Reklama

Córka Katarzyny Skrzyneckiej i Marcina Łopuckiego ma już siedem lat! Aktorka i piosenkarka zawsze marzyła o tym, by zostać mamą. Z ukochaną pociechą stworzyła niesamowitą, trwałą relację. W najnowszym numerze VIVY! gwiazda opowiedziała Beacie Nowickiej o tym, jaka jest Alikia Ilia. Co zdradziła?

Reklama

Co byś dzisiaj powiedziała tej ślicznej dwudziestokilkuletniej dziewczynie, którą pamiętam z wielu okładek?

Gadaj mniej, z większym dystansem, nie ufaj ludziom. Nie opowiadaj każdemu swojego życia i nie dziel się swoim sercem, bo wielu ludzi wykorzysta to przeciwko tobie. Ja się tego nauczyłam bardzo późno. Przez lata, jak ten naiwniak, z sercem na wierzchu, co w myśli, to na języku, mówiłam o swoich opiniach, uczuciach, marzeniach i nie mając bezpiecznego klosza, obrywałam po dupie, wiecznie ktoś jeździł na moich plecach. Dużo ludzi zdążyło nadgryźć mnie po drodze. W pewnym momencie trzeba powiedzieć – pas. Nauczyłam się tego parę lat temu i czuję się z tym bardzo szczęśliwa. Pilnuję swojej twierdzy z moją rodziną, z gronem najbliższych przyjaciół, z którymi spędzamy wakacje, wspieramy się zawodowo i ciągniemy w górę. Jest mi dobrze.

Tego uczysz Alikię?

Nie wychowujemy naszej córeczki na wymuskaną lalunię, trzymaną pod kloszem. Oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że dzieci rodziców po czterdziestce często narażone są na ich przewrażliwienie i nadopiekuńczość. Przede wszystkim uczę córkę zdrowego, pogodnego dystansu do samej siebie i rzeczywistości. Nasi przyjaciele śmieją się, że Alikia to dziecko genetycznie zadowolone, bo i ja, i mąż jesteśmy ludźmi bardzo pogodnymi. Czasami zacałowałabym ją za jej abstrakcyjne poczucie humoru i dystans. Ale oczywiście rozmawiamy też na tysiące poważnych tematów każdego dnia.

Powiedziałaś, że dużą część życia spędzasz w zawodowych rozjazdach. Twoja córeczka przyzwyczaiła się do tego?

Gdziekolwiek bym nie podróżowała, gdy po spektaklu moja ekipa zostaje w hotelu i na następny dzień, wyspani, jadą w dalsze tournée, ja z każdego miasta, choćby było na końcu Polski, wracam nocą do domu. Zawsze wracam do Warszawy, nawet jeżeli dojeżdżam o piątej nad ranem. Biorę szybki prysznic, godzinkę się prześpię i kiedy moje dziecko budzi się rano, to mama jest. Wspólnie robimy sobie śniadanko, zdążymy jeszcze pobawić się, przygotować na nowy dzień, porozmawiać, razem jedziemy do szkoły, to jest nasz rodzinny rytuał. Staram się, żeby moje dziecko nie cierpiało przez to, że mama ma wolny zawód i niewymiarowy czas pracy. Na początku tygodnia siadamy z kalendarzami pracy z mężem i córeczką: „Zobacz, w poniedziałek nie będzie mamy, a we wtorek nie będzie taty, ale wtedy jestem ja. Tu do nocy gram spektakl, ale następny dzień mamy cały dla siebie”. I planujemy sobie cały tydzień. Ona fantastycznie się w tym odnajduje. Czasem czule do mnie mówi: „Ja wiem, pracusiu, że musisz jechać do Poznania do pracy, ale wiem, że zarabiasz na nasze mieszkanie, życie i nasze fajne wakacje. Dziękuję”.

Zaskakujące, że ośmioletnie dziecko ma taką dojrzałość.

Alikia jest Strzelcem jak ja: wielkie słońce w oczach, banan na gębie i szerokie skrzydła wyobraźni. Mój mąż jest Skorpionem, bij zabij! – w strefie zawodowej (śmiech). W swojej pracy Marcin jedzie po zwycięstwo i nie daje szans rywalom. Alikia, z czego bardzo się cieszę, po swoim tacie odziedziczyła zadaniowość. Nie zniechęca się łatwo, wyznacza sobie cele. Jest cierpliwa, dużo bardziej uporządkowana w życiu niż ja. Bo ja bywam roztargniona, czasem się spóźniam, żyję w pośpiechu i na dużym spontanie. Mój mąż ma wszystko w kalendarzu rozpisane na trzy miesiące naprzód, co do godziny. Nigdy się nie spóźnia.

Reklama

Kiedy opowiadasz o rodzinie, rozkwitasz. Widać, że nie jesteś stworzona do życia w pojedynkę.

Nie potrafiłabym żyć zamknięta w jednoosobowym świecie. Nie jestem typem samotnika.

Piotr Porębski
Reklama
Reklama
Reklama