Reklama

„Jeszcze za życia powtarzał, że nawet gdy go nie ma, to jest. I to pozostanie w języku mojej rodziny na zawsze”, podkreśla Joanna Racewicz. Osiem lat temu ich wielką miłość przerwała jego nagła śmierć. W katastrofie pod Smoleńskiem zginął wówczas ukochany mąż dziennikarki, porucznika BOR, Paweł Janeczek. Jak poradziła sobie z jego śmiercią? Jak udaje jej się godzić obowiązki zawodowe z wychowywaniem 10-letniego synka Igora? O tym opowiedziała w poruszającym wywiadzie.

Reklama

Joanna Racewicz o początkach znajomości z Pawłem Janeczkiem

Poznali się w... rządowym samolocie w 2002 roku. Jak mówiła w jednym z wywiadów, od razu zawiązała się między nimi nić porozumienia.

„To był krótki lot, z Łodzi do Warszawy. Siedliśmy tuż obok siebie. Potem do końca mieliśmy spór o to, kto pierwszy zwrócił uwagę na drugą osobę. To był wyjątkowo trudny lot, panowały okropne warunki pogodowe. Burze, turbulencje... Lecieliśmy starym jakiem, którym w pewnym momencie zaczęło rzucać na wszystkie strony. Najlepiej pamiętam spokojny głos Pawła i jego zapewnienia: „Nic się nie martw, damy radę. Zawsze lądujemy”, opowiada wzruszona Joanna Racewicz w wywiadzie dla Onet.pl.

Ślub wzięli dwa lata później, zaś w 2008 roku na świat przyszło ich jedyne dziecko, syn Igor. Planowali powiększenie rodziny. Nie zdążyli. Chłopiec stracił ojca, gdy miał zaledwie dwa latka. Dziennikarka podkreśla, że choć jest on bardzo podobnym do nieżyjącego Pawła Janeczka, nie chciałaby, aby poszedł w jego ślady.

„Jest równie uparty jak Paweł. Czasem mam nawet wrażenie, że w ogóle nie ma w nim genu strachu. Tata zawsze był, jest i będzie dla niego legendą. Kiedyś zastanawiał się, czy Pan Bóg zasypia. Bo jeśli tak, to tata mógłby na chwilę się wymknąć i przyjść do nas”, zdradziła ze łzami w oczach.

Joanna Racewicz o śmierci Pawła Janeczka. Jak powiedziała o niej synowi?

To była dla niej jedna z najtrudniejszych życiowych decyzji. Uczęszczała na terapię i pytała psychologów, w jaki sposób przekazać tę wstrząsającą wiadomość małemu dziecku.

„Najpierw doradzono mi, żebym wymyśliła historię o jakimś dalekim, nagłym wyjeździe. Odpowiedziałam pani psycholog, że ten dwuletni chłopak jest bardzo inteligentny i na tatę będzie czekał, bo jak tata wyjeżdżał, to zawsze wracał. I że to zły pomysł. „To może powie pani, że tata zasnął?”. Powiedziałam prawdę. To straszne uczucie. Trzeba przez zaciśnięte gardło wytłumaczyć dziecku, że tata poleciał samolotem, że zdarzył się wypadek i tata zginął, wyjawiła Joanna Racewicz.

Jednak, jak zapewnia, ma wewnętrzne przekonanie, że mąż czuwa nad nią i synem, nawet po śmierci.

„Jeszcze za życia powtarzał, że nawet gdy go nie ma, to jest. I to pozostanie w języku mojej rodziny na zawsze”, zwierzyła się.

Joanna Racewicz o pracy Pawła Janeczka

Dziennikarka zapewniła, że kapitan Paweł Janeczek bardzo poważnie podchodził do swoich zobowiązań zawodowych. Z racji sprawowanego stanowiska (szef osobistej ochrony prezydenta Lecha Kaczyńskiego) nie mógł rozmawiać z nią o wielu sprawach.

„W jednostce nie tolerował absolutnie żadnych uchyleń od regulaminu. Żadnej samowolki. Podkręcał atmosferę, w kółko powtarzając, że nie wszystko może mi powiedzieć. I w zasadzie nie mówił nic. Miał certyfikat dostępu do informacji niejawnych i musiał zachowywać milczenie”, zapewniła gwiazda.

I dodała, że mąż stronił od bywania na salonach oraz pozowania na ściankach i czerwonym dywanie.

„Nie chciał chodzić na premiery, wernisaże i pokazy mody. Nie lubił świata ścianek i paparazzi”, przekonuje prezenterka.

Śmierć Pawła Janeczka: ostatnie chwile przed katastrofą pod Smoleńskiem

Rok po odejściu ukochanego męża Joanna Racewicz zwierzyła się, że sypiała w koszuli, którą jej wybranek zostawił w domu w dniu katastrofy.

„Codziennie z nim rozmawiam. Patrzę na jego zdjęcia wiszące w domu. Czasem wkładam koszulę Pawła. Zwłaszcza jedną, specjalnie niepraną, która ciągle nim pachnie. Wychodząc w sobotę do pracy, rzucił ją przy pralce. Na początku byłam na niego zła. Teraz z nią śpię”, wyjawiła.

Zaś w 2016 roku z okazji szóstej rocznicy jego śmierci zamieściła na Facebooku emocjonalny wpis, który poruszył serca internautów.

„Za każdą chwilę, za każde słowo. Za wiarę, nadzieję i miłość. Za wszystkie emocje na całej skali, za dojrzałość i za dziecinne rzucanie się śnieżkami. Za Syna - lepszego, niż marzenie. I za ostatnie : „kochanie, wrócę o 18-tej”... Dziękuję.

Sześć lat temu - niebieska koszula na wieszaku, krawat i wypastowane buty.
Rano - okruchy w kuchni, filiżanka z niedopitą kawą i SMS „Orzeł startuje”.
Nie było drugiego. Nie będzie.

Może to jeszcze nie wszystko. Może to jeszcze nie koniec. Żyć, jakby się jeszcze kiedyś miało spojrzeć w oczy. I umieć odpowiedzieć na wszystkie pytania.

Reklama

Janosik.
Kpt Paweł Janeczek
16.04.1973. - 10.04.2010”, napisała wówczas.

Reklama
Reklama
Reklama