Reklama

Rafał Trzaskowski będzie nowym prezydentem Warszawy. A mógł zostać... muzykiem, tak jak jego ojciec. Andrzej Trzaskowski był wybitnym jazzmanem, kompozytorem i pianistą. Dzieciństwo przyszłego prezydenta płynęło więc w artystycznej atmosferze Warszawy i Krakowa. Przez jego dom przewijało się mnóstwo jazzmanów, literatów i aktorów. O tym, jak wyglądało dzieciństwo Rafała Trzaskowskiego i czy jego ojciec byłby z niego dumny, specjalnie dla viva.pl w rozmowie z Krystyną Pytlakowską opowiedzieli Wojciech Karolak i Michał Urbaniak.

Reklama

Kim był ojciec Rafała Trzaskowskiego?

„Wielu ludzi uważa, że skoro mój ojciec był muzykiem, to rozmawialiśmy o muzyce. Trochę tak, ale w sumie mało. On był erudytą, więcej przegadałem z nim o książkach, historii, kulturze i jedzeniu. (…) Był dyrektorem Orkiestry Polskiego Radia i Telewizji, normalnie chodził do pracy, nagrywali tysiące utworów. A wieczorami pisał muzykę w domu. Miał swój pokój, ale otwarty na resztę mieszkania. Jak chciał się izolować, zakładał słuchawki. Tylko gdy się urodziłem, kazał sobie wybudować ścianę, żeby tłumić hałasy, co się okazało bez sensu, bo nie byłem krzykliwym dzieckiem”, mówił Rafał Trzaskowski w wywiadzie dla Gazety Wyborczej.

O artystyczne życie jazzmanów i Andrzeja Trzaskowskiego Krystyna Pytlakowska zapytała jego przyjaciół, gigantów polskiego jazzu: Wojciecha Karolaka i Michała Urbaniaka.

Myślisz, że Andrzej Trzaskowski byłby dumny z syna?

Wojciech Karolak: Jedynym moim smuteczkiem, który czuję widząc, co się dzieje to jest to, że Andrzej tego nie dożył. Byłby tak szczęśliwy. Chodziłem do nich na Stare Miasto, siedzieliśmy całe popołudnia. Trzaskowscy byli uroczy, mały Rafałek gdzieś biegał i Andrzej strasznie go pędził do nauki. Był dla niego ostry, ale widać było, że go kocha.

To było jego jedyne dziecko.

Tak. I Andrzej Kurylewicz i Krzysztof Komeda nie zdążyli mi mieć dzieci. Przypomnieli mi się Komedowie, bo mieli wspólne wesele z Trzaskowskimi w Krakowie, w malutkim klubie na ul. Św. Marka. To był jeden pokój, który myśmy z Wieśkiem Dymnym kiedyś tynkowali. Na środku stał słup. Sytuacja była fatalna, była cała śmietanka artystyczna Krakowa, wspaniali ludzie, siedzimy, jemy bigosik, popijamy weselną wódeczkę, a ja jestem świadom, że noszę w sobie straszliwą tajemnicę, której nie wolno mi nikomu wyjawić, mianowicie, że niedługo nastąpi wybuch.

Mieliśmy kumpla, Leszka Sokołowskiego, pianistę i oficera w milicji od przestępstw gospodarczych. Podarował Trzaskowskiemu w prezencie ślubnym petardę, która miała zostać odpalona w ubikacji. Jak to rąbnęło! Bigos na ścianach, wszystkich ogłuszyło totalnie, strach, że będziemy głusi do końca życia, w panice pchamy się do wyjścia. Wydostaliśmy się. Słuch powoli wracał. Przeżyliśmy, ale petarda zabiła to przyjęcie.

Rafał nie odziedziczył po ojcu muzycznych zainteresowań, pasji.

Na pewno coś podgrywa. Ale nigdy nie rozmawialiśmy o tym. Na wszystkich imprezach jazzowych na które chodziliśmy Rafał się zawsze pokazywał, interesował się, był w tym. Nie wyglądało na to, że to młody człowiek, który studiuje nauki humanistyczne i zapowiada się na polityka.

Grałeś z Andrzejem w jednym zespole.

Zacząłem w zespole Jazz Believers, w którym było dwóch pianistów, Krzysztof Komeda i Andrzej Trzaskowski grających na zmianę. Ja grałem na saksofonie a Jan Ptaszyn-Wróblewski na drugim saksofonie. A potem w zespole The Wreckers, to trwało krótko.

Byliście bardzo blisko

Bardzo. I bardzo mi go brakuje.

Dlaczego umarł tak wcześnie?

Rak płuc, strasznie dużo palił. Mieliśmy przyjaciela Andrzeja Wasylewskiego, reżysera filmowego. Nakręcił nieprawdopodobną ilość dokumentów o polskim jazzie. Trzaskowski jest tam na miejscu najważniejszym. Wasylewski miał obsesję na jego punkcie, uważał, że był gigantem, tylko nie miał szczęścia. A może tak bardzo nie rwał się żeby się przebijać, bo to byłoby jakby poniżej jego godności.

Wtedy polski jazz stał na pianistach, ja też najbardziej najbardziej ceniłem Trzaskowskiego, bo on miał ogromną wiedzę i kulturę muzyczną, wszystko poukładane, był profesjonalny niebywały. To nie dotyczyło tylko muzyki. Mówił wspaniale. Budował zdania w sposób piękny, wspaniała była logika jego wywodów. To były wzór, jak należy mówić do ludzi.

Powtórzę to, co mówiłem wielokrotnie do Marysi (Czubaszek- przyp. red), gdy się mówiło o Trzaskowskim, choć może wielu ludzi się zezłości – powiedziałem, że on ma coś takiego w formułowaniu myśli i polszczyźnie, co mi przypomina, przemawiającego Jarosława Kaczyńskiego. Bo, czego by o Kaczyńskim nie mówić, to kiedy nie zieje ekstremizmem potrafi pięknie mówić. Ale to są przemówienia do inteligentów.

Rafał Trzaskowski przypomina ojca?

Zewnętrznie jest podobny i robi się coraz bardziej podobny. Nie wiem, czy to jest kwestia temperamentu, pomieszanie duszy Andrzeja z duszą Teresy, zrodziły takiego człowieka dalekiego od ekstremizmu w wygłaszaniu sądów. Zauważyłem, że jak się uśmiecha to ma w sobie, coś z Andrzeja. Andrzej Trzaskowski był człowiekiem z natury niebywale sarkastycznym, ale ten sarkazm był połączony z ogromną sympatią do ludzi. Ci, którzy go nie znali nie rozumieli tego, i dlatego w sensie werbalnym potrafił jakiegoś tumana dotknąć.

Wojciech Karolak z żoną Marią Czubaszek

Zuza Krajewska, Bartek Wieczorek

Parę słów o wybitnym jazzmanie wyznał także Michał Urbaniak. Zapytany o to, jaki był Andrzej Trzaskowski odpowiada wprost: „Superinteligentny facet, wykształcony, „skaził się” jazzem tak, jak my wszyscy, genialnie. Był jednym z najbardziej eleganckich ludzi w Polsce, obaj z Wojciechem Karolakiem byli najlepiej ubranymi muzykami tego pokolenia. Wygadany, ale pozytywnie. Potrafił rozmawiać z plebsem, czyli ze mną. Filharmonia Narodowa co miesiąc wkładała nas w nysę, i jeździliśmy po wsiach. Andrzej Trzaskowski wykładał, co to jest blues, standard, jazz i myśmy to ilustrowali grając na żywo”.

Miał pasję społecznikowską?

Michał Urbaniak: Miał każdą pasję jeśli chodzi o jazz. To były inne czasy, które mogą być niezrozumiałe dzisiaj, ale wtedy to było pionierstwo. To był fantastyczny człowiek. Byliśmy zabawowicze, graliśmy jazz, oglądaliśmy się za pięknymi nogami, natomiast Trzaskowski miał to wszystko plus elegancję. Miał estymę, autorytet.

Jak się spotkaliście?

Pierwszy raz, kiedy przyszedł do klubu Hybrydy, gdzie graliśmy ze Zbyszkiem Namysłowskim zapytał, czy nie zagralibyśmy w jego zespole. Patrzymy na Zbyszka, Zbyszek mówi: „Jo”, ja mówię: „Jo, okej”. A on na to: „To spotykamy się w ambasadzie amerykańskiej jedziemy do Stanów”. Byliśmy w Stanach dwa miesiące, przez dwa lata grałem w kwintecie Trzaskowskiego. Mało tego, Rafała nosiłem na rękach, jak miał sześć tygodni. Rafał ma wiele z ojca. Uśmiech taki sam, to przymrużenie oka. Są tacy sami.

Reklama

Michał Urbaniak

Michał Szlaga
Justyna ROJEK/East News
Reklama
Reklama
Reklama