Reklama

Tworzą 13 osobową rodzinę. Niedawno powitali na świecie swoją jedenastą pociechę. Debora i Joszko Brodowie udzielili nam wyjątkowego wywiadu, w którym opowiedzieli o swoim codziennym życiu i miłości! Kto jest odpowiedzialny za logistykę ich rodziny? I czy Debora i Joszko Brodowie znajdują czas tylko dla siebie?

Reklama

Pamięta Pani jeszcze emocje sprzed 19 lat, kiedy rodził się Jan?

Debora: Będę pamiętać do końca życia. Wiedziałam, że to syn. Marzyłam o córeczkach, ponieważ mam 11 braci, ale długo przytrafiało nam się męskie towarzystwo, bo Marysia jest dopiero siódma. Jasiek był dzieckiem bardzo wymagającym, nie spał po nocach. Po tatusiu i myślę, że po dwóch dziadkach odziedziczył wolność, miał bunt dwulatka w wieku sześciu miesięcy.
Joszko: Byłem obecny przy wszystkich porodach. Kiedy rodził się Jasio, nie wiedziałem nic o tym, jak to jest, kiedy się rodzi człowiek. Kiedy rodziła się Tosia, byłem już przygotowany na wiele sytuacji. Przez lata naoglądaliśmy się genialnych położnych i takich, które nigdy nie powinny uprawiać tego zawodu, oraz genialnych lekarzy i takich, którzy nigdy nie powinni zostać lekarzami. Każde dziecko to jest ogromne wydarzenie.
Debora: Naczytałam się fajnych książek, byłam przekonana, że położne wiedzą o porodzie wszystko, a rzeczywistość mnie zaskoczyła… Nie jestem osobą, która potrafi domagać się swoich praw. Z porodu na poród powoli zaczynałam stawiać na swoim. Mogę powiedzieć, że jestem ofiarą systemu, tego, co dzieje się w państwowych szpitalach położniczych, bo dalej dzieją się tam straszne rzeczy.

Można podzielić miłość mamy i taty na 11 części?

Debora: Moim zdaniem ta miłość bardziej się mnoży, pączkuje. Kiedy okazuję miłość Tosi, inne dzieci widzą tę miłość, czują ją.

Piotruś, który ma dwa lata, chyba jeszcze tego nie rozumie?

Debora: Nie jestem pewna, czy miłość to jest coś, co trzeba rozumieć. Dzieci wyegzekwują sobie tę miłość, której potrzebują. To nie jest tak, że Piotruś siedzi biedny w kąciku i widzi, że Tosia jest przytulana, a on nie. On przyjdzie i też się przytuli. Jest Piotrek, który nie będzie tak po prostu leżał obok mnie, on się wtuli całą powierzchnią ciała. Do tego jeszcze przyjdzie Józek, Maryśka, każdy chce do rodziców.

Spędziliśmy razem cały dzień, ujęła mnie kindersztuba Państwa dzieci.

Debora: Staram się zostawić dzieci w spokoju. W momencie, kiedy się ich nie tresuje, same dochodzą do wniosku: „Aha, mamo, trzeba te koszulki złożyć, bo potem będziemy ich szukać pięć godzin”. Zależy mi na tym, żeby nie stosować kar i nagród.
Joszko: Odkryliśmy, że najważniejszym miejscem w pracy i w rozwoju dziecka jest kosz, kosz na śmieci. Miejsce, gdzie wrzuca się wszystkie błędy. Symbol tego, że masz prawo się pomylić. Wypominanie dziecku, że zrobiło coś źle, biadolenie, że mleko się rozlało, jest nieodpowiedzialne i głupie. Możesz mu zadać pytanie: „Co się stało?”, a potem: „Czego cię to nauczyło?”. Wtedy dziecko włącza zupełnie inne rejestry i poziomy intelektualne.

Kto jest odpowiedzialny za logistykę waszej 13-osobowej rodziny?

Joszko: Debora wychowała się na logistyce.
Debora: Logistykę rodziny wielodzietnej porównuję do systemu w biznesie, jest mały system, średni i duży. Duży system jest łatwy, ponieważ polega na tym, że wykonuje się tylko to, co jest najważniejsze.

Na przykład?

Debora: Na przykład przygotowania do pierwszej komunii: co tydzień zebranie, co kilka dni zbiórka, przygotowania, bo żyjemy w świecie „stworzonym” dla jedynaków, raz w życiu to przeżywamy, to przeżyjmy na maksa. A ja nie idę z prądem, zadaję sobie pytanie, czy to jest coś, co jest dobre, potrzebne, czy ja tego chcę i czy muszę? Pierwsza komunia u nas wygląda tak, że dzwonimy do znajomego księdza i on nam tylko mówi, kiedy przyjechać. To jest nasza sprawa, jaką my mamy potrzebę związaną z tym wydarzeniem: czy chcemy mieć imprezę, czy nie, czy taką sukienkę lub garnitur, czy inną.
Joszko: Cała gama produktów związanych z tym świętem jest nam niepotrzebna.

Doby nie da się rozciągnąć. Ma Pani moment tylko dla siebie?

Debora: Mam. Lubię chodzić na kilkukilometrowe spacery i robię to prawie codziennie. Zdarza się, że wyjeżdżam do koleżanek, ale nie zostawiam wtedy najmłodszych dzieci, bo uważam, że do trzeciego roku życia dziecko czuje się porzucone, kiedy mama znika na dłużej.

Reklama

Kolacja tylko we dwoje, kino?

Debora: Do kina chodzę z mężem, jak nas dzieci wyrzucą z domu. Ostatnio Maciek wysłał nas na „Narodziny gwiazdy”. Po filmie mówię: „Joszko, ta bohaterka wyglądała trochę jak Lady Gaga”, a Joszko na to: „Jak na aktorkę z Ameryki, nieźle śpiewa”. Dzwonię do Maćka, opowiadam mu to, a Maciek: „Mamo!” (śmiech).
Joszko: Znałem Lady Gagę z twórczości, nie z wizerunku. W tym filmie naprawdę dobrze zaśpiewała i ten facet również.
Debora: Pytała pani, co mi daje wytchnienie. Bardzo odpoczywam przy książkach. Uwielbiam czytać. Mamy w domu bibliotekę z prawie sześcioma tysiącami książek.
Joszko: Ostatnio czytaliśmy wiersze Zbigniewa Herberta. Moja żona wyprodukowała koncert „Pudełko zwane wyobraźnią” na „Herbertiadę” i dostała świetne recenzje. Gazety napisały, że to ja zrobiłem, ja mówiłem, że wszystkie pomysły są mojej żony. Siostrzeniec Zbigniewa Herberta, pan Żebrowski, napisał wspaniałą recenzję, chwali Marysię, która genialnie zinterpretowała wiersz mistrza. Marysia ma dziewięć lat i zaśpiewała tak, że rodzina Herberta wyskoczyła na scenę i pocałowała Marysię w rękę.

Zdjęcia Olga Majrowska
Zdjęcia Olga Majrowska
Reklama
Reklama
Reklama