„Kocham modę i jestem pracowita. Zawsze się znajdzie ktoś, kto da mi pracę”
Jessica Mercedes o przyszłości!
Gwiazda Internetu. Jej blog modowy Jemerced bije rekordy popularności. Nie tylko w Polsce! Jak nastolatka zdobyła sieć? Ile naprawdę zarabia? Jak to się stało, że przybiła piątkę z Rihanną? Jessica Mercedes zdradziła dwa lata temu swoje tajemnice Romanowi Praszyńskiemu. Co wyznała?
Wywiad VIVY! z Jessicą Mercedes
– Wpisałem Cię do wyszukiwarki. Wyskoczyło 18 milionów stron. Nie masz zawrotu głowy?
Nie wiedziałam, że aż tyle! Wiem, ilu mam obserwatorów bloga. Ale to, co poza tym dzieje się w Internecie, jak szybko się rozwija, wolno dociera do głowy.
– Podobno zarabiasz osiem tysięcy za wpis na blogu?
Mój blog stał się już portalem modowym. Mam firmę, zatrudniam ludzi: grafika, dziennikarza, fotografa i wiele innych osób. Wiele lat pracowałam za darmo, z pasji. Gazety mogą mieć kilkadziesiąt tysięcy za reklamę. Dlaczego my, ludzie pracujący w Internecie, nie mamy zarabiać? Przecież zasięg mamy większy od nich.
– Usprawiedliwiasz się, że zarabiasz?
Tak, bo wiele osób nie do końca wie, na czym polega praca blogera. A praca w sieci to również praca.
– A Ty, zaczynając, wiedziałaś, że to jest praca?
Zaczynałam pięć lat temu, miałam 16 lat. Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że będę zarabiać na stronie internetowej, gdzie piszę o ubraniach, popukałabym się w głowę. Ale teraz traktuję bloga poważnie, jest to moja pasja i praca. Jestem wdzięczna i szczęśliwa, że mogę robić to, co kocham.
– Jak wyglądały Twoje początki?
Chodziłam do pierwszej klasy liceum w Poznaniu. Marzyłam, żeby pracować w świecie mody. Żeby być stylistką albo dziennikarką modową. Czytałam dużo gazet, w „Elle” znalazłam artykuł o najlepszych blogerach modowych na świecie. Wspomniano tam o Bryanboyu, Tavi Gevinson, Elin Kling. Przeczytałam, że zaczynali od zera, prowadzili swoje strony, wrzucali zdjęcia. Rozwinęli biznes i to im otworzyło drzwi do świata mody, zapraszano ich na pokazy, mieli swoje rubryki w magazynach. Stwierdziłam, że też założę bloga, a nuż i mnie się uda.
– Umiałaś to zrobić?
W Internecie „siedziałam”, odkąd pamiętam. Prowadziłam blogi o niczym konkretnym tak naprawdę, pisałam pamiętnik dla siebie albo pisałam o muzyce. Justin, mój młodszy
o trzy lata brat, zrobił mi zdjęcia do pierwszej sesji. Wyciągnęłam ciuchy z szafy i ubrałam się w stylu „Plotkary” („Gossip Girl”) – amerykańskiego serialu, który bardzo mi się wtedy podobał. Nigdy się nie reklamowałam, nigdy nie prosiłam, żeby ktoś odwiedzał mojego bloga. To był taki czas, że ludzie sami rozsyłali sobie w Internecie ciekawe linki i tak mój blog stał się popularny. Przebiłam się więc drogą pantoflową.
– Dzięki koleżankom z klasy?
Mama też polecała go swoim znajomym. Dzięki koleżankom dowiedziała się o nim cała szkoła, później dzielnica. Bardzo pomogło blogowi, że brałam udział w wielu konkursach. Kilka z nich wygrałam i o moim blogu dowiedziała się cała Polska. Na przykład wygrałam pięć tysięcy na zakupy z Karoliną Malinowską w Złotych Tarasach. Grażyna Kulczyk i Stary Browar zorganizowali konkurs, w którym nagrodą był wyjazd na London Fashion Week. A amerykańskie „Elle” taki, dzięki któremu można było dostać posadę w tym magazynie. Byłam finalistką konkursu, jedną z siódemki, którą wybrano z kilkudziesięciu tysięcy osób z całego świata. Zostałam zaproszona do Nowego Jorku, poznałam redakcję, poznałam Bryanboya, który był w jury. Wtedy dostrzegły mnie polskie media. Zainteresowała się mną branża. Co to za dziewczyna? Taka młoda?
– Skąd znałaś angielski?
Ze szkoły. Ale najwięcej nauczyłam się, gdy byłam nianią w amerykańskiej rodzinie, która przeprowadziła się na chwilę do Poznania. Opiekowałam się dwoma dziewczynkami, które miały 9 i 11 lat. Sama miałam 13. Od nich się uczyłam. Potem, gdy zaczęłam podróżować jako autorka bloga, szlifowałam język.
– Wcześnie zaczęłaś pracować.
Chciałam mieć swoje pieniądze. Mama sama utrzymywała mnie i brata. Jak chciałam mieć conversy za 200 złotych, musiałam zarobić sama. Według takich zasad byłam wychowana. Moi rówieśnicy raczej nie pracowali. Gdy mówiłam, że muszę iść pracować jako kelnerka, rodzice znajomych patrzyli na mnie z litością. Biedna dziewczynka! A ja jestem pół-Niemką. Mama wiele lat mieszkała w Niemczech, przesiąkła ich zasadami. Tam to normalne, że dzieci idą zarabiać, czy są z bogatych, czy biednych rodzin.
– Urodziłaś się w Niemczech?
Żyłam tam do siódmego roku życia. W latach 90. w Niemczech była moda na amerykańskie imiona. Dlatego ja jestem Jessica, a mój brat Justin. Gdy rodzice się rozwiedli, mama ze mną i bratem wróciła do Polski.
– Jakie gwiazdy poznałaś dzięki blogowi?
Może poznałam to za dużo powiedziane, ale udało mi się „przybić piątkę” z takimi moimi idolkami, jak Rihanna czy Sarah Jessica Parker.
– O, jak to się robi?
Kiedy byłam młodsza, miałam większy tupet, nie wstydziłam się podejść. Rihanna robiła kolekcję dla River Island, mnie firma
wysłała na jej pokaz. Wbiłam się na backstage.
– A po polsku?
Poszłam za kulisy.
– Zapukałaś?
Byli ochroniarze, nie pozwalali mi wejść. Dwa razy mnie odesłali. W końcu wśliznęłam się z koleżanką z tłumem dziewczyn, które mogły wejść, udawałam, że jestem z nimi.
– Nieźle, i co Rihanna?
Nasza rozmowa trwała 30 sekund. „Cześć, piękny pokaz”. „Dziękuję”. „Jestem twoją fanką. Czy mogę zrobić zdjęcie?”. „Jasne”. Jeszcze zapytała, skąd mam takie paznokcie. Miałam namalowane wzorki. Powiedziała, że też by takie chciała. Trzy lata temu nie było to jeszcze modne.
– Co Twoja mama na to, że nie skończyłaś studiów?
W ogóle ich nie zaczęłam! Blog zbyt mnie pochłonął. A mama jest kochana. Zawsze mnie bardzo wspierała. Mówiła: „Rób to, co kochasz. Nie musisz robić tego, co inni od ciebie wymagają”. Ale zawsze powtarzała: „Proszę cię, skończ chociaż szkołę”. Nigdy nie miała problemu z tym, że dokonuję innych wyborów niż moi rówieśnicy. Wiele razy mi pomagała, robiąc mi zdjęcia na bloga. Mam wsparcie od całej rodziny. Babcia długo nie rozumiała, co ja właściwie robię. Trzy lata temu mówiła, że jestem „top modelką”. Zaczęła traktować mnie poważnie, gdy zaczęłam udzielać wywiadów.
– Rozumiem, że nie gotujesz z rodziną?
Nie. Cała rodzina, a szczególnie brat, świetnie gotują. Ja, niestety, nie mam takiego talentu, więc mogę pomóc sprzątać i kocham jeść to, co rodzina mi gotuje. Gdy patrzę na brata Justina, widzę siebie sprzed pięciu lat, ma wiele motywacji i działa. Dostał się do „Hell’s Kitchen”, dotarł do szóstego odcinka. Jest świetny. Założył kulinarnego bloga i kanał na YouTube. Kręciłam z nim pierwszy odcinek. Byłam operatorem i dźwiękowcem, chociaż nie jestem w tym zbyt dobra. Justin pomaga mi za to robić zdjęcia na mojego bloga.
– Czyli rzadko odwiedzasz mamę?
Bardzo często. Widzę, że wielu moich znajomych wyjechało i nie ma potrzeby odwiedzać rodzinnego domu. A ja rok temu, po przeprowadzce do Warszawy, co tydzień byłam u mamy i brata. Teraz jeżdżę co drugi weekend. Znajomi i miejsca, gdzie się żyje, zmieniają się. A rodzina zostaje. Trzeba się trzymać razem. Gdy tylko mogę, zabieram chłopaka i jedziemy do Poznania. On też lubi odwiedzać swoich bliskich.
– W Warszawie dużo pracujesz?
Tak. Wiele osób myśli, że to wszystko jest takie łatwe. Robię zdjęcia i zamieszczam na blogu. Ale bloguję od rana do nocy. Jak się budzę, sprawdzam Instagram, maile, potem dopiero jem śniadanie. Cały dzień telefon i spotkania. Kiedyś nie umiałam odmawiać i miałam nawet osiem spotkań dziennie. Siedziałam w kawiarni, tylko ludzie się zmieniali. Nie miałam czasu robić postów na bloga. Myślałam sobie: kurczę, po co mi to? Wszyscy chcą przybić piątkę, pogadać, a nic z tego nie wynika. Nauczyłam się, że jednak maile to podstawa.
– Jesteś gwiazdą Internetu. Dobijają się do Ciebie w sieci namolni, podejrzani osobnicy?
Bardzo pilnuję, żeby nie było takich sytuacji. Wydaje mi się, że nie przyciągam psychopatów, bo nie wstawiam seksownych zdjęć. Słyszałam też, że kiedy za dużo się pokazuje, to wtedy się przyciąga takich ludzi. Lepiej nie wstawiać erotycznych zdjęć. A ja często wyglądam dziwacznie według mężczyzn, bo wolę styl high fashion. Dla chłopaków to nie jest sexy. Wyglądam ciekawie dla dziewczyn. Ubieram się bardziej dla kobiet niż dla mężczyzn.
– A podobno nie lubisz dziewczyn?
Kocham dziewczyny. Piszę dla nich. Ale faktycznie nie mam przyjaciółki kobiety. Spotykam się w Warszawie z wieloma dobrymi koleżankami, ale nie jestem typową dziewczyną, która lubi się zwierzać, chichotać, plotkować o chłopakach. Jestem bardziej męska w swoim zachowaniu. Oszczędna w mówieniu o sobie. Może dlatego od 10 lat mam przyjaciela chłopaka, Igora. Igor to mój najlepszy przyjaciel, nawet mieszkamy kilka ulic od siebie. Igor też kocha modę i prowadzi modowego bloga. Rozumiemy się bez słów.
– I codziennie sprawdzacie statystyki, ile osób odwiedza Wasze blogi?
Więcej uwagi zwracam na komentarze. Bardzo mnie interesuje opinia moich fanów. Patrzę też na wiadomości.
– Zmartwiłabyś się, gdyby ich nie było?
Bardzo mnie interesuje zdanie moich czytelników. Wolę, jak są konstruktywne komentarze, bo wiem, że ktoś się zainteresował wpisem, lubi odwiedzać bloga. To dla mnie ważne i kocham czytać wszystkie komentarze czy maile od obserwatorów, i po to mam bloga.
– Jesteś uzależniona?
Na pewno. Przyznaję się.
– A jak Twój blog przestanie być tak popularny, co zrobisz?
Ludzie mnie pytają, czy się boję. A czego mam się bać? U nas wszyscy czegoś się boją. A ja lubię ryzyko. Przekształcam mój blog w regularny portal modowy. Coraz mniej tam mnie, coraz więcej informacji o pokazach, trendach, modzie. Dam sobie radę. A jak nie? Kocham modę i jestem pracowita. Zawsze się znajdzie ktoś, kto da mi pracę.