Kasia Tusk o finale sprawy bezprawnie wykorzystanego zdjęcia. Zara poniesie odpowiedzialność
„Nie byłam zachwycona perspektywą długiej sądowej batalii”
- Redakcja VIVA!
Kasia Tusk z ogromnym powodzeniem prowadzi blog MakeLifeEasier, na którym dzieli się z fanami ujęciami pięknych chwil, fotografiami stylowych kreacji, a także swojego przytulnego domu. Jedno z takich zdjęć postanowiła wykorzystać znana marka sieciowa, bez jakiejkolwiek autoryzacji autorki. Chociaż blogerka nie zamierzała wnosić pozwu, strony doszły do porozumienia, a firma zobowiązała się wypłacić zadośćuczynienie. Pieniądze przeznaczone zostaną na cele charytatywne. Kasia Tusk zrelacjonowała finał sprawy na swoim Instagramie.
Znana marka wykorzystała zdjęcie Kasi Tusk bez jej zgody
W czwartek, 12 listopada Kasia Tusk zwróciła uwagę swoich obserwatorów na incydent. Przeglądając najnowsze katalogi internetowe, córka byłego premiera odkryła, że Zara Home wykorzystała zdjęcie jej domu. "Przeglądałam sobie bowiem nową kampanię tej marki i wszystkie ich nowości, aż natknęłam się na zdjęcie i pomyślałam: o kurczę, ale podobne to okno do mojego na tym zdjęciu", tłumaczyła w poście blogerka.
Po chwili zorientowała się, że to w cale nie przypadek. "Kilka sekund intensywnej pracy neuronów, dwa mrugnięcia powiek, przysunięcie laptopa do twarzy tak, że zetknął się z moim nosem i wciąż nie bardzo wierzyłam w to, co widzę. To nie jest okno podobne do mojego - pomyślałam - to jest moje okno. Mój żywopłot, gałęzie mojej leszczyny, moje zasłony, moje niedomykające się klamki", podkreśla Kasia Tusk.
Kasia Tusk o finale sprawy bezprawnie wykorzystanego zdjęcia. Zara Home przeznaczy wskazaną kwotę na cele charytatywne
Kilka dni później popularna blogerka zrelacjonowała finał sprawy na swoim Instagramie. Przyznała, że incydent nie wywołał w niej większego poruszenia, a tym bardziej nie była ona przekonana, co do wszczynania postępowania prawnego. "Następnego dnia po opublikowaniu ostatniego postu miałam sporo spraw na głowie, a że nie jestem typem pieniacza, to nie zerwałam się z łóżka skoro świt, aby pisać pozew. Nie byłam zresztą zachwycona perspektywą długiej sądowej batalii o jedno zdjęcie okna. Niestety parę razy miałam już okazję przekonać się, że uczestnictwo w rozprawach nie należy do przyjemności", tłumaczyła córka Donalda Tuska. Całe zajście zakończyło się jednak pozytywnie.
Firma uprzedziła ewentualne działania blogerki i skontaktowała się z nią jako pierwsza. Kasia Tusk przyznała, że była zaskoczona takim obrotem sytuacji i chociaż nie była nastawiona na batalię, nie zamierzała sprawy bagatelizować. "Mam oczywiście tę komfortową sytuację, że zdjęcia nie są moim jedynym źródłem dochodu, ale skoro już wywołałam tę burzę, to chociażby ze względu na innych autorów powinnam spróbować postawić na swoim", oznajmiła. Po rozmowie z przedstawiciel marki skontaktowała się ze swoimi prawnikami, żeby opracować wspólnie plan działania. "Ustaliliśmy jakiej kwoty mogłabym się domagać w razie procesu, przyjęliśmy optymistyczny wariant, że go wygrywam i z takim założeniem oddzwoniłam do Zary, proponując, aby sfinansowali pomoc tej wartości dla dwóch chorych dziewczynek", napisała Kasia Tusk.
Incydent wyjaśniony został w polubowny sposób. Obie strony doszły do porozumienia, czego rezultatem okazało się wsparcie najbardziej potrzebujących. "Przedstawiciel Zary podziękował mi za takie podejście i dodał, że są gotowi zaokrąglić zaproponowaną kwotę. Zostałam poproszona o jej nie ujawnianie i przystałam na ten warunek. Mogę Was tylko zapewnić, że było to raczej jedno z droższych zdjęć okien. (...) Najważniejsze jest to, że finał tej całej afery ze świątecznym wystrojem jest taki, że ktoś będzie miał chociaż ciut fajniejsze Boże Narodzenie", podsumowała Kasia Tusk.