Reklama

Jeszcze kilka tygodni temu Kasia Kowalska drżała o zdrowie i życie córki Oli, ale niewiele osób wiedziało, że pod koniec 2019 roku piosenkarka sama potrzebowała pomocy. Gwiazda pierwszy raz opowiedziała o niespodziewanym pobycie w szpitalu, którego skutki odczuwa do dziś…

Reklama

Kasia Kowalska miała sepsę. Jak pomogli jej medycy?

Piosenkarka trafiła pod opiekę lekarzy po tym jak w trakcie trasy koncertowej zaczęła się bardzo źle czuć. Pierwszymi objawami tego, że z jej zdrowiem nie jest w porządku, były problemy problemy z głosem. „Jakoś próbowałam te koncerty ciągnąć, traciłam głos, brałam zastrzyki ze sterydów, ale było ze mną coraz gorzej. (...) Czułam, jak rośnie mi temperatura, próbowałam ją zbić lekami, ale niewiele pomagało. Myślałam, że mam zatrucie pokarmowe. Zaczęły się jakieś majaki, niewiele pamiętam (...). Szybko trafiłam na OIOM”, wyjawiła ulubienica publiczności w magazynie Pani.

Medycy wykonali serię badań po których okazało się, że wokalistka ma sepsę. Gwiazda musiała trzymać się wielu wytycznych i uważać na siebie. „Lekarz zalecił mi bezwzględny odpoczynek, regenerację, regularne posiłki. Miałam jeść 2000 kalorii dziennie. Powiedziano mi, że kontakt z jakimkolwiek wirusem może być dla mnie tragiczny w skutkach”, zdradziła 47-latka.

Niestety chwilę później do Polski dotarł koronawirus, który mógł być groźny dla zdrowia Kasi Kowalskiej. Do tego doszły kolejne kłopoty… „Od wyjścia ze szpitala miałam poważny problem z nogą, podejrzewano zapalenie nerwu, zaczęły się rehabilitacja i codzienne przyjmowanie leków przeciwbólowych”, opowiedziała w piosenkarka.

Dziś mama Oli czuje się bardzo dobrze i bardziej, niż o siebie, martwi się o 23-letnią córkę. Obu paniom życzymy dużo zdrówka i szybkiego spotkania.

Mateusz Stankiewicz/AF Photo
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama