Katarzyna Sokołowska: „Cały czas funkcjonowałam na wysokiej adrenalinie”
Jak wyglądała jej droga na szczyt?
- Krystyna Pytlakowska
Kasia Sokołowska wciąż się rozwija i lubi nowe wyzwania. Jest dyrektorem artystycznym, pracuje w mediach, wspiera młodych projektantów, pracuje z modelkami. Stała się ambasadorką polskich i zagranicznych marek. Dziś ma poczucie, że jestem odpowiednim miejscu, ale co będzie za pięć lat? Jak wyglądała jej droga na szczyt? Co spowodowało, że nie została przy muzyce? Na wszystkie pytania Katarzyna Sokołowska odpowiedziała Krystynie Pytlakowskiej w najnowszym wywiadzie VIVY!
Dlaczego nie zostałaś przy muzyce?
Dobrze oceniłam swój potencjał (śmiech). A poza tym stwierdziłam, że nie będę wybitnym muzykiem. Te koncerty jednak dały mi bardzo silną podstawę do pracy artystycznej. Świetnie czułam dramaturgię, tempo, muzykę, światło, ruch sceniczny. To był mój żywioł. Miałam do tego talent i intuicję.
Człowiek, który wyrasta ponad normy, zawsze jest osamotniony. Byłaś samotna wśród rówieśników?
Nie myślałam o sobie jako o samotnicy, ale w pewnym sensie masz rację, bo szłam przez życie ze swoją samotną odpowiedzialnością. I tę odpowiedzialność mam do dzisiaj, sama na sobie wywieram presję.
Bo jesteś bardzo ambitna i musiałaś być najlepsza?
Jestem ambitna, ale czy to nieszczęście? Bez pasji i wyzwań trudno uprawiać artystyczny zawód. Ciągle ciekawi mnie to, co przede mną. Nie oglądam się za siebie. Pomyślałam więc, że muzyka to już nie moja droga, że istnieje jeszcze coś poza nią. Inne artystyczne zachwyty. A ja chciałam żyć na wysokim C, nie lubiłabym letniego życia. Nie mogłam spuścić z tonu i zwolnić.
I dlatego postanowiłaś zdawać do szkoły filmowej?
Tak, ale nie dostałam się, co zabolało. A potem nie dostałam się drugi raz i to z dużo gorszym wynikiem. To już była prawdziwa porażka. Ale ja ciągle zdawałam egzaminy, dla mnie to, że czegoś nie mogę, że coś się nie udało, było bodźcem do pokonywania innych progów.
Ale i tak skończyłaś potem aktorstwo i reżyserię.
Zaczęłam studiować dziennikarstwo w Instytucie Niezależnego Dziennikarstwa na Nowym Świecie, a tam spotkałam fantastycznych ludzi. Uważałam, że muszę dobrze wybrać swoją drogę zawodową, bo nie mam czasu na błędy. A żeby nie tracić czasu, próbowałam kilku kierunków. Po dyplomie na wydziale aktorskim dostałam etat w teatrze Pinokio w Łodzi. Moja kolejna wielka przygoda. Równolegle zaczęłam się też uczyć reżyserii.
A moda? Jak wpadłaś na pomysł, żeby reżyserować pokazy?
Przypadek. Mój profesor reżyserii zaproponował mi, żebym wyreżyserowała dyplomowy pokaz mody studentów projektowania ubioru. I od tego zaczęła się moja jazda bez trzymanki, która trwa do dzisiaj.
U Ciebie jedno wypływa z drugiego. Tak, jakbyś układała domino.
To prawda, choć ten ciąg przyczynowo-skutkowy tworzyłam świadomie i to nie było tak, że coś zaczynasz, kończysz, stawiasz kropkę. Moje dojrzałe życie to ciągła konfrontacja.
Z czym?
Z rzeczywistością. To ciągłe poddawanie się ocenie. Ale ja wyrosłam w takim świecie, że ciągle zdawałam egzaminy. Każdy koncert był egzaminem, cały czas funkcjonowałam na wysokiej adrenalinie.
A teraz już nie musisz?
Muszę. I to jest ten sam mechanizm, który zaprowadził mnie na pierwszy pokaz mody.
To było dwadzieścia kilka lat temu. Już wtedy wiedziałaś, kim jesteś?
Dokładnie 24. To stanowiło ogromne wyzwanie. Ale byłam, przebojowa, więc poszłam do Krajowej Izby Mody w Łodzi, do ówczesnej prezes i powiedziałam, że chciałabym zrobić pokaz i… potrzebuję wybiegu. Jest tylko jeden problem, bo nie mam pieniędzy. Od tej rozmowy zaczęła się nasza fantastyczna relacja. I pokaz się odbył. A dla mnie był to krok milowy, bo nagle odkrywałam ogniwo, którego mi brakowało. Wiedziałam, że nie muszę już wybierać, czy chcę być muzykiem, czy aktorką, robić filmy czy teatr. Wszystko miałam w jednym i pomyślałam, że teraz zaczyna się moja historia.
Miałaś wpływ na świat mody i to zaspokajało Twoją ambicję?
Na pewno ustanowiłam nowe standardy prezentacji mody. Reżyseria mody polega na opowiedzeniu historii, której bohaterem jest ubranie. Mogę pracować nad muzyką, scenariuszem, bawić się konwencją, mieć wpływ na scenografię, światło i choreografię. W końcu „manipulować” emocjami widza. A praca z projektantami to bardzo ciekawy i dynamiczny proces twórczy. Oprócz mojej wrażliwości artystycznej odkrywałam w sobie umiejętność zarządzania ludźmi i komunikacji, a to ma ogromne znaczenie w tym zawodzie. Potrafiłam być jednocześnie wrażliwa i twarda. Zapotrzebowanie na pokazy stawało się coraz większe, a mnie zarzucono propozycjami.
Sama też miałaś epizod na wybiegu. Zapuściłaś włosy, chodziłaś tanecznym krokiem?
Nie. Zwykle byłam dziewczyną z krótkimi włosami. Chociaż, jak każdy, miałam swoje szalone momenty, jak choćby warkoczyki. Potem z kolei, żeby nie eksponować swojej kobiecości, bo przecież byłam „poważnym reżyserem”, zakładałam spodnie i golf. Uważałam, że nie mogę swoim wyglądem rozpraszać tego, co mam do przekazania. Chciałam być bardziej męska od ekip technicznych, którymi zarządzałam (śmiech).
Cały wywiad z Katarzyną Sokołowską w nowej VIVIE! ,w kioskach już od 4 kwietnia!
1 z 6
Kasia Sokołowska w sesji VIVY!
2 z 6
Kasia Sokołowska w sesji VIVY!
3 z 6
Kasia Sokołowska w sesji VIVY!
4 z 6
Kasia Sokołowska w sesji VIVY!
5 z 6
Kasia Sokołowska w sesji VIVY!
6 z 6
Kasia Sokołowska w sesji VIVY!