Reklama

Był odnoszącym sukcesy dziennikarzem, gdy spadła na niego niewyobrażalna tragedia. Pewnej słonecznej niedzieli Jarosław Kulczycki odebrał telefon, który na zawsze na zawsze odmienił jego życie. "Filip umarł", usłyszał 13 września 2015 roku. Tak dowiedział się o śmierci 19-letniego syna, który zmarł niespodziewanie podczas wizyty na siłowni. Jarosław Kulczycki powrócił do tragicznych wspomnień sprzed 5 lat w programie Dzień Dobry TVN. W poruszającej rozmowie opowiedział, jak poradził sobie z utratą najbliższej osoby.

Reklama

Jarosław Kulczycki opowiedział o nagłej śmierci syna w DDTVN

13 września 2015 roku były dziennikarz TVP odebrał telefon, po którym jego życie zmieniło się na zawsze. "Jechałem samochodem, gdy zadzwonił partner mamy Filipa i powiedział, że Filip umarł. Odpowiedziałem: co ty mówisz, przecież to niemożliwe. Zadzwoniłem do niego, kiedy szykowaliśmy się, żeby wyjść na spacer nad morze. On nie odebrał. Wtedy już chyba nie żył", opowiedział w poruszającej rozmowie z Katarzyną Olubińską-Godlewską. Gdy spadł na niego niespodziewany cios, przebywał z żoną Dorotą i dwójką małych dzieci nad polskim morzem. Półtoraroczny Sambor i dwumiesięczna Róża dostarczali mu powodów do radości. Poświęcał im wiele czasu, starał się wynagrodzić to, że na co dzień był zapracowanym człowiekiem. Nic nie wskazywało no to, że z najstarszym potomkiem już nigdy tego czasu nie spędzi.

"Ściśnięte gardło. Pięść w żołądku, skurcz mięśni. Śmiertelne przerażenie. Wysiadłem i położyłem się na ziemi. Coś krzyczałem, ktoś przystanął, pytał czy potrzebna mi pomoc. Dorota była z dziećmi w samochodzie", wspominał Jarosław Kulczycki w rozmowie dla miesięcznika Pani. "Kiedy trochę ochłonąłem, powiedziałem: muszę iść nad morze, sam. No i poszedłem. Była pusta zupełnie plaża. Niskie, ciężkie chmury. Dość ciepło. Uklęknąłem na piasku i zacząłem się z nim żegnać po prostu. W tym momencie z nieba spadło kilka kropel deszczu. Jestem racjonalny. Szkiełko i oko. Ale takie rzeczy się zdarzają. One są źródłem wielkiej nadziei i pocieszenia. Potem nie padało przez cały dzień - to było niesamowite", cytuje poruszające słowa dziennikarza dziendobry.tvn.pl.

Jarosław Kulczycki o nagłej śmierci syna, Filipa. "Rana pozostaje, ale można z nią żyć"

19-letni Filip zmarł nagle i niespodziewanie podczas wizyty na siłowni. Gdy chłopak podnosił sztangę, nagle poczuł się gorzej, odłożył ją i gwałtownie wstał z ławki. Po chwili nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Pomimo natychmiastowej akcji reanimacyjnej, którą podjęli instruktorzy, Filip nie przeżył. Jak się później okazało, przyczyną zgonu było zapalenie mięśnia sercowego. "W dodatkowych badaniach dopiero wyszło, że w mięśniu serca Filipa były struktury, które są charakterystyczne dla przewlekłego stanu zapalnego. Najprawdopodobniej on w sezonie grypowym, przeszedł grypę, tylko nie wiedzieliśmy, że ten wirus drąży mięsień jego serca i powoli go niszczy", tłumaczył pogrążony w żałobie ojciec w DDTVN.

Reklama

Jarosław Kulczycki długo zastanawiał się, czy chce mówić publicznie o śmierci syna. Wyznał, że w gronie rodzinnym regularnie wspominają Filipa, żeby kultywować po nim pamięć. Nie wiedział jednak, czy jest gotów poruszać emocjonalny temat na forum. "Zdecydowałem się, że publicznie to opowiem z kilku powodów. Po pierwsze, by powiedzieć wszystkim tym, którzy stracą kogoś bliskiego lub stracili, że może czas nie leczy ran, ponieważ ta rana pozostaje, ale można z nią żyć. Człowiek chodzi do pracy, bierze dzieci na ręce, bawi się z nimi, śmieje się ze znajomymi i można żyć, z tą wielką czarną dziurą w sercu", tłumaczył w rozmowie z Katarzyną Olubińską-Godlewską. Wyznał także, że chciałby w ten sposób podnosić świadomość społeczną o niebezpieczeństwie, jakie stanowią tego typu choroby, jak grypa. Zwrócił uwagę na to, że nawet w dobie pandemii koronawirusa, wielu bagatelizuje infekcje wirusowe.

Reklama
Reklama
Reklama