Reklama

Jak każdy ma na swoim koncie porażki w życiu zawodowym i prywatnym. Osoba z nieustającym pasmem sukcesów znosi je bardzo boleśnie. Utrata pracy i pozycji, rozstanie z Tomaszem Kammelem... Katarzyna Niezgoda nie dawała sobie rady. Ten kryzys kosztował ją zdrowie. Cierpiała na depresję, żyła w stresie, szukała pomocy u terapeuty. Zanim się z tego podniosła minęło wiele lat. Dziś wie, że do wszystkiego trzeba nabrać dystansu i wierzyć w siebie. „Nie zdawałam sobie sprawy, jak trudno być osobą publiczną. Byłam w tym kompletną ignorantką. Po prostu zakochałam się”, mówi. Katarzyna Niezgoda w najnowszym wywiadzie z Krystyną Pytlakowską rozlicza się z zawiedzioną miłością.

Reklama

Zawsze uważałam, że nosisz w sobie jakąś tajemnicę. Na zewnątrz jesteś szalenie mocna, ale w domu wychodzi z ciebie romantyczny pluszaczek, lubiący się przytulać, pospać rano i zjeść kolację przy świecach.

Bo jestem normalna, mam swoje słabości, lubię chodzić w piżamie przez weekend, uwielbiam gotować, robić zakupy. Można być kompletnie oddaną pracy, a jednocześnie prywatnie ciepłą, normalną osobą. I udało mi się to pogodzić, nie muszę niczego udawać ani niczego demonstrować.

(...)

Nie miałaś nigdy kompleksów, zawsze szłaś do przodu i nie dręczyła Cię niepewność?

Miałam niskie poczucie własnej wartości, uważałam, że nie jestem idealna, że wszyscy wokół mnie są lepsi, ważniejsi, mądrzejsi, ładniejsi, a ja im nie dorównuję. A z drugiej strony po babci odziedziczyłam dynamiczność w działaniu i takie parcie do przodu. Bałam się tego, co nowe i nieznane, ale brałam byka za rogi. Pamiętam, że idąc do pierwszej czy drugiej pracy, trzęsłam się ze strachu, a jednocześnie na rozmowie kwalifikacyjnej twierdziłam, że potrafię absolutnie wszystko i mówiłam sobie: komu ma się to udać, jak nie mnie.

Wiara w siebie to podstawa.

Tak, uczymy się jej w domu. To moja mama absolutnie we mnie wierzyła, powtarzając: „Masz być samodzielna, od nikogo niezależna”. Powtarzała mi to od dziecka.

Nauczyła Cię też, jak znosić porażki?

Miałam ich naprawdę dużo, i to bardzo bolesnych. Porażki osoba z nieustającym pasmem sukcesów znosi bardzo boleśnie. Trzeba wielu lat mądrości, żeby sobie z tym poradzić. Ja nie potrafiłam przewidzieć swoich kryzysów zawodowych, dlatego tak mnie rozbiły. Teraz wiem, że w tego rodzaju sytuacjach potrzeba więcej pokory i spokoju. Nie wolno brać wszystkiego do siebie. Ponieważ trudne sytuacje zawodowe to wypadkowa różnych okoliczności, sympatii, antypatii, a nawet polityki. Moim przykazaniem dla innych jest: nigdy nie wątp w siebie.

Kasiu, ale jak w miarę bezboleśnie przeżyć zwolnienie z pracy?

Na to wszystko potrzeba czasu. Pierwsze pytanie, jakie sobie zadajemy – dlaczego ja i co zrobiłam źle? A potem dążenie do natychmiastowej poprawy sytuacji, co jest wielkim błędem. Nie masz na to wpływu po prostu. Trzeba dać sobie czas na pewien rodzaj żałoby. Zajęło mi to bardzo dużo czasu. Mocno to odchorowałam.

Związałaś się ze znanym nazwiskiem. Nie wkalkulowałaś tego w ryzyko?

Nigdy niczego nie kalkulowałam, nie wyliczałam i to był mój błąd. Nie zdawałam sobie sprawy, jak trudno być osobą publiczną. Byłam w tym kompletną ignorantką. Po prostu zakochałam się.

Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zaczęłaś robić to, co robisz teraz i co daje Ci poczucie wolności.

Jeżeli jeszcze ktoś mi powie, że co mnie nie zabije, to mnie wzmocni – uduszę. Ale zgadzam się, że dzięki temu nastąpił przełom w moim życiu, zaczęłam inaczej myśleć. Chociaż do dziś uważam, że ten kryzys był mi niepotrzebny i niezasłużony. Kosztował mnie zdrowie i wiele lat, zanim się z niego podniosłam.

Chodziłaś do terapeuty?

Musiałam poszukać pomocy u kogoś, kto wyciągnąłby mnie z depresji, ze stresu i sprawił, że zacznę sobie dawać radę sama ze sobą.

Tym bardziej że wkrótce po kryzysie zawodowym rozstałaś się ze swoim partnerem, a może to on rozstał się z Tobą – nie wnikam w to.

Jedni cię skreślają, inni zostają i zaskakują. Życie to ciągłe zmiany, nic naprawdę nie jest wieczne. A dla mnie ważne jest, że są przy mnie ludzie, którzy mi pomogli, szczerzy, nikogo nieudający. Niektórych w życiu nigdy bym nie podejrzewała o taką życzliwość dla mnie. A teraz ja mogę znowu pomagać innym.

Co uważasz za swój największy sukces?

On ciągle jest przede mną. Dla mnie sukces to nie to, co osiągnęłam, ale to, co osiągnę. Kiedy to wszystko się działo, zupełnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobię, ale pewnego dnia obudziłam się i już wiedziałam, jaką drogą mam pójść. Otworzyłam firmę, chociaż nie miałam żadnych klientów, nic jeszcze nie sprzedałam. Kilka osób poprosiłam, żeby pomogły mi nawiązać kontakty z ewentualnymi klientami. A ile się namęczyłam, żeby o to poprosić. Przez trzy miesiące zastanawiałam się, jak to zrobić, a teraz sama udzielam porad, odpowiadam na listy i mejle od kobiet na zakrętach. I wiesz, co jest dla mnie bardzo ważne – nie mam poczucia straconego czasu albo że coś mi umknęło.

Reklama

Masz ogród, dom, psa i… Dalej nie drążę.

Dobrze, że nie drążysz (śmiech). Mam ogród, dom, psa i… jestem naprawdę szczęśliwa.

Reklama
Reklama
Reklama