Jennifer Aniston o związku z Bradem Pittem: „Będę go kochać do końca życia”
Słowa aktorki poruszają!
Ta historia jeszcze do tej pory porusza wiele osób. Para artystów wydawała się szczęśliwym małżeństwem, dopóki w ich życiu nie pojawiła się Angelina Jolie. Gdy Brad Pitt porzucił Jennifer Aniston i zaczął układać swoje nowe życie, fani trzymali stronę blond aktorki, okazując jej niezwykłe wsparcie. Do dziś z jej sytuacją identyfikują się miliony kobiet na całym świecie - postawa gwiazdy dała im wiarę, że nawet po wielkim zranieniu, nie tylko wyjście na prostą jest możliwe, ale także osiągnięcie spektakularnego sukcesu. Gwiazda Przyjaciół wyznała jednak, ze już zawsze będzie kochać byłego męża... Czy to znak, że jeszcze się zejdą?
Jennifer Aniston o miłości do Brada Pitta w „Vanity Fair”
Przez lata byli ulubioną parą Hollywood. Paparazzi szaleli od momentu ich pierwszego publicznego wyjścia w 1999 roku podczas gali rozdania nagród Emmy. Oni sami przestali kryć się ze swoją miłością, ogłosili zaręczyny, opowiadali, że marzą o gromadce dzieci i wzięli ślub. Nic nie wskazywało na to, że uczucie szybko się zakończy. Choć Jennifer Aniston była wpatrzona w swojego męża i nie widziała poza nim świata, aktor uległ urokowi Angeliny Jolie na planie filmu Mr. and Mrs. Smith. Informacja o rozwodzie w szybkim tempie obiegła cały świat, zaskakując miliony osób. Brad Pitt zaczął układać sobie nowe życie, natomiast gwiazda Friends była w wielkiej rozsypce...
To właśnie wtedy, jako dopiero co porzucona kobieta, udzieliła poruszającego wywiadu Vanity Fair. Wiadomo, że podczas rozmowy z Leslie Bennetts nie potrafiła ukryć łez. Gdy dziennikarka zapytała ją o publiczne okazywanie przez Pitta sympatii dla jego nowej partnerki, która nawet nie starała się ukryć zdjęć ze wspólnych wakacji, odpowiedziała: „Świat był zszokowany, tak jak ja”. Nie chciała jednak wierzyć, że została zdradzona już podczas kręcenia ich wspólnego filmu. Twierdziła, że między nimi zaczęło iskrzeć dopiero później: „Wybieram wierzyć mężowi. W tym momencie nic mnie nie zaskoczy, ale wolałbym mu wierzyć”.
W poruszających słowach opowiedziała również o nękających ją uczuciach. Żałowała, że jest osobą publiczną: „Jest wiele etapów żalu. To smutne, gdy coś się kończy. W pewnym sensie rozrywa cię to na strzępy i sprawia, że zamykasz się w sobie. Kiedy próbujesz uniknąć bólu, powoduje to jeszcze większy ból. Jestem człowiekiem, którego doświadczenia są wystawione na komentarze społeczeństwa. Chciałabym, żeby moje cierpienie było ukryte przed światem. Naprawdę bardzo się staram wznieść ponad to”.
Mimo zranienia, czuła w sobie jednak pewną siłę, którą dawali jej najbliżsi: „Czy jestem samotny? Tak. Czy jestem zdenerwowany? Tak. Czy jestem zdezorientowany? Tak. Czy mam swoje dni, kiedy urządzam sobie płaczliwe imprezy dla samej siebie? Absolutnie. Ale równocześnie mam się bardzo dobrze. Mam niewiarygodne wsparcie i jestem twardą babką… Wierzę w terapię. Myślę, że jest to niesamowite narzędzie w kształceniu siebie. Czuję się bardzo silna. Jestem naprawdę dumna z tego, jak się zachowałam”.
Przyznała również, że nad ponowną wiarą w siebie musiała pracować ze specjalistą. Wyszło to jej na dobre i doszła do słusznych wniosków: „Nie czuję się ofiarą. Pracowałam z terapeutką od dłuższego czasu. Pewnego dnia stajemy się ofiarą, a następnie bierzemy odpowiedzialność za nasz wkład. Życie z perspektywy ofiary oznacza wskazywanie palcem na kogoś innego, jakbyś nie miał kontroli nad własnym życiem. A związki to dwie osoby, wszyscy są odpowiedzialni. To ona mówiła mi - Nawet jeśli jest to w 98% wina drugiej osoby, to w 2% twoja, i na tym się skupimy. W końcu można uporządkować tylko swoją codzienność”.
Choć było jej ciężko, zdecydowała się nie dokonywać zemsty. Nie chciała przeciągać tego momentu w swoim życiu. Mówiła: „To, co stało się z nim po separacji - to teraz jego życie. Podjęłam świadomy wysiłek, aby nie zwiększać toksyczności tej sytuacji. Nie zemściłam się. Nie chciałam być tego częścią. Nie posiadam aureoli i mam swoje przemyślenia na ten temat, lecz wolałam, żeby wszyscy poszli dalej. Ten związek mnie nie definiuje”.
Jennifer Aniston potrafiła się jednak zdobyć na piękne wyznanie: „Kocham Brada, naprawdę go kocham. Będę go kochać do końca życia. To fantastyczny człowiek. Nie żałuję wspólnego czasu i nie zamierzam tego rozpamiętywać. Spędziliśmy razem siedem bardzo intensywnych lat. Wiele się nauczyliśmy. Pomagaliśmy sobie nawzajem i bardzo to cenię. To był piękny, skomplikowany związek. (...) Mam wiele współczucia dla każdego, kto przez to przechodzi”.
Biorąc pod uwagę jej słowa i fakt, że Pitt tak strasznie ją zranił, myślicie, że mogłaby mu jeszcze raz zaufać i dać kolejną szansę? Czy może uważacie, że skoro zdradził raz to robiłby to cały czas? Pewne jest jedno - gdy po latach Brad czyta ten wywiad na pewno jest mu przykro. Jak mógł porzucić osobę, która tak bardzo go kochała?
Brad Pitt i Jennifer Aniston ogłaszający zaręczyny w 1999 roku