Reklama

„Pokochawszy”, tak zatytułowali swoją pierwszą wspólną książkę. Dlaczego? „»Kocham« – to jeszcze nie wiem, czy to uczucie na dłużej . Ale »pokochawszy« to już na całe życie”, tłumaczy Lucyna Kirwil, żona Jerzego Bralczyka. Profesor języka polskiego i pani psycholog w błyskotliwej rozmowie z Krystyną Pytlakowską opowiadają o swoim niezwykłym małżeństwie, niekończących się rozmowach o tym, kto ma charakterek.

Reklama

Jerzy: Dobry charakter to nie jest sformułowanie, które można uznać za pochwałę lub komplement. Od dobrego charakteru to tylko krok do tego „On jest taki poczciwy”.

– Poczciwy to głupi?

Jerzy: Do głupoty jeszcze daleko. Poczciwość kojarzy się z uległością, a dobry charakter z brakiem charakteru. Gdy mówimy o kimś, że ma charakter, to znaczy, że jest trudniejszy do zaakceptowania.

– Pan – Profesorze – ma nie tylko charakter, ale i charakterek.

Jerzy: A było jeszcze kiedyś takie ładne słowo „charakterny”, a nawet „charakternik”. Charakternik znaczyło w prostym ludowym języku kogoś, kto ma kontakty z siłą nieczystą i lepiej go nie zaczepiać. A charakter to cecha kogoś, kto potrafi postawić na swoim. Czy ja mam charakter? Chyba nie mam.

Lucyna: Masz, masz mocny charakter.

Jerzy: Ty, Lucynko, to dopiero masz mocny charakter.

Lucyna: Ja mam tylko charakterek.

Jerzy: Chyba potrafimy w sobie cenić wzajemnie te nasze charaktery.

– Taka zwykła osoba bez charakteru Pani męża by nie zainteresowała?

Jerzy: Musiałaby być tak niezwykle zwykła, że tym właśnie w niej bym się zainteresował.

– Albo umiałaby świetnie gotować. Coś za coś.

Jerzy: Moja żona ma charakter… I potrafi świetnie gotować.

Lucyna: Mówimy o kryteriach doboru. Ludzie na ten temat sobie wyobrażają różne cechy, jakie musi mieć wybranka czy wybrany. To bardzo długa lista i skomplikowana. Chodzi na przykład o to, żeby nie tylko była wiotka, ale i miała odpowiednie kształty.

Jerzy: Jeżeli ma odpowiednie kształty, to nie jest wiotka.

Lucyna: A właśnie że musi być wiotka, a jednocześnie mieć biodra i biust. Jak wyglądałam, gdy się spotkaliśmy?

Jerzy: Zawsze byłaś i jesteś bardzo zgrabna.

Lucyna: Ważny też jest tembr głosu. Kobiety kochały się w tenorach, ale wolały basów.

Jerzy: Jeśli mamy atrakcyjny wygląd i atrakcyjny głos, to już bardzo dużo. Niedobry głos może kompletnie zakłócić atrakcyjny wygląd.

– To Pan powiedział, że drugie małżeństwo jest zawsze wspanialsze od pierwszego. Bo chroni przed błędami?

Jerzy: Czasem czwarte bywa bardzo udane.

Lucyna: Jesteśmy związkiem ludzi, którzy mieli za sobą już pierwsze małżeństwa. W drugim małżeństwie też popełnia się błędy, tylko inne. Ale gdy partnerzy są dojrzali, doświadczeni, dokonują wyborów ostrożniej. Co innego wysuwa się na pierwszy plan niż przy pierwszych miłosnych fascynacjach. I warto tu dodać, że mężczyźni zakochują się łatwiej i na krócej.

Jerzy: Jeżeli łatwiej, to muszą na krócej, bo trudniej oznacza rzadziej i na długo.

Lucyna: Gdyby zapytać mężczyznę po 10 miesiącach związku: „Kochasz ją?”, odpowiedź byłaby kategoryczna: albo „kocham”, albo „nie”. A kobiety mają inne nastawienie, powiedzą: „Ależ tak, kocham go w dziewięćdziesięciu procentach”.

Jerzy: Moje językowe poczucie oburza się przeciwko „kocham w 90 procentach”.

Lucyna: Właśnie tak sobie rozmawiamy. Nie mówimy o innych przykrych rzeczach i czy ważne dla związku są blond włosy, czy piękny biust. U mężczyzn z czasem te preferencje mogą się zmienić.

Jerzy: W książce „W rzecz wstąpić” Michała Choromańskiego jest taka ładna scena, która była powodem mojego pierwszego związku. Przeczytawszy tę książkę…

Lucyna: …zakochałem się.

Jerzy: No tak, chyba się zakochałem. W każdym razie stałem się chorobliwie dobry, co ujęło moją pierwszą żonę. I ona, ujęta tą moją dobrocią, też się nawet zakochała. Bohater u Choromańskiego Dominik, mój syn ma po nim to imię – żeni się z kobietą niezwykle brzydką, wręcz odrażającą. Kiedy przedstawia ją innej, starszej już damie, ta serdecznie mu gratuluje, bo jest pewna innych wspaniałych zalet tej żony. Moja pierwsza żona zresztą była bardzo ładna.

Lucyna: Kiedy się spotkaliśmy pierwszy raz, byliśmy w innych światach. Mąż gdzie indziej, ja gdzie indziej. Nasza pierwsza rozmowa – mogliśmy milczeć, a mimo to rozmawialiśmy – prawdopodobnie ukierunkowała nas na siebie.

Jerzy: Dobrze jest, jeżeli na początku związku dużo się rozmawia.

Lucyna: Kiedy obserwuję męża, gdy rozmawia z różnymi ludźmi, zwłaszcza z mężczyznami, ale i kobietami też, bardzo często pojawia się między nimi słowny ping-pong nasycony wartkością i humorem. Myślę też, że poczucie humoru i sposób widzenia świata, a nawet dystans do niego silnie decydują o powstawaniu bliskich więzi między ludźmi. Czy dobrze to ujęłam?

Jerzy: Ujęłaś to bardzo dobrze.

– A nie może Pan powiedzieć po prostu: kiedy spotyka się piękną kobietę?

Jerzy: Nie, mogłem powiedzieć, tak jak powiedziałem: atrakcyjna i estetyczna.

Lucyna: Z pięknem tak definiowanym bym polemizowała.

Jerzy: Nie byłaś lalką, ale to też było w tobie atrakcyjne. Poza tym zdarzało mi się wchodzić w relacje z atrakcyjnymi kobietami, które ni stąd, ni zowąd popełniały takie gafy językowe, że momentalnie chłodłem.

– Mąż jest bardzo popularny, wszędzie rozpoznawany. Jak Pani to znosi?

Lucyna: Różnie. Miałam kiedyś taki moment niepokoju. Wiem, że kobiety są bardziej stałe w uczuciach, a mężczyźni bardziej kochliwi, co oznacza, że kobiety są bardziej narażone na zdradę. Czułam że przechodzę przez smugę cienia, a mąż nadal jest dla kobiet „towarem”. Ciepły, miły, dowcipny, interesujący. Myślałam, że muszę się pilnować, ale ten niepokój trwał bardzo krótko.

Jerzy: Żeby żyć szczęśliwie, trzeba tego chcieć i trzeba próbować. A teraz powiem coś bardzo osobistego: kiedy myślę o swoim życiu, uważam, że udało mi się w nim bardzo dużo. Chociaż zdarza mi się myśleć, że na tyle nie zasługuję. Tak jak nie zasługuję na taką żonę.

Lucyna: Straszne, powinnam powiedzieć to samo: nie zasługuję na takiego męża. Ale jestem bezczelna i uważam, że jak najbardziej zasługuję.

Cała rozmowa Krystyny Pytlakowskiej z Lucyną Kirwil i Jerzym Bralczykiem do przeczytania w najnowszym wydaniu VIVY!, dostępnym wyjątkowo od środy, 30 maja. Co jeszcze w tym numerze dwutygodnika?

Reklama

VIVA! 11/2018

Czy nie boi się przemijania? Jak jej się udało... nie popaść w alkoholizm. Grażyna Torbicka w ogniu pytań Piotra Najsztuba. „Czy myślę o tacie? Ja z nim żyję codziennie’’. Kasia Wodecka-Stubbs w pierwszą rocznicę śmierci ojca wspomina genialnego muzyka. Lucyna Kirwil i Jerzy Bralczyk o swoim niezwykłym małżeństwie i niekończących się rozmowach o tym, kto ma charakter, a kto ma charakterek.

Marcin Kempski/I Like Photo
Reklama
Reklama
Reklama