Reklama

Juliusz Machulski, mistrz komedii i legenda polskiego kina, kończy dziś 61 lat. Autor hitów takich jak „Vabank”, „Seksmisja”, „Kingsajz” oraz „Kiler” sam nie uważa się za kogoś nieprzeciętnego albo za boga polskiej komedii. Co mówi o sobie i swoich filmach oraz poczuciu humoru Polaków?

Reklama

Juliusz Machulski: Nie jestem wierzący. Także w siebie boskiego. Raczej się czuję rakiem na bezrybiu. I fajnie, bo mam dużo przestrzeni. Choć mam trudności z pisaniem komedii. Mnie dużo rzeczy śmieszy, tylko trudno jest napisać komedię. Natomiast na pewno zawodowo wiem, że udał się "Vabank", "Seksmisja" i miałem z tego powodu łatwość robienia następnych filmów. Niektóre mi wychodziły lepiej, inne gorzej, ale nie ma takiego reżysera na świecie, którego każdy następny film jest lepszy. (...)

Kiedyś myślałem, że jestem taki jak wszyscy. Dość dramatycznie przekonałem się, że tak nie jest. Powiem inaczej: ambicją reżysera filmów jest to, żeby oglądała je jak największa liczba widzów, więc w jakiś sposób musi być przeciętny. Inaczej nie miałby porozumienia z widzami. To, co może nie jest dane każdemu, to poczucie konstrukcji dramaturgicznej, poczucie humoru.

Reżyser dwa razy udzielił Vivie! wywiadu, w 2001 i w 2013 roku. W rozmowach z Piotrem Najsztubem opowiadał o tym co jest ważne dla niego w życiu oraz o stanie polskie komedii i swoim dziele życia.

Życzymy mistrzowi wszystkiego najlepszego!

Juliusz Machulski na planie Teatru Telewizji "Matka brata mojego syna"

Co jest ważne dla Juliusza Machulskiego?

Juliusz Machulski: W życiu ważne jest życie. Ważne jest mieć dużo czasu dla siebie, dla bliskich. Mieć obok siebie przyjaciela kobietę, którą się kocha. Ona mnie rozumie i pomagamy sobie w życiu – psychicznie, duchowo – rozumiemy się w pół słowa. Tworzymy coś w rodzaju teamu, który musi przetrwać wszystko i wbrew wszystkiemu. (…) Oczywiście ważna jest też praca, ale ja już jestem na takim etapie, że mogę sobie tę pracę dawkować. Mogę sobie powiedzieć, że pracuję na przykład od dziś przez trzy miesiące, a potem robię dłuższą przerwę. Pracuję wtedy, kiedy chcę, jestem panem swojego czasu. To jest największy luksus w dzisiejszych czasach. Taka niezależność, komfortowa sytuacja, nie jest automatyczna. Bardzo ciężko na to pracowałem. Reżyserzy mają albo za mało, albo za dużo czasu. Po 20 latach w tym zawodzie udało mi się wreszcie – miałem dużo szczęścia – oprowadzić do stanu, kiedy nie muszę zarabiać pieniędzy, żeby żyć. Gdybym chciał, nie musiałbym już pracować do końca życia.

Zapytany o to, co śmieszy mistrza komedii w samym sobie, odparł:

Juliusz Machulski: Przesadnie wierzę w to, że jestem człowiekiem, który "swoje wie i nie da się zrobić na szaro". Jestem w tym śmiesznie naiwny. I czasem przez to zapędzam się w kozi róg. Potrafię bardzo pewnie skręcić w prawo, chociaż jest to kompletnie zły kierunek, ale ja to robię pewnie i się przy tym upieram. Moi bliscy boją się mnie zatrzymać, bo "przecież jestem pewien". Mnie to drażni, może nawet bardziej niż śmieszy. Tym bardziej, że wyznaję zasadę, że pośpiech poniża.

Czemu w Polsce jest tak mało dobrych komedii?

Juliusz Machulski: Chyba Polacy, jako widzowie, mają większe poczucie humoru niż twórcy filmowi. Może akurat do filmu idą ponuraki? Może problem jest też w kształceniu, komedia była zawsze w szkole filmowej poślednim gatunkiem, bo "trzeba zbawiać świat" i szkoły filmowe są nastawione na "zbawianie świata". Pamiętam, jak któryś z profesorów zadał nam pytanie: "Czy ktoś z was by nie chciał zrobić takiego trochę lepszego Klossa?". Tylko ja, tak nieśmiało, podniosłem rękę. Byłem sam, bo chyba reszta wolała mieć swoje filmy na festiwalach.

Archiwum domowe

Juliusz Machulski w 1959 roku

Czy planuje zrobić film, który zostałby określony jako jego "dzieło życia"?

Juliusz Machulski: Dzieło życia robi się przypadkiem. Jak się ma talent. Ja nie mam myśli o "dziele życia". Robienie "dzieła życia" byłoby strasznie stresujące, że "muszę zrobić dzieło życia!". Czy myślisz, że jak robiłem "Seksmisję", wiedziałem, że to będzie taki hit? Nie! Ja się bałem, że nie zwrócą się pieniądze, które powierzyło mi państwo ludowe. A dzieło życia robi się przypadkiem. Ale ważne jest, żeby aspirować, żeby spotykać się z mądrzejszymi od siebie, żeby tak się nie zastać ani, broń Boże, nie przejść na emeryturę.

Kiedy zamierza przejść na emeryturę?

Juliusz Machulski: Będę robił filmy póki zdrowia starczy i póki będę miał pomysły. Nie chciałbym robić filmów za wszelką cenę i póki co chyba ich nie robię. Robię je trochę za rzadko, ale nie mam pomysłów. Czasem uważam się za leniwego, chociaż wszyscy mówią, że nie jestem. Teraz piszę sztuki teatralne. Trzy napisałem dla Teatru Powszechnego w Łodzi i niektórych nawet bardzo dobrze się słucha…

Archiwum domowe

Juliusz Machulski z żoną Ewą pod Ścianą Płaczu w Izraelu.

Chciałby zostać nieśmiertelny?

Juliusz Machulski: Kiedyś czytałem wspomnienia Luisa Buñela. On nie chciał być nieśmiertelny, ale raz na rok wstawać z grobu, pójść do kiosku, kupić gazetę, przeczytać co się dzieje, wypić kawę i potem znowu położyć się do trumny. Może tak?

Reklama

Polecamy także: "Naj­bar­dziej kręciło ją pi­sa­nie i fa­ce­ci". Wspomnienie o Agnieszce Osieckiej, „cesarzowej polskiej piosenki”.

Reklama
Reklama
Reklama