„Miłość była, jest i będzie najważniejsza!". Czym jeszcze w życiu kieruje się Katarzyna Grochola?
1 z 5
Jak żyje, kocha i wychodzi z opresji Katarzyna Grochola, pisarka rekordzistka? Wyniki czytelnictwa nieustannie spadają, a ona sprzedała prawie 4 miliony książek. Pisze szczerze o miłości i życiu, nierzadko czerpiąc z własnego bogatego doświadczenia. Los nie szczędził jej tragedii. Miała męża alkoholika, przeżyła zdrady, problemy finansowe, pokonała nowotwór. W wywiadzie w najnowszym numerze „Urody Życia” wyznała dziennikarce Tamarze Wilk, że wierzy w szczęśliwe zbiegi okoliczności, siły szuka w Bogu i że słynie z tego, że... potrafi załatwić niemal wszystko.
Niedługo ukaże się jej nowa książka „Przeznaczeni”, pod wieloma względami inna niż poprzednie. Oglądamy w niej tę samą sytuację oczami różnych osób. Wątki spina postać pisarki.
- Bo teraz silnie fascynuje mnie podwójność zdarzeń. Gdy o tej samej sytuacji mówią różne osoby, mamy szansę odkryć kolejne warstwy prawdy. Zaczynamy dostrzegać rzeczy ukryte pod powierzchnią, w całej ich niejednoznaczności. A czy we mnie zaszła ostatnio jakaś zmiana? Kiedyś wydawało mi się, że wszystko wiem, a jednocześnie byłam bardzo niepewna. Teraz z każdym dniem coraz lepiej rozumiem, że nic nie wiem, a mimo to jestem dużo bardziej pewna – swoich wyborów, poglądów, tego, co słuszne i niesłuszne - wyznała Katarzyna Grochola .
Miłość w „Przeznaczonych” też jest inna… Bardziej skomplikowana, nieobliczalna, nieoczywista.
-Bo jest w niej seks, nie tylko jako wyraz miłości, ale też zemsty. Każda moja książka czegoś mnie uczy. Przez te wszystkie lata dojrzałam, widzę więcej niuansów, ale wiary w miłość, największej siły napędowej świata, nic we mnie nie zmieniło - skomentowała pisarka.
Polecamy też: Wywiad z Katarzyną Grocholą: "Jestem... happy endem".
Co jeszcze powiedziała o swojej prozie i życiu? Zachęcamy do przeczytania fragmentów rozmowy i obejrzenia zdjęć autorstwa Marleny Bielińskiej w „Urodzie Życia”.
2 z 5
- Mam w głowie kolejny cytat z „Przeznaczonych”: „Kiedyś, dawno temu, kiedy wierzyłam jeszcze, że świat jest dobry, nawet odwilż wydawała mi się zapowiedzią czegoś lepszego. (…) Teraz tamta ja wydaje się skończoną idiotką. Teraz już wiem, jakie jest życie”. Przestała pani wierzyć w happy endy?
Katarzyna Grochola: To mówię nie ja, tylko moja bohaterka. Ja nie przestałam. Uważam, że życie każdego z nas kończy najlepszy z happy endów, czyli śmierć. A po drodze do tego happy endu zdarzają się nam jeszcze szczęśliwe zakończenia różnych ponurych historii.
- Jednak nie wszystkie ponure historie kończą się dobrze.
Katarzyna Grochola: Owszem. Ale często dopiero po czasie rozumiemy, że jakaś porażka, tragedia, coś, co nas zraniło, było nam jednak potrzebne. Kiedy patrzę wstecz na moje życie, to widzę, że nawet rozwody, zdrady, nowotwór, to wszystko było dla mnie dobre, choć w swoim czasie wywołało wiele cierpień. Nie mam cienia wątpliwości, że te tragedie były jednocześnie happy endami, zazwyczaj kończyły coś, co powinno było się zakończyć i otwierały przede mną nowe możliwości. Ale mówię to z perspektywy osoby, która przeżyła. Nie mam monopolu na wiedzę.
- Przed laty byłam na promocji pani pierwszej książki „Przegryźć dżdżownicę”. Odbywała się w kasynie. W nowej książce wraca pani do kasyna. Nie wierzę, że to przypadek. Jest pani hazardzistką?
Katarzyna Grochola: Lubię grać i mam naturę gracza. Całe życie uprawiam hazard – w życiu. Wyszłam za mąż za alkoholika, zaufałam parę razy w istotnych sprawach bardzo nieodpowiednim ludziom, budowałam dom, mając w kieszeni 30 tysięcy złotych. Za każdym razem to było stawianie wszystkiego na jedną kartę – mogło się nie udać i często się nie udawało. Ale mogłam też wygrać i czasem wygrywałam. Spędziłam setki godzin przy stołach do gry. 10 razy dostałam pokera, na którego nałogowi gracze czekają czasem po 20 lat! Ale nie mam żadnych wątpliwości, że kasyno jest sztucznym tworem zastępującym życie. Różnica jest taka, że hazard w życiu zawiera ryzyko, ale otwiera też nowe możliwości. Ryzykiem są związki, praca, wybory, decyzje, małżeństwo. A hazard w kasynie jest tylko zamiennikiem życia; jak wygram, to coś się zmieni? Że więcej postawię?
Polecamy też: Katarzyna Grochola w obiektywie Vivy!
3 z 5
- Do czterdziestki dużo się u pani kotłowało – zdrady, rozwody, brak pieniędzy. I nagle taki zwrot – zostaje pani autorką bestsellerów, wszystko zaczyna się układać. Coś się zdarzyło, że to pani życie tak się odwróciło o 180 stopni?
Katarzyna Grochola: Nie. To jest to samo życie, tylko już bez biedy. Ale z tymi samymi przyjaciółmi. I z nowymi kłopotami. No i jestem dojrzalsza. Lata pracy nad sobą, długa psychoterapia zrobiły swoje. Ale pamiętam moment, który był dla mnie przełomem. Dobiegałam czterdziestki, córka na obozie narciarskim, mąż z kochanką na wyjeździe, minus 22 stopnie, a ja błąkałam się po pustym domu. Czułam wyłącznie bezgraniczną rozpacz. I nagle, gdy ściągałam coś z półki, przypadkiem spadła książka. Banalny poradnik w stylu „jak być szczęśliwym”. Otworzyłam go i przeczytałam zdanie: „Wypisz 10 pozytywnych rzeczy, które zdarzyły ci się dzisiejszego dnia, niezależnie od tego, jak się czujesz. Jeśli tego nie potrafisz, to znaczy, że nie żyjesz”. Wzięłam do ręki ołówek i zaczęłam wypisywać punkt po punkcie: „Wyłączyli mi prąd w domu, ale mam jedną fazę. Nie ma ogrzewania, ale mam kominek. Jest 20 stopni mrozu, ale koty wróciły do domu i nie zamarzną. Moja córka jest poza domem i nie widzi mnie w tym stanie. Mam 20 złotych i mogę kupić kaszę dla psów”.
- Trochę naciągane „pozytywy”. (śmiech)
Katarzyna Grochola: Naciągane, ale tu chodziło o zmianę perspektywy. Kiedy już nic nie mogłam wymyślić, wpisałam na tę listę i to, że mam ołówek, którym mogę pisać, i to, że ten poradnik spadł mi z półki. I coś się zmieniło. Nagle dotarło do mnie, że na każdą sytuację mogę patrzeć albo poprzez to, czego nie mam, albo poprzez to, co jednak mam. I świadomie dokonałam wyboru, że od tej chwili będę się koncentrować w życiu na tym, co dobre. Choć zapominam o tym czasami.
Polecamy też: Grochola już nie pali!
4 z 5
- Tajemnica pani siły sprawczej to chyba coś więcej niż tylko dobre nastawienie Krążą opowieści o pani pomysłowości i operatywności przy załatwianiu „niezałatwialnych” spraw dla znajomych.
Katarzyna Grochola: Jestem takim żywym Facebookiem, to prawda. (śmiech) Ludzie dzwonią do mnie z różnymi prośbami i, jak trzeba, uruchamiam przyjaciół, sąsiadów. Jeśli mogę coś załatwić „na Grocholę”, załatwiam. A sprawy „nie do załatwienia” ekscytują mnie szczególnie. Zawsze tak miałam. Kiedy budowałam mój dom za 30 tysięcy, takich „spraw niemożliwych” załatwiałam mnóstwo i spotykałam się z niezwykłą pomocą. Wierzę w życzliwość ludzką, więc teraz w cudzej sprawie wejdę oknem, jak drzwi zamknięte. Kiedy budowałam dom, to potrzebowałam sześć belek na sklepienie, bez nich robotnicy chcieli się rozjechać do domów, a stolarz mnie wystawił. Było po 22, składy budowlane zamknięte. Rozpacz. Siedziałam i zastanawiałam się, jak znaleźć kogoś, kto mi pomoże. Kto ma władzę? Prezydent. Nie mam znajomości w pałacu. Ale może ktoś inny zna prezydenta. I wytłumaczy, że te belki to dla jakiejś Grocholi sprawa życia i śmierci. Bo przecież – tak wówczas myślałam – jak prezydent wyda komuś tam polecenie, żeby mi ten skład w nocy otworzono, to otworzą. I zaczęłam wydzwaniać po nocy do ludzi z taką intencją. Wiem, jak to idiotycznie brzmi. Trudno. Do prezydenta nie dotarłam, ale dzięki tym telefonom znalazł się człowiek, którego sąsiad miał skład desek i zgodził się go otworzyć. Bez udziału głowy państwa. Ale gdybym tak głupio nie pomyślała, to nic by z tego nie wyszło…
- Pani siłą jest pozytywna bezczelność?
Katarzyna Grochola: Ja bym użyła słowa brawura. Ona czasem rodzi się z niewiedzy. Jak choćby w czasie negocjacji umowy książki „Nigdy w życiu!”. Nie miałam pojęcia o rynku wydawniczym, ale uparłam się, żeby wydawca płacił mi dodatkowe 10 groszy od każdej książki powyżej 10 tysięcy sprzedanego nakładu. Wydawca przewrócił oczami. Jakie 10 tysięcy?! W Polsce jak się książka sprzeda w trzech tysiącach, to jest nieźle! A ja na to, że jednak nalegam. W końcu dopisali mi te 10 groszy dla świętego spokoju, bo nikt nie wierzył, że w ogóle będzie o czym mówić. No a „Nigdy w życiu!” rozeszło się w nakładzie 750 tysięcy egzemplarzy!
Polecamy też: Katarzyna Grochola: "Niczego bym w swoim życiu już nie zmieniała. Nawet błędów, które popełniłam".
5 z 5
- Nie ma rzeczy niemożliwych?
Katarzyna Grochola: Są, oczywiście. Mnóstwo! Ale tych nie możemy zmienić, więc warto się skupić na tym, co możemy. Tony Buzan, jeden z największych światowych autorytetów w dziedzinie technik pracy mózgu i rozwoju inteligencji, powiedział kiedyś, że jak dorosły dostaje kartkę papieru, to widzi kartkę papieru. A dziecko? Sprawdza. Czy się drze? Drze się. Czy da się zjeść? Da się. Ale niesmaczne, trzeba wypluć. Można zmiąć? Można. I ja staram się podchodzić do życia tak, jakbym nie wiedziała, że kartka jest kartką. Badam świat jak to dziecko – ktoś twierdzi, że czegoś tam się nie da, a ja sprawdzam. I proszę. Czasem jednak się da. Wierzę, że przy takim podejściu do życia happy end jest bardziej prawdopodobny.
- A jak jest źle, to gdzie pani szuka siły?
Katarzyna Grochola: W Bogu. Modlę się. Ale nauczyłam się, żeby nie dyktować Mu swoich scenariuszy. Nie modlę się, że coś ma być tak, jak ja chcę, bo wiem, że gdyby spełnił kilka moich modlitw z przeszłości, to byłaby katastrofa. Dlatego wolę mówić: „Niech się dzieje wola Twoja…”. O nic innego nie widzę sensu się modlić. A jak czasem nie wiem, co zrobić, to jeszcze proszę: „Żebym tylko odróżniała gówno od parówki”. I chyba coraz lepiej sobie z tym radzę, bo nabrałam już nawet wprawy w zamienianiu gówna w nawóz.
Jakby los pozwolił pani wybrać tylko jedną z dwóch rzeczy – Nagrodę Nike albo wielką miłość, to na co by pani postawiła?
Katarzyna Grochola: Dlaczego ograniczamy wyobraźnię?! Niech ten dylemat brzmi: Nobel czy wielka miłość!
Zgoda!
Katarzyna Grochola: Oczywiście, że wielka miłość. Miłość była, jest i będzie najważniejsza! I w książkach, i w życiu. Nam wszystkim o to chodzi. Ludzie się po prostu dzielą na tych, którzy się do tego przyznają i na tych, którzy się do tego nie przyznają. I szukają innych substytutów miłości. Na przykład władzy. Ja wybieram miłość.
Polecamy też: „Dobrego rozwodu nie da się z żadnym innym dobrem porównać”. Hanna Bakuła o relacjach z mężczyznami.