„Długo nie mogłam uwierzyć w to wyróżnienie”. Kasia Łaska jako jedyna Polka zaśpiewała na Oscarach!
Wokalistka zdradziła kulisy wielkiej gali!
To ogromny sukces, na który Kasia Łaska pracowała od lat! Wokalistka pojawiła się na oscarowej gali, gdzie wraz z Idiną Menzel i ośmioma innymi piosenkarkami z całego świata wykonała utwór Chcę uwierzyć snom (Into The Unknown). Kasia Łaska w nowym wywiadzie dla viva.pl opowiedziała nam o swojej pasji, dubbingu i kulisach oscarowej gali! Jak wyglądała jej muzyczna droga? O czym jeszcze marzy?
Kasia Łaska o Oscarach, marzeniach i dubbingu
Aż chciałoby się rozpocząć ten wywiad od zdania: ,,Warto wierzyć w sny!”. Emocje już opadły?
Kasia Łaska: Myślę, że tak. Właściwie już w Los Angeles aż tak bardzo się nie ekscytowałam. Ale od momentu kiedy dowiedziałam się, że jest szansa, że polecę na oscarową galę, aż po chwilę wylotu, wszystko było naprawdę emocjonujące.
Kiedy dostałaś tę propozycję występu na Oscarach?
Dokładnie pierwszego stycznia o 22.30 otrzymałam telefon z Disney Polska, że istnieje taka możliwość. Po kilku tygodniach dowiedziałam się, że wybrano mnie spośród reprezentantek 46 krajów! Długo nie mogłam uwierzyć w to wyróżnienie. W ciągu miesiąca trzeba było dopełnić wszystkich formalności. Poza tym, warto zaznaczyć, że pierwszego stycznia nie było jeszcze wiadomo czy piosenka „Into the Unknown” otrzyma w ogóle nominację. Do tego wszystko musiałam trzymać w tajemnicy. O całym wydarzeniu wiedział jedynie mój mąż, teściowa i Magdalena Dziemidowicz z Disney Polska. Więc czekałam z niecierpliwością na ogłoszenie listy artystek towarzyszących oryginalnej Elsie, którą miała ogłosić Akademia aby móc podzielić się tą wiadomością.
Jaka była Twoja pierwsza myśl po otrzymaniu tej propozycji?
Byłam w szoku. Nie do końca wierzyłam, że chodzi o TE Oscary. Mąż tylko popatrzył na mnie i zapytał ze stoickim spokojem: ,,Kochanie, a czy masz paszport?” (śmiech). Trochę próbował wyhamować moją ekscytację ze względu na to, że często otrzymuję przeróżne propozycje, z których potem nic nie wychodzi. Ale tutaj, trudno było się nie cieszyć z samej propozycji.
Kiedy kilka lat temu pojawiłaś się na castingu do „Krainy Lodu”, czułaś, że skończy się to TAKIM sukcesem? Ze studia dubbingowego na scenę w Los Angeles!
Dostałam zaproszenie na casting od Agnieszki Tomickiej kierownika muzycznego Studia SDI Media, w którym nagrywa się największe produkcje dubbingowe. Tutaj była mowa o dużej roli śpiewanej. Szukano więc kogoś kto potrafi śpiewać szeroko, musicalowo. Rzeczywiście są to trudne utwory. Wymagają doświadczenia. Dzięki temu, że wiem, jak śpiewa Idina Menzel (przyp. red. Elsa w oryginalnej wersji Krainy Lodu), mogłam lepiej przygotować się na to, co miało czekać mnie na castingu. Szybko nauczyłam się tej partii w studio, nagrałam i udało się. Ale to nie był mój pierwszy casting do produkcji Disney'a! Zawsze marzyłam o zaśpiewaniu dla nich. Wcześniej się nie udało, ale widać, że los szykował dla mnie coś niezwykłego! Pracowałam na to 25 lat!
I jesteś pierwszą Polką, która zaśpiewała na oscarowej scenie!
TAK, zaśpiewałam na oscarowej scenie! Miałam przy okazji szansę zobaczyć, jak to wszystko działa od kulis!
I jak?
Jak wielka maszyna! Wszystko dopięte na ostatni guzik, ktoś cały czas nad nami czuwał, pilnował. Nie było przedłużających się przerw. Zaskoczyło mnie, że podczas gali wszyscy w kulisach są w garniturach, krawatach i czarnych sukniach. Wyglądają, jak goście, a nie pracownicy. Co ciekawe, kulisy i wszystko dookoła jest zasłonięte specjalnymi zasłonami, by całość wyglądała perfekcyjnie, a kamerze nie udało się uchwycić przypadkowych zakamarków.
Mówiłaś gdzieś, że stałaś trzy metry od Brada Pitta. To prawie jakby mieć go na wyciągnięcie ręki!
A dokładnie ze sceny do pierwszego rzędu, w którym siedział (śmiech). Już na próbie widziałyśmy przed nami standy, które zdradzały, kto zajmie poszczególne miejsca. Był Tom Hanks, Leonardo DiCaprio, a obok nich Brad Pitt. Traf chciał, że odbierał przed nami nagrodę, wszedł w kulisy, więc nie było go na widowni! Ale co było zabawne, kamera, która nas nagrywała, trochę zasłaniała widok zgromadzonym i cały pierwszy rząd z Charlize Theron na czele próbował dojrzeć, kim są te Elsy, które ściągnięto z całego świata! Widać było, że też świetnie się bawili słysząc znany im utwór w innych językach.
Na scenie błyszczałaś i widać było, że ten występ sprawia Ci ogromną radość. Nie widziałam żadnego stresu.
Tam na miejscu wszystko dzieje się w teatrze. A to moje naturalne środowisko. Czułam się jak w domu. Zupełnie nie myślałam o tym, ile osób będzie oglądało występ! Na scenie było przede wszystkim skupienie. Chociaż mieliśmy trudną próbę, bo pewne rzeczy poszły nie tak, jak powinny. Ale jest taki przesąd, że jeśli próba generalna nie wyjdzie najlepiej to główny występ na pewno się obroni.
Skąd w ogóle pomysł na taką wersję utworu „Into The Unknown”?
Pomysł powstał po sukcesie wideo „Let it go”, gdzie utwór wykonany jest w 25-ciu językach. Szefowie Disneya zobaczyli, jak to działa na ludzi. Zależało im na tym, by zrobić niespodziankę podczas gali Oscarów. I udało się.
Idina Menzel oryginalna Elsa jest Twoją idolką musicalową. W końcu miałaś okazję na jednej scenie wykonać z nią utwór „Chcę uwierzyć snom!”. Miałyście czas, by zamienić ze sobą parę słów?
Niestety tylko przywitałyśmy się i wymieniłyśmy kilka słów. Idina miała oddzielną garderobę więc nie miałam szansy dłużej z nią porozmawiać. Ona jest wielką gwiazdą w świecie musicalowym. Na spektakle, w których gra trudno jest kupić bilety, a ja stałam obok niej na scenie i do tego śpiewałam! To było niesamowite doświadczenie.
Czytałaś publikacje na swój temat po powrocie do Polski?
Było ich bardzo dużo. Czasami czytałam pobieżnie te, które wysyłał mi mój mąż. Na wszystkie nie starczyłoby mi czasu! (śmiech). Tam na miejscu zupełnie o tym nie myślałam. Cieszę się, że ten występ został przyjęty z takim entuzjazmem. Jestem dumna, że wszyscy potrafili się cieszyć z tego sukcesu. Ja nie jestem gwiazdą, artystką rozpoznawalną na co dzień tylko zwykłą dziewczyną, która wykonuje swoją robotę najlepiej jak potrafi, a jednak zaśpiewałam na Oscarach!
Wróciłam do życia, do mojego syna, do swoich czworonogów. Za chwilę gram kolejny set musicalu Les Miserables w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Gram w dubbingu. Przygotowuję się do koncertów musicalowych wcześniej zaplanowanych. Ale mój kalendarz nie jest wypełniony. Przynajmniej na razie.(śmiech)
Ale teraz telefony się rozdzwonią!
Zainteresowanie jest bardzo miłe, bo jest związane z niezwykłą sytuacją. Robię to, co kocham i to jest dla mnie najważniejsze. Okazuje się, że prawda i talent zawsze się bronią. Ja mam 40 lat! Nigdy nie spodziewałabym się, że coś takiego jak ten występ może się w tym wieku przytrafić. Kiedy dotarłam do hotelu w Los Angeles dostałam na powitanie list od jednego z szefów Disneya, w którym dziękował mi za wkład w sukces tego filmu i za to, że przybyłam tworzyć to niezwykłe wydarzenie. Poczułam się wyjątkowo, bo mam takie odczucie, że dubbing jest w Polsce trochę niedoceniany.
I niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jaka to ciężka praca.
Tak. To jest ciężka praca wszystkich, którzy go tworzą. Nie tylko aktorów. Polski dubbing jest naprawdę bardzo ceniony na świecie, bo jest dokładny. Musi się w nim zgadzać tak wiele rzeczy. Efekt uzyskujemy jedynie za pomocą głosu! To trudna dziedzina sztuki.
W dubbingu jesteś od dwudziestu lat i wychowujesz kolejne pokolenia.
Ludzie często do mnie piszą: „Twój głos mnie wychował. Byłaś ze mną w dzieciństwie”. Pamiętam jak sama zaczynałam w dubbingu i mijałam się w studio z Panią Ewą Złotowską czy Anią Apostolakis. Sama słyszałam je w bajkach i to było niezwykłe. Dziś jestem w tym samym położeniu. Zwłaszcza, że teraz tych bajek jest tak wiele! Do tego dochodzą seriale i filmy. Z tego co wiem Dubbingu nie uczą w akademiach teatralnych. To jak nauka rzemiosła. Zdobywasz umiejętności przez wykonywanie danej czynności. To długi proces. Często otrzymuję pytanie jak się dostać do dubbingu, odpowiadam - nie ma jednej drogi, ale trzeba być aktorem.
Jak Ty trafiłaś do dubbingu?
Zostałam ściągnięta z Teatru Muzycznego Roma przez kierownika muzycznego Piotra Gogola. Aktorskie doświadczenie posiadałam, a dodatkowo fakt, że śpiewam miał ogromny wpływ na to, że w ogóle tę szansę otrzymałam. Dorota Kawęcka, która jest reżyserem dubbingu uwierzyła we mnie i dała mi możliwość sprawdzenia się. A ja tak się wtedy denerwowałam każdą kolejną kwestią, uważałam, że byłam strasznie drętwa. W końcu coś we mnie pękło i jestem, nagrywam prawie codziennie. Mogę śmiało powiedzieć, że dubbing, musical i scena to mój drugi dom. Wszystko się ze sobą splata.
Kiedy stwierdziłaś, że chcesz związać swoje życie ze sceną, muzyką.
Nigdy nie myślałam o tym poważnie i nie wiedziałam, jak to wygląda. Miałam 16 lat kiedy pojechałam do Radomia na casting do musicalu „Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze”. Najdłuższy tytuł Webbera na świecie i dostałam się! W międzyczasie kończyłam szkołę. Musical Fame. A potem przyjechałam za Wojciechem Kępczyńskim na castingi do Teatru Muzycznego Roma. Najpierw było Crazy For You, a potem główna rola w Miss Saigon. Wielkie wydarzenie i przełom nie tylko dla mnie, ale i dla Teatru Roma. Cieszę się, że to co do tej pory zrobiłam zawdzięczam ciężkiej pracy i temu co sobą reprezentuję, a nie temu jak się nazywam i ilu mam obserwujących w mediach społecznościowych.
Sama współpraca z Jonem Lordem, byłym członkiem Deep Purple robi wrażenie!
Zagrałam ponad 50 koncertów na całym świecie i traktowałam to jako ogromne wyróżnienie. Mógł wziąć każdego kogo sobie wymarzył, a wybrał Polkę. To była wspaniała współpraca, wielka klasa, a jego śmierć ogromną stratą dla muzyki klasycznej, rockowej, rozrywkowej.
A co z filmami, serialami? Nie myślisz o tym?
Zawsze uważałam się za brzydkie kaczątko. Nie czułam, żeby kamera mnie lubiła. Teatr jest ulotny, wszystko dzieje się tu i teraz. Może chciałabym nawet spróbować magii kina, ale wiem, że kosztowałoby mnie to sporo stresu. W dubbingu czuje się bezpiecznie, a na scenie jak ryba w wodzie.
Masz jakąś pasję poza pracą?
Tu jest ciężko, bo moja praca jest moją największą pasją. Jakiś czas temu stworzyłam kanał na YouTube myBROADWAY. Na początku wrzucałam tam live session nagrania utworów musicalowych, które śpiewałam na żywo z pianistą Tomaszem Filipczakiem, a następnie zaczęłam publikować rozmowy z osobami związanymi z musicalem, by jeszcze więcej osób o nich usłyszało. Zasługują na to. Wraz z Jeremiaszem Gzylem recenzujemy spektakle, opowiadamy o światowym i polskim musicalu.
O czym marzy Kasia Łaska?
By to co robię dalej się rozwijało, bym miała gdzie grać i wykonywać z satysfakcją swoją pracę. Nie mam wygórowanych wymagań (śmiech). No i żeby nikt nie bał się do mnie dzwonić, po tym występie na Oscarach!