Jan i Łukasz Nowiccy: „Mogliśmy i możemy rozmawiać na wielu płaszczyznach emocji, uczuć, miłości...”
Przypominamy archiwalny wywiad VIVY! o relacji taty i syna
- Olga Figaszewska, Krystyna Pytlakowska
Jan Nowicki odszedł 7 grudnia 2022 roku. Mimo że miał 83 lata, żył pełnią życia, wspierała go w tym trzecia żona, Anna. Artystę pożegnali w poruszających postach bliscy i przyjaciele. Jedno ze wspomnień pojawiło się na profilu Łukasza Nowickiego. „Możemy nie gadać często, możemy długo się nie widzieć. Ale świadomość że gdzieś tam jesteś jest dla mnie jak grawitacja. Pionizuje, nadaje sens tej dziwnej układance jaką jest życie”. Przepraszam że cytuje sam siebie. To fragment z ostatniej strony książki Ojca „Moje Psie Myśli”. Może to nieskromne, ale tak jest łatwiej. Wczoraj utraciłem ten pion”, pisał.
Ich więź była bardzo silna, wyjątkowa. Kilkanaście lat temu udzielili nam wywiadu, w którym opowiedzieli i tej niezwykłej relacji. Podkreślali, że mogli na siebie liczyć w każdej, nawet najgorszej sytuacji...
Archiwalny wywiad z Janem Nowickim i Łukaszem Nowickim.
Dwanaście lat temu Jan Nowicki z synem Łukaszem udzielili poruszającego wywiadu Krystynie Pytlakowskiej na łamach magazynu „VIVA!”. Przypominamy tę rozmowę. Wywiad ukazał się w 9 numerze VIVY! 2011 roku.
By się pokochać i zrozumieć, obaj musieli dorosnąć. Kiedyś nie potrafili nawet ze sobą rozmawiać. Jak to się stało, że dziś pojednali się i na nowo próbują odbudować łączącą ich więź? Jan i Łukasz Nowiccy w pierwszej wspólnej rozmowie. Poruszającej i... pouczającej.
Najtrudniej umówić się z nimi jednocześnie. Jeden w Kowalu lub w Płocku, gdzie reżyseruje własną sztukę „Rozmowy z Piotrem”. Drugi w Krakowie nagrywa teleturniej „Postaw na milion”. Potem ojciec w Krakowie, syn we Włoszech na nartach. Później syn w Krakowie, ojciec w Warszawie w Teatrze Sabat, w musicalu „Wielki Szu”. Zajęci od rana do nocy. Dwóch poetów pracoholików. W końcu siadamy przy jednym stole – to wielki sukces. Podobnie jak ta rozmowa, której obaj się bali. Bo niełatwo po latach powiedzieć sobie w oczy: „Kocham cię, tato”, „Kocham cię, synu”.
Panie Janie, gdy dowiedział się Pan, że urodzi się Panu dziecko, podobno nie był Pan zbyt szczęśliwy?
Jan: To absolutna nieprawda. Przecież ja spotykałem się z Barbarą Sobottą między innymi właśnie dlatego, że chciałem mieć dziecko. I to od pierwszej chwili, kiedy ją zobaczyłem. Wynurzyła się z basenu w popołudniowym słońcu śniada, piękna, mocna dziewczyna i ja pomyślałem, że tak właśnie sobie wyobrażam matkę mojego dziecka.
Ale podobno artyści są tak egoistyczni, że nie chcą mieć dzieci, które siłą rzeczy mogą oderwać ich od pracy, skomplikować życie.
Jan: Nawet facet najmniej rozgarnięty, największy hulaka musi w pewnym momencie poczuć, że przyszedł na świat po to, żeby po nim zjawił się następca. Chciałem więc mieć dziecko.
Łukasz: U mnie zdarzyło się odwrotnie. Moment spotkania przyszłej matki mojego syna uruchomił we mnie wszystko, co ważne. Dopiero wtedy zacząłem dużo pracować i prowadzić hulaszczy tryb życia, bo tak naprawdę zachciało mi się żyć. Ty, tato, chciałeś zwolnić, przedłużyć gatunek, żeby tego życia nie przepić, nie przegapić. A mnie się dopiero wtedy zachciało pić (śmiech). Moje życie od poznania Halinki jakby dopiero się zaczęło. A tak na marginesie, zawsze czułem ze strony ojca ogromną miłość.
Czytaj także: Ewę Błaszczyk i Andrzeja Łapickiego dzieliło 31 lat. Swój romans utrzymywali w sekrecie
Jan Nowicki i lekkoatletka Barbara Sobotta z synem Łukaszem Nowickim, Kraków 1974 r.
Ale w młodzieńczych wywiadach miałeś ojcu wiele do zarzucenia.
Łukasz: Wycofuję się z większości zarzutów, bo dzisiaj wiem więcej, niż wiedziałem wtedy, a wtedy nie wiedziałem nic. Patrzyłem na świat oczami kolegów, obserwowałem, jak wygląda ich życie, które było w jakimś sensie normalne, nie chcę powiedzieć – sztampowe.
Mama, tata, niedzielne obiady, rodzinne kolacje?
Łukasz: Nooo... nasze życie takie nie było. Ja czułem się trochę uboższy od kolegów. Ale już mając osiem, dziewięć lat, wiedziałem, że mam wyjątkowych rodziców. Ojciec – znany aktor, mama – wybitna sportsmenka.
Ale byłeś świadom nieobecności ojca, to matka była cały czas z Tobą?
Łukasz: Tak, ale ja bardzo tę nieobecność polubiłem.
Jan: He, he. Bo jak się nie ma tego, co się lubi, to się lubi, co się ma.
Łukasz: Tato, na żartuj. Pamiętam taki wieczór, kiedy wróciłeś z jakiegoś wyjazdu. I dwa, trzy dni byłeś z nami w mieszkaniu przy Asnyka. Nie było to wygodne. Miałem już wszystko zorganizowane i nagle pojawił się mężczyzna, który zaczął ode mnie wymagać. Ja dość szybko nauczyłem się żyć tylko z mamą. I tego, że ojciec tylko od czasu do czasu jest. Ale uwielbiałem przychodzić do twojego „kawalerskiego” mieszkania, gdzie byłeś tylko dla mnie, i uwielbiałem nasze weekendy i ten rosół, i to mięso z rosołu, i chrzan.
Zobacz też: Córka Jana Nowickiego i Ireny Paszyn nie chciała iść w ślady słynnego taty. Kim jest Sajana?
Jan Nowicki gotował? Bujasz?
Łukasz: Albo ojciec, albo Márta Mészáros, z którą wtedy mieszkał. Ojciec świetny rosół gotuje. Pamiętam jeszcze pomidory z mozzarellą, czosnkiem i koperkiem i nasze wychowawcze rozmowy.
Był despotyczny?
Łukasz: Jest zaprzeczeniem despoty. Mogliśmy i możemy rozmawiać na wielu płaszczyznach emocji, uczuć, miłości, tęsknoty, ale również praktycznych. Pamiętam, jak uczyłeś mnie wiązać krawat, ale golić się już mnie nie nauczyłeś. Dotąd nie wiem, czy trzeba golić się pod włos, czy z włosem.
Jan: Z włosem, z włosem. A jak drugi raz się namydlisz, to pod włos.
Kiedyś powiedział Pan, że nie był Pan dobrym ojcem...
Jan: Ale pozwoli pani, pani Krystyno, że sięgnę do moich obserwacji, które wiążą się z początkiem rozmowy. Dzisiaj w cenie jest albo głośny śmiech, albo głośny lament. Włączam o drugiej w nocy telewizor w hotelu w Zamościu i widzę pokiereszowanych ludzi, trupy płyną w brudnej wodzie i to wszystko przy akompaniamencie skrzypiec i wiolonczeli. A nasza rozmowa zaczyna się dokładnie w tym samym tonie. W eleganckim ilustrowanym piśmie, które jest wiolonczelą, pani chce umieścić jakiegoś trupa płynącego środkiem brudnej rzeki. Przecież ja też miałem dzieciństwo bez ojca, który umarł. Pamiętam, że koledzy dookoła mieli nawet po dwóch ojców, ale rzeczywistość, w której ja rosłem, była dla mnie rzeczywistością zastaną. Nie zastanawiałem się, czy jest gorsza. Musiałem żyć w warunkach, które mi stworzyły okoliczności – brak ojca i bardzo często brak matki, która jeździła po świecie, żeby zarobić dla nas, dzieci, na kawałek chleba. A ja chodziłem sobie po lasach, oswajałem młode wiewiórki, rozbrajałem z kolegami bomby w Olsztynie i do głowy mi nie przychodziło, czy jestem samotny, czy nie.
Łukasz: Mniej więcej o tym samym opowiadałem.
Jan: No tak, ale Kryśka proponuje nam lament, bo tato wyjechał w świat, a syn się chlasta, wpada w narkotyki i popada w onanizm.
Łukasz: Poza tym tak źle to nie było. Niby źle, że ojciec wyjeżdża, ale z drugiej strony jest oczekiwany, gdy pojawi się przed drzwiami z dużą torbą. Ja już sam nie wiedziałem, czy tęsknię za tatą, czy za prezentem, który jest w tej torbie.
Jan: Za cholerę mnie pani nie namówi do poczucia winy. Jestem rozsądnym starszym panem…
Czytaj także: Bogumił Kobiela po odejściu Cybulskiego bał się, że będzie kolejny. Zginął tragicznie w wieku 38 lat
Jan Nowicki z synem Łukaszem podczas sesji zdjęciowej do autorskiej wystawy fotograficznej Krzysztofa Wellmana , 1998 r.
Kokietuje Pan – nie taki rozsądny i nie taki starszy.
Jan: …który musi mieć w dupie swoje błędy, bo inaczej by oszalał. Nie będę się dziś zastanawiał nad tym, czy kiedyś zmieniałem pieluchę dziecku, czy nie. Ono teraz zdobywa świat, ma swojego syna. I chociaż 15, 20 lat temu miałem świadomość, że nie byłem idealnym ojcem, to nie ma gorszej rzeczy, niż popaść z tego powodu we frustrację. A spowiedź w ilustrowanej gazecie przed dziennikarką nie przyniesie mi rozgrzeszenia.
I tak nie mam takiej mocy. Niech rozgrzeszają ci, co są bez winy.
Jan: Nie będę wcale o to zabiegał.
Łukasz: Jako ewangelik daję ci je w tej chwili.
Jan: To ty jesteś ewangelikiem?
Łukasz: O proszę, jakie to efektowne... Te luki w pamięci niech ci zapełnią wspomnienia z ewangelickiego kościoła, w którym twój syn poślubił Halinę.
Jan: No widzi pani, ten ewangelik już mnie rozgrzesza. Od razu sobie więc załóżmy, że się kochamy, a zastanawiać się możemy tylko nad tym, jaka jest ta nasza miłość i do czego zmierza. A nie, czy ja byłem w domu, czy nie, jak był mały. I czy zmieniałem mu pieluchy. Zresztą miał wspaniałą matkę, która go przewijała. W każdym razie nie mam żadnych wyrzutów sumienia, że się z Barbarą nie ożeniłem. Nigdy się z moimi kobietami na wspólne życie nie umawiałem, ani z Basią, ani z Martą, o czym one wiedziały.
Nie chciał Pan mieć domu? Rodziny?
Jan: Jak powiedział Giedroyc o sobie, chociaż miał fajną żonę: absolutnie nie byłem stworzony do szczęścia osobistego. To nie musi być patologiczne. Ja miałem trochę rzeczy do zrobienia. I mam nadal.
Łukasz: Nie trzeba pytać o to, w jaki sposób był z tymi kobietami, tylko w jaki sposób odchodził. A ja pamiętam, że ojciec, odchodząc, zabrał dwa fotele i walizkę.
Sprawdź też: „Wierzyłam, że nasza miłość wszystko zwycięży", mówiła Ewa Kuklińska o związku z Tomaszem Stockingerem
Ale oddał Ci jeden, gdy miałeś 12 lat.
Łukasz: Osiemnaście.
Dwanaście. Na 18. urodziny dostałeś od ojca rapier i występ orkiestry cygańskiej.
Łukasz: Odrobiłaś lekcje, ale zapomniałaś o Orderze Virtuti Militari. To prawda – Cyganie weszli do mojego domu, ale i tak najważniejsza była butelka ciepłej żytniej, którą spożyliśmy o dziewiątej rano.
Ojciec Cię więc rozpijał!?
Łukasz: Wypiłem mały kielonek.
Ale to z matką rozmawiałeś o pierwszym seksie, a nie z ojcem.
Łukasz: Mama nie miała pojęcia o moim pierwszym seksie, ani ojciec.
Jan: Pamiętam jedną rozmowę o seksie. Barbara mówi: „Pogadaj z nim. Facet dorasta”. „No dobra”. Wziąłem go na bok: „Słuchaj, Łukasz…”, a on, że nie. Domyślił się, chociaż ja tylko pauzę zrobiłem.
Łukasz: Ale to była najbardziej kształcąca rozmowa o seksie, jaką pamiętam. To był moment, gdy nie wiodło mi się w szkole, groziło mi wyrzucenie, a ty postanowiłeś być takim ojcem, jakim ja teraz jestem dla mojego syna – stanowczym, wymagającym. Najkoszmarniejsze trzy miesiące w naszej wspólnej biografii. Musiałem przychodzić do domu o 18, dałeś mi listę zajęć, lekcji, do których musiałem się przygotować. Przychodziłeś i mnie przepytywałeś. Okropne.
Buntowałeś się, miałeś do ojca żal?
Łukasz: A ty dalej swoje. Nawet jeśli miałem, to nie miałem racji.
Jan: Z życiem to jak z książką – po latach odczytuje się je zupełnie inaczej. Sześć razy czytałem „Annę Kareninę”, aż doszedłem do tego, że to powieść satyryczna. To też kwestia dojrzałości. O dojrzałości też zaświadcza próba wybaczenia. A ty właśnie ją podjąłeś.
Łukasz: Pamiętam jeden raz, gdy miałem do ciebie żal, tato. Wydawało mi się, że powiedziałem coś dowcipnego, a ty w programie „Sto pytań do…” komplementowałeś przewrotnie mój dowcip: „Mój syn, co zresztą sobie bardzo cenię, mówi prawdę wszystkim tak, żeby brzmiała atrakcyjnie, a niekoniecznie prawdziwie”, z taką nutką ironii. To była najkrótsza recenzja mojego żartu. Zawstydziłem się.
Jan: No widzisz, minęły lata. Dzisiaj już bym tak nie powiedział.
Łukasz: Ja też.
Chodziło o to zdanie w książce „Jabłko od jabłoni”, gdy na pytania o rodzeństwo odpowiedziałeś, że być może masz go dużo rozsianego po świecie?
Łukasz: Tak, miałem wtedy 16 lat. Jan: Dziś nie oceniłbym twojej wypowiedzi tak ostro. Dlatego, że jeśli mówimy o podobieństwach między nami, to ja dostrzegam dwa główne. Pierwsze, że lubimy zgrabne frazy i dobre określenia. Żeby nie zanudzić słuchacza. Druga rzecz, którą obserwuję u niego, to, nie daj Bóg, być konsekwentnym. W sprawach sztuki Łukasz i ja jesteśmy zakłopotani, gdy musimy kłamać, jak się nam nie podoba. Żyjemy w epoce, gdy skończył się talent, a zaczął spryt i licha popularność. Tutaj jestem bezwzględny i Łukasz ma podobną cechę.
Zadam pytanie banalne, ale ważne: jak Pan uczył się kochać Łukasza?
Jan: Moją edukacją, jeśli chodzi o miłość do niego, on zajął się sam. Pamiętam, jak wzięliśmy go z Basią ze szpitala do tego małego mieszkanka. Nie wolno tu było palić, ale i tak paliłem. Baśka mi wybaczała, bo lubiła ze mną rozmawiać. Jak przychodzili ludzie i próbowali zrobić Basi przyjemność, mówiąc o dziecku, mawiała: „Przestańcie mi pieprzyć, bo was wyrzucę z domu. Ja tęsknię za rozmowami, za życiem, chcę wyjść na stadion na zawody, a nie siedzieć tu cały czas i przewijać maleństwo”. Oczywiście, że dziecko się kocha, ale cały czas o nim gadać to nudne, także dla dziecka. Kiedyś zauważyłem w skrzynce na listy druk zaadresowany do Nowickiego. Myślę: może to mandat. Wyciągam, a tu widnieje adresat: Łukasz Nowicki, ma się zgłosić do szczepienia. O kurczę, myślę sobie, Łukasz Nowicki – człowiek, istnienie. A jak istnieje i jeszcze nazywa się Nowicki, to jest też moje istnienie. To jakby pierwszy sygnał: Uważaj, masz mnie kochać, uważaj, bo jestem. A potem pojawiają się nawyki, które dziecko bierze od rodziców, i wtedy wiemy już na pewno, że to nasz syn. I to wzrusza w sposób nieprawdopodobny. Ale także przeraża.
A co Pana tak wzruszyło?
Jan: Pamiętam, jak na czworakach, bo jeszcze nie chodził, przywlókł się do naszej małej kuchenki, pocałował szafkę, spojrzał ma mnie i zaczął się śmiać. A ja przecież, jak byłem małym chłopcem, to w moim Kowalu całowałem różne przedmioty, zarabiając w ten sposób na lody. Ludzie mówili: „Jasiu, ale buta to nie pocałujesz”, a ja, że za pięć złotych to pocałuję. To były moje dochody i myślę, że początki aktorstwa. Bo aktorstwo, proszę pani, to całowanie za grosze.
Łukasz: To piękna historia o tym całowaniu. Piotrek chciał kiedyś pocałować kontakt, on zresztą w ogóle jest takim przytulakiem, całuje mamę, mnie, bardzo się tulimy do siebie. A ja uzmysłowiłem sobie teraz, że tu, w Warszawie, mamy identyczne mieszkanie jak twoje stare w Krakowie, tato. Pełne wiszących zegarów, z ogromnym kredensem, krucyfiksami. Przysięgam, że ani przez moment nie pomyślałem, by kopiować ojca. To jest właśnie to, o czym mówiłeś, że dzieci przejmują cechy i gusty od rodziców.
Jan: Człowiek, który wyjdzie z domu i nie cierpi z tego powodu, jest łachudrą, a ja nigdy nie byłem łachudrą. Za to teraz mogę temu prawie 40-letniemu mężczyźnie spojrzeć w oczy i powiedzieć: Twój tata nie przesrał życia. Dużo zrobiłem, żebyś był ze mnie dumny. Siedzimy teraz ze sobą i jest nam coraz lepiej, bo zaczynamy się rozumieć. I za chwilę zrozumiesz mnie naprawdę doskonale. A najlepiej pewnie wtedy… gdy mnie już nie będzie.
Łukasz: Przy tej okazji chcę ci bardzo podziękować, że pozostałeś przy swoich marzeniach, że nie przyszło ci do głowy, żeby jednak wrócić. Myślę o sobie, że gdybym ja był nieszczęśliwy, niespełniony, stałbym się okropnym ojcem. Wściekłym na cały świat. Bardzo dobrze więc, że ty miałeś i teatr, i film, a ja mam swoje podróże po świecie. Tylko moja przewaga nad tobą być może polega na tym, że mam do czego wracać i uwielbiam tę tęsknotę za Haliną i Piotrkiem.
Jan: Każdy z nas zmierza do tego samego – do zrealizowania samego siebie. Cieszy mnie, że jesteś tak pracowity. I że sam pracujesz na nasze nazwisko. Bo, jak by na to nie patrzeć, jesteśmy sumą.
Czytaj też: Poznali się, gdy ona była nastolatką. Po latach spotkali się ponownie, jednak on był już żonaty
Musiał zostać aktorem tak jak Pan?
Łukasz: Musiałem zostać artystą.
Jan: Kiedyś powiedział mi Janek Frycz, który ma dużo dzieci: „Jasiu, przecież syn tak naprawdę rodzi się po to, żeby zabić ojca”. Oczywiście nie miał na myśli siekiery, ale tak to jest, gdy ojcowie czy synowie penetrują podobne rejony. Mogło być tak: tato ci rolę pomógł dostać itd. Ale Łukasz tyle osiągnął w swoim zawodzie, odniósł ogromny sukces, zwłaszcza jego głos, i to zawdzięcza sobie.
Łukasz: Nigdy nie miałem ochoty zmienić nazwiska, które jest dla mnie powodem do dumy. Wiesz co? Ja po prostu lubię swoją miłość do ciebie. Nie kochając ciebie, poniósłbym niepowetowaną stratę.
Jan: A co ja ci powiedziałem kiedyś? Dokładnie to samo.
Łukasz: Miałem wtedy 17 czy 18 lat i kompletnie tego nie zrozumiałem. Uważałem, że to jakaś forma twojej obrony albo wyjaśniania mi rzeczywistości.
Jan: Wiedziałem, co mówię, bo zauważyłem to u siebie w stosunku do swojego ojczyma. Czy ty w ogóle dziadka pamiętasz?
Łukasz: No pewnie, jak mnie oszukiwał w kartach i jak trzymał mnie na rękach.
Jan: Jeśli mówicie o mnie, że byłem złym ojcem, to dobrze byłoby, gdybyście zobaczyli mojego ojczyma. Wychodził po papierosy i znikał na dwa lata. A do mnie mówił: „panie Nowicki”. Jak ja go kochałem, jak się starałem, kupowałem mu modne ciuchy, które tak lubił, chociaż byłem wtedy biedny.
Łukasz: Mam świadomość, jak wiele ojciec mnie nauczył. Począwszy od kupowania kwiatów dla kobiety, używania dobrej wody kolońskiej, a skończywszy na dystansie do wyświechtanych sformułowań. Jedyne, czego oczekiwałbym więcej od ciebie, to zbudowanie bliższych relacji z moim synem, bo jesteś mu w stanie dać rzeczy, których ja mu dać nie potrafię.
Jan: Chciałbym być z moim wnukiem o wiele częściej, ale on cierpi na alergię i jakby mi się zaczął dusić w środku nocy, to chybabym sobie żyły podciął.
Łukasz: No i wódeczki też się jeszcze z nim nie napijesz. Rok temu byliśmy z tatą w Krzewencie. O piątej rano błagałem ojca, żebyśmy już skończyli, a tata dalej był gotowy do picia, rozmowy. To wojenne pokolenie jest niezniszczalne.
Kiedy ta jego niezwykłość dotarła do Ciebie?
Łukasz: Bardzo szybko. Obserwowałem go z balkonu, jak idzie od nas w kierunku Plant, w kapeluszu, z szalem, w długim płaszczu.
Jan: Wiecie, co powiedział? Że z balkonu lubił na mnie popatrzeć, jak dochodziłem do miejskiego szaletu. Zastanawiałem się, co on gada, przecież sracza miejskiego z balkonu nie mógł widzieć. Odpowiedział, że kogo prawda obchodzi, ważne, że z szaletem brzmi lepiej. Przy okazji tej rozmowy chciałbym cię, synku, publicznie spytać, dlaczego ty nie wiesz, gdzie mieszka twój ojciec?
Łukasz: Przecież on sam nie wie, gdzie mieszka.
Jan: Piękna odpowiedź, w poezję poleciał.
Ależ Łukasz nie zna dokładnego adresu nawet tutaj, na Żoliborzu, gdzie mieszka Pan z żoną Małgosią Potocką.
Łukasz: Trafiłem, choć nie znam numeru.
Jan: Powinieneś poznać moje krakowskie mieszkanie. Ostatnio, jak tam byłem, wszedłem na krzesło i zajrzałem do pudeł leżących na szafie. Są tam jakieś papiery, listy.
Łukasz: I ja miałbym je przeczytać? A może się okazać, że w tych listach jest historia jakiegoś twojego romansu czy romansu mamy. To tak, jakbym was podglądał. Wiem, że jak się urodziłem, a potem cię nie było, przez kilka lat pisałeś listy do mnie jak do dorosłego człowieka. Tylko że ja ich wtedy nie dostałem. Dopiero jak byłem już dorosły i mogłem zrozumieć, o co w tych listach chodzi. Do dziś pamiętam wzruszenie i smak żołądkowej gorzkiej, kiedy je czytałem. Kiedyś przeczyta je Piotrek, mój syn, a twój wnuk, i dowie się, co czuli jego dziadek i ojciec wtedy, kiedy nas już nie będzie.
Jan: No i macie puentę na zakończenie tej rozmowy.
Łukasz: Jako prezenter mam skłonność do szukania puenty, a ta jest bardzo dobra. Dzięki, tato.
Jan: Myślisz, że jest za co, synu?
Sprawdź też: Była żoną Stanisława Tyma, później się rozstali. Co wiemy o Annie Tym?