Reklama

Dziesięć lat po przepięknym ślubie Izabeli Olchowicz i Kazimierza Marcinkiewicza, nie ma mowy o żadnym pozytywnym uczuciu między byłymi partnerami. Miłość zamieniła się w nienawiść, walkę o alimenty i kolejne procesy sądowe. Jeden z nich były premier zamierza wytoczyć Isabel w niedługim czasie. 59-latek uważa, że jego żona specjalnie sprowokowała wypadek, w skutek którego poważnie uszkodziła sobie bark. Wszystko, by otrzymywać od niego wysokie alimenty…

Reklama

Marcinkiewicz o alimentach i wypadku Izabeli Olchowicz

Była żona Marcinkiewicz oczekuje na alimenty od 2016 roku. To właśnie wtedy sąd orzekł rozwód pary. 59-latek miał płacić je co miesiąc, jednak na tę chwilę do początkującej pisarki trafiła tylko mała część zarządzonej przez wymiar sprawiedliwości kwoty. Isabel wyliczyła, że oczekuje jeszcze na 112 tysięcy złotych.

Jeszcze 2 miesiące temu Kazimierz Marcinkiewicz tłumaczył, że nie jest w stanie płacić byłej ukochanej regularnie, bo nie ma stałej pracy. Obiecał jednak wszystkie zaległości oddać. „To prawda, że zalegam jej z zasądzoną pomocą finansową. Pracuję na własny rachunek bardzie ciężko i intensywnie. Nie mam jednak stałej comiesięcznej pensji. Pracuję nad kilkudziesięcioma projektami na success fee. W ostatnim roku nie miałem dużych sukcesów. Każdym sukcesem dzieliłem się sprawiedliwie, ale zaległości się powiększały. Stalkerka o tym wie, bo odpowiednie dokumenty przedstawiłem sądowi oraz wielokrotnie ją o tym informowałem. Gdy którykolwiek projekt doprowadzę do końca, rozliczę się z zaległości”, napisał na swoim Facebooku były premier.

Dziś jednak polityk zmienił zdanie. Kolejna część alimentów raczej nie wpłynie na konto Izabeli Olchowicz, ponieważ Kazimierz Marcinkiewicz jest przekonany, że pisarka zaaranżowała wypadek samochodowy, tylko po to, by uzyskać dodatkowy ogromny dochód. Po raz kolejny padły też zarzuty, że 38-latka prześladuje polityka w sieci. „Po pierwsze pani Stalkerka miała wypadek w grudniu 2014 roku, nie spiesząc się na spotkanie ze mną, tylko przeciwnie, jechała prawie pustymi Al. Jerozolimskimi w stronę Pruszkowa, nie do centrum, gdzie na nią czekałem. Jak zeznał kierowca jadący za nią, jechała najwyżej 50 km/h i sama wjechała w barierki. Sprokurowała ten wypadek do czego przyznała się mi w szpitalu i na co są także inne dowody. W tym czasie nie żyłem już z nią od 2 lat”, rozpoczął swoje oświadczenie na Facebooku Marcinkiewicz. „Po drugie, pani Stalkerka mająca problemy z codziennym życiem, przebieraniem, a nawet spaniem, we wrześniu 2016 roku poleciała do Barcelony, tam na swoje prawo jazdy wynajęła w firmie Sixt samochód peuge 208 z automatyczna skrzynia biegów i pojechała na Majorkę. Tam miała stłuczkę, za którą nie zapłaciła. Jako że podała zły adres, windykator trafił do mnie. Nie potwierdził, by wynajmująca samochód miała widoczną rękę na temblaku i to w sposób, który właściwie uniemożliwiałby jazdę. Wynajmując samochód nie wskazała też innego kierowcę. Po trzecie pani Stalkerka w lutym tego roku otrzymała od kancelarii prawnej propozycje wykupu mojego długu, najpierw za 80, a pózniej 90 tys. zł. Propozycję odrzuciła i zalała mnie hejtem oraz kłamliwymi donosami na mnie do wszystkich możliwych instytucji”, zakończył swój post były premier i zapowiedział, że złoży pozew na Izabelę Olchowicz. „Wiem już, że stalker się sam nie zatrzyma. Składam więc pozew”, napisał.

Odpowiedź Izabeli Olchowicz na zarzuty byłego męża

Niedługo trzeba było czekać na odpowiedź byłej żony. Pisarka odpowiedziała na stawiane zarzuty i… także zapowiedziała proces. „Tonący brzytwy się chwyta... Kto mu jeszcze wierzy? Szanowni Państwo, To przechodzi wszelkie granice. Prosiłam, aby Marcinkiewicz bezprawnie nie używał określenia 'stalkerka' w odniesieniu do mojej osoby. Zlekceważył, zrobił to po raz kolejny dziś i w związku z tym jestem zmuszona podjąć kroki prawne, tzn. złożyć pozew o naruszenie dóbr osobistych oraz pomówienie. Będę domagać się publicznych przeprosin od Kazimierza Marcinkiewicza - dłużnika alimentacyjnego. Nie pozwolę sobie, aby ktokolwiek bezpodstawnie i publicznie mnie obrażał”, zaczęła Olchowicz swoje oświadczenie opublikowane na Facebooku.

W dalej części 38-latka użyła równie mocnych słów. „Odnośnie pseudofaktów przedstawionych przez dłużnika alimentacyjnego nie będę się wypowiadać, bo fakty (i pseudofakty dłużnika) były przedstawione i szeroko omawiane podczas rozpraw sądowych, także z udziałem lekarzy biegłych od 2015 do 2018 przed wydaniem ostatecznego wyroku prawomocnego, który narzucił dłużnikowi miesięczną kwotę 4tyś alimentów ze względu na moją sytuację i stałą niepełnosprawność wynikłą w trakcie trwania małżeństwa. Niemniej dłużnik alimentacyjny (na kwotę ponad 100 tys.) nadal chce dyskutować z DECYZJĄ SĄDU. Dłużnik przywołuje stare wydarzenia, przeinaczając fakty, sieje nieprawdę, insynuuje, swoimi poczynaniami naraża mnie na nieprzyjemności. DLACZEGO to wszystko? Dlaczego nadal manipuluje opinią publiczną, straszy pozwem (trzeba mieć podstawy prawne, aby w ogóle takowy złożyć)? Bo pętla WOLNO SIĘ ZACISKA? Bo wie, że BĘDZIE MUSIAŁ już wkrótce ponieść odpowiedzialność za swoje kłamstwa oraz uchylanie się od płacenia alimentów? Ja czekam na odzyskanie długu niespłaconego do dnia dzisiejszego, korzystając w tym celu z pomocy komornika i prokuratury. Marcinkiewicz, dłużnik alimentacyjny SAM SOBIE SPROKUROWAł taki los. STOP NIEALIMENTACJI P.S Jaką trzeba mieć w sobie nienawiść do byłej (niepełnosprawnej) żony, jak duży brak szacunku, aby tak się zachowywać i nie stosować do wyroku sądu?”, zakończyła.

Wszystko wskazuje na to, że byli małżonkowie spotkają się w sądzie nie na rozprawach z jednego tytułu, ale przynajmniej z kilku… Kto ma rację? Na odpowiedź na to pytanie przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama