Reklama

Joanna Racewicz z mężem Pawłem Janeczkiem doczekała się synka Igora. Maluszek był oczkiem w głowie rodziców. Nic nie wskazywało na to, że będzie musiał wychowywać się bez taty... Paweł Janeczek zginął 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie Smoleńskiej. Po latach dziennikarka wróciła myślami do tego tragicznego dnia. Opowiedziała, jak wyglądały okoliczności, w których dowiedziała się o katastrofie...

Reklama

Joanna Racewicz wspomina męża. O tragedii dowiedziała się podczas wywiadu

W rozmowie z Moniką Maszkiewicz Joanna Racewicz wspomniała dzień, w którym straciła męża. Jak mówiła, 10 kwietnia 2010 r. był dla niej zwyczajnym dniem w pracy. W jej harmonogramie znajdował się wywiad z Anią Dąbrowską w ramach programu „Dzień dobry TVN”. „Odbyło się pierwsze wejście, zrobiłyśmy pierwszą rozmowę. Na przerwie reklamowej ktoś otworzył komputer i pamiętam zdanie: »Boże, słuchajcie, możemy nie mieć prezydenta!«” opowiadała. W mig włączyła się jej lampka kontrolna. Instynktownie chwyciła za telefon. „Wtedy zaczęłam dzwonić do Pawła. Jego telefon był wyłączony, nie odbierał. Był sygnał jak przy trybie samolotowym. Zadzwoniłam do jego kolegi, który odebrał. Dziwna wymiana zdań: »Poczekaj, sprawdzam«. Zrozumiałam, że on jest na tym pokładzie” opowiadała.

Dziennikarka wyznała, że reszta dnia była dla niej okropnie bolesna. Wróciła do domu z producentem, nie pozwolono jej być w tamtym momencie samej. Jedyne, czego pragnęła w tamtym momencie, to tylko przytulić swojego małego synka. „Ja mogłam tylko przytulać Igora i właściwie o niczym nie myślałam” opowiadała ze wzruszeniem...

Czytaj także: Mama Rafała Olbrychskiego wspierała go do samego końca. Pomimo burzliwej relacji byli sobie bardzo bliscy

Mąż Joanny Racewicz zamienił się dyżurem z kolegą. Chciał pojawić się na urodzinach syna

Jak dodała, tragedia dotykająca jej rodziny mogła wcale się nie wydarzyć. Zaledwie kilka dni wcześniej jej mąż zamienił się służbą z jednym z kolegów z pracy. „To nie była jego kolej. Miał dwa tygodnie później lecieć do Nowego Jorku z prezydentem, ale zamienił się z kolegą, bo chciał być na urodzinach syna” opowiadała, oraz dodała: „Zresztą była taka rozmowa między nami: »Co wybrać, Joasiu?«. »A chcesz być, kochanie, na urodzinach syna?«, »No pewnie!«. »To bierz Smoleńsk«. Kilka dni później ten kolega, z którym się zamienił, niósł na ramieniu jego trumnę, płacząc jak bóbr”.

Dziennikarka wyznała, że czas wcale nie zaleczył jej ran. Powoli nauczyła się jednak żyć w nowej rzeczywistości, w której musiała poradzić sobie sama z wychowaniem syna, który ojca prawie wcale nie poznał: w dniu katastrofy miał zaledwie dwa lata. „Mówi, że trochę go pamięta, ale nie wiem, czy to funkcja jego wyobraźni, naszych rozmów, moich opowieści, czy faktycznie w takim małym człowieku jest jakaś pamięć?” zastanawiała się podczas rozmowy.

Joanna Racewicz wspomniała także, że nie miała żadnego kontaktu z kolegą, który zamienił się z jej mężem dyżurami. Mówiła, że w ogóle go nie wini za zaistniałą sytuację, jednakże nie do końca rozumie, dlaczego nie wyciągnął do niej dłoni. „Ludzie czasem boją się powiedzieć coś, zareagować. Reakcja oznacza wzięcie części odpowiedzialności. Strach blokuje myśli, słowa, uczynki i skutkuje zaniedbaniem. [...] Nie mam żalu, chyba go rozumiem, chociaż zrobiłabym inaczej” dodała na koniec.

Zobacz również: „Daj mamie buzi ostatni raz". Kuba Błaszczykowski ze łzami w oczach wspomina pogrzeb i ostatnie chwile ukochanej mamy

Piotr Porębski

Joanna Racewicz, VIVA! 15/2023

Marta Wojtal
Reklama

Joanna Racewicz, Igor Janeczek, VIVA! 25/2021

Reklama
Reklama
Reklama