa mieszanka (śmiech). Dostrzegam w nim zarówno cechy charakteru moje, jak i mojego męża. Podobno Chet był typem dziecka, które posadzisz w kącie i będzie grzecznie czekał. Nasz syn jest taki sam, chociaż na moje oko ma w sobie troszeczkę więcej charyzmy. To po mnie! (śmiech). Greyson mnie wciąż zaskakuje i widzę u niego postępy rozwojowe… Wtedy zastanawiam się, gdzie on się tego nauczył, gdzie zobaczył?! O! Widzisz, jak się teraz zawstydził? Mama chyba nigdy taka wstydliwa nie była (śmiech). Nie jest typowym bobasem. Bywa poważny, uważny, a przy tym jest ujmujący! Potrafi mnie przeniknąć wzrokiem na wskroś.
To macierzyństwo jest takie, jak je sobie zaplanowałaś i wyobrażałaś?
Wielu rzeczy nie wzięłam pod uwagę. Chociażby tego, że świat rzeczywiście obróci się o 180 stopni! Nie zdawałam sobie sprawy z nadchodzącej rewolucji. Moje potrzeby już się nie liczą. Syn jest dla mnie priorytetem i siłą napędową.
Pewnie już planujecie jego przyszłość.
Jak każdy rodzic (śmiech). W ciąży nie myśli się jeszcze o edukacji dziecka. Błąd. Już trzeba odłożyć pieniądze, zaplanować, do jakiej szkoły pójdzie. Prywatne szkoły są bardzo drogie, a państwowe nie są na tak zadowalającym poziomie jak dawniej. Chcielibyśmy, by jeździł na obozy letnie do Włoch i dorastał w tej kulturze. Na pewno jego stałym punktem podróży będzie Polska. Kontakt z dziadkami jest bardzo ważny. Zależałoby mi, by grał w tenisa, golfa czy jeździł konno. To są też moje marzenia z dzieciństwa, których nie mogłam realizować.
I pomożecie mu też z wyborem zawodu?
Sam kiedyś obierze drogę, ale chcę mu pokazać, ile ma możliwości. Nie nastawiamy się, że będzie rozchwytywanym prawnikiem, najlepszym lekarzem czy biznesmenem. Czas pokaże! Na razie pozwalam mu być dzieckiem. Pragniemy wychować naszego syna na wartościowego, wrażliwego człowieka, który nigdy nie przejdzie obojętnie obok kogoś w potrzebie. Mam nadzieję, że przygotujemy go właściwie do życia w tej dżungli. Los nieraz z pewnością pokaże mu pazury. Na swoje zachcianki będzie musiał zapracować. Ale nie pozwolę, by ktoś go skrzywdził. Martwię się codziennie o jego bezpieczeństwo. Teraz tyle mówi się w Stanach o zabójstwach dzieci i porwaniach. Jestem przepełniona tą obawą. Mam oczy dookoła głowy!
(...)
Zmieniło Cię macierzyństwo?
Skończyły się zakupy, zachcianki i dylematy – czy kupię nowe buty, a może torebkę (śmiech). Nie zastanawiam się, co jest nowego u Gucciego albo Dolce & Gabbana. Gdy mam czas iść na zakupy, to wychodzę z torbami wypełnionymi rzeczami dla dziecka. Wiadomo, że nie gonię na obcasach z torbą Hermès, a z plecakiem z pampersami. Patrzę na te wszystkie ubrania, które wiszą w szafie, i myślę sobie: Po co ci to teraz? Gdzie to założysz?! (śmiech). Wcześniej byłam egoistką, a dziś czuję na sobie odpowiedzialność za drugie życie. Wydaje mi się, że wypełniają mnie takie pokłady miłości, którymi mogłabym obdarować całą gromadę dzieci. Dobrze jest kochać tak, jak nigdy do tej pory nie kochałam. Ale nie zdawałam sobie sprawy, że macierzyństwo jest taką ciężką pracą i poświęceniem. Natomiast całe zmęczenie mija, kiedy przyglądam się szczęściu mojej rodziny. Wtedy jestem wdzięczna za to, co mam.
1 z 3
2 z 3
3 z 3