Jasiek Mela z żoną doczekali się córki i syna. Ale podróżnik jest ojcem jeszcze jednego dziecka
„Najstarszy syn urodził się, jeszcze zanim poznałem Magdę"
- Rafał Kowalski, Krystyna Pytlakowska
Choć historię wypadku i podróży na biegun północny Jaśka Meli zna niemal każdy z nas, znacznie mniej podróżnik mówił do tej pory o swoim życiu osobistym. W styczniu 2022 roku ulubieniec czytelników zrobił wyjątek i porozmawiał o prywatności z Krystyną Pytlakowską. 33-letni działacz społeczny jest dziś tatą trójki dzieci — dwóch owoców małżeństwa z żoną Magdą i synka z poprzedniego związku. Tak mówił nam w archiwalnym wywiadzie o ojcostwie. Jak go zmieniło?
Jan Mela o oświadczynach, trójce dzieci i obecnej pracy – wywiad VIVY! 1/2022
Tekst pochodzi ze styczniowego wydania VIVY! — 1/2022.
Cała Polska usłyszała o nim, kiedy w 2004 roku wyruszył z Markiem Kamińskim na biegun północny, a wkrótce potem na biegun południowy. Uznano go za bohatera, bo po porażeniu prądem stracił rękę i nogę. Dzisiaj Jasiek żyje jak wielu z nas. Ma rodzinę, jest motywatorem, działa charytatywnie. „Dla mnie nie ma znaczenia, że był na biegunie, tylko to, jaki jest na co dzień”, mówi Magda, żona Jaśka Meli. Obydwoje w niezwykle inspirującej rozmowie z Krystyną Pytlakowską. W sesji towarzyszą im dzieci – Jadzia i Kazio.
Myślałeś, że mając 33 lata, będziesz ojcem dwojga dzieci?
Jasiek: Marzyłem, żeby być ojcem i założyć rodzinę, ale czasami tak się dzieje, że gdy czegoś pragniemy, od siebie to odpychamy, bo boimy się odpowiedzialności. A ja zawsze się bałem brania na siebie odpowiedzialności za życie innych – przecież nie ma większego obowiązku niż rodzina.
Zwłaszcza w Twojej sytuacji. Najpierw musiałeś chyba pogodzić się sam ze sobą?
Jasiek: To prawda, bo moje życie to taka historia science fiction, której sam bym sobie nie wymyślił. Trudno więc byłoby je zaplanować. Zwłaszcza że gdy byłem jeszcze bardzo młody, spotykałem fajnych, ale szalonych ludzi, którzy inspirowali mnie i wciągali w podróżniczą aktywność. To nie było życie normalnego nastolatka, tylko życie sportowca. I to wiele mi dało, pomogło w zmierzeniu się z moją niepełnosprawnością, w walce o poczucie własnej wartości. Jednak długo żyłem na walizkach. Kiedyś zależało mi głównie na tym, by być obywatelem świata, a nie tylko jednego miejsca.
Zobacz także
Rozumiem. Musiałeś zrzucić więzy niepełnosprawności chłopaka bez ręki i nogi, żeby móc przywyknąć do swojej odmiennej normalności.
Jasiek: Tak, ale potem przekonałem się, że jeżeli mieszka się wszędzie, to nie mieszka się nigdzie. Gdy ma się milion znajomych, nie ma żadnego. Z biegiem czasu więc zmieniałem swoje myślenie, priorytety. To się chyba nazywa dorastanie. Założyłem rodzinę, ożeniłem się z Magdą i staliśmy się rodzicami. Choć kolejność była trochę inna, bo ślub wzięliśmy dopiero rok temu, a nasza córeczka ma już 20 miesięcy. Łatwiej w terminie zdobywać bieguny, niż żyć na co dzień według planu.
A synek?
Jasiek: Kazik to już prawie trzymiesięczny kawaler.
Nigdzie nie pochwaliłeś się, że urodziło Ci się drugie dziecko.
Magda: Bo nikt nas o to nie pytał.
Jasiek: Ale gdy jestem na różnych spotkaniach, mówię o tym, że mamy dwoje dzieci.
Magda: Prowadzimy normalne życie i nie mamy tajemnic przed światem. Nasi znajomi dobrze wiedzą, jaka jest nasza codzienność i że teraz mamy już nie tylko Jadzię, ale też i Kazia.
Jasiek: Tyle że nasz świat to nasi bliscy, a nie relacje na mediach społecznościowych. Nie opisujemy go na Instagramie, nie relacjonujemy naszego życia rodzinnego.
Nawet mało kto wie, że wziąłeś z Magdą ślub. I jak się poznaliście…
Jasiek: Bo życie na medialnym świeczniku mam już raczej za sobą. Ten wywiad jest dla nas okazją do pokazania, że życie rodzinne jest równie ciekawe, co wyprawa na koniec świata. A co do nas – nie ma co tu opowiadać – spotkaliśmy się mało romantycznie, bo poznaliśmy się w fundacji, którą prowadziłem przez 12 lat.
Magda: A ja szukałam pracy, więc ładnie ubrana przyszłam z moim CV w ręku na rozmowę o zatrudnieniu. Kiedyś jednak nasi przyjaciele nam przypomnieli, że już kilka lat wcześniej mieliśmy okazję się spotkać w duszpasterstwie, gdzie Jasiek miał świadectwo, ale żadne z nas tego faktu nie pamiętało.
Jasiek: Po spotkaniu duszpasterskim wyszliśmy z ojcem zakonnikiem do restauracji i oboje siedzieliśmy przy tym samym stoliku. Widać to nie był ten moment. Ale nasza prawdziwa znajomość i miłość zaczęła się dopiero w pracy. Czasem żartuję, że zatrudniłem Magdę, a teraz ona zatrudnia mnie. Zresztą kiedy między nami się zaczęło rodzić coś poważniejszego, dałem jej wypowiedzenie, żebyśmy mogli nasze prywatne relacje budować na czysto.
Nie bałaś się niepełnosprawności Jaśka?
Magda: Nie. Przyjęłam go z dobrodziejstwem inwentarza. Ktoś nie ma ręki i nogi, komuś brakuje marzeń i wiary w siebie. Każdy z nas ma swoje ograniczenia. Szczerze mówiąc, zdarza mi się zapominać o tym, że Jasiek jest niepełnosprawny. Pamiętam, jak kiedyś zaproponowałam, żebyśmy zagrali w karty, zapominając o tym, że raczej trudno to zrobić jedną ręką. Czasem zastanawiam się, czy da sobie z czymś radę, ale życie pokazało mi, że nie ma się czego bać i że brak czegoś nie oznacza, że coś staje się niemożliwe. O, chociażby teraz Jasiek bierze na ręce naszego synka i utula go, a brak ręki zupełnie mu w tym nie przeszkadza.
Jasiek, marzyłeś o rodzinie, ale odsuwałeś myśli o stałym związku?
Jasiek: Żyję w pokręconym świecie – od 15. roku życia dalekie wyprawy, maraton, triathlon, zdobywanie biegunów, a założenie rodziny to pozornie zwykła rzecz. Ci mają rodzinę, tamci mają. Czasem mówię, że dla mnie tamte wyzwania były przygotowaniem do prawdziwej wyprawy, którą mam teraz. Oczywiście, że się bałem, ale nie warto o tym za długo myśleć, nie warto za bardzo kontrolować tego, co się nam przydarza, a wtedy wszystko się dobrze układa.
Czyli pójść na żywioł?
Jasiek: Tak. Często ludzie pytają nas o najbliższe plany, a my nie jesteśmy w stanie dać na to wyczerpującej odpowiedzi. Gdy ma się w domu dwa takie maluszki, to wiadomo, że wszystko kręci się wokół nich. I to daje nam prawdziwą radość, a nie te różne osiągnięcia. Nie przesiaduję przed kominkiem, wspominając: „Ech, kiedyś to byłem zdobywcą!”. W którymś momencie dotarło do mnie, że mam w życiu do zrobienia coś ważniejszego. To nie zdobycie kolejnego górskiego pasma, tylko nieustanne wspinanie się na szczyt, jakim jest odpowiedzialność za rodzinę. Teraz mam do tej wspinaczki dużo większą motywację.
Gdy poznałeś Magdę, pomyślałeś, że to będzie kobieta Twojego życia?
Jasiek: To nie tak. Kiedy człowiek już trochę pożyje i czasami się sparzy, to stara się potem z góry nie nastrajać zbyt optymistycznie. Wychodziłem więc z założenia, że lepiej myśleć, że będzie gorzej, niż że wszystko się uda.
Trochę tych dziewczyn miałeś.
Magda: (śmiech).
Jasiek: To prawda, bo nie dążyłem do stabilizacji. Nawet nie potrafię dokładnie określić, kiedy między Magdą i mną zaczęło się tak naprawdę.
Magda: Ale pierwszy pocałunek dobrze pamiętamy.
Jasiek: Wiedziałem, że Magda ma w sobie to, czego mi brakuje. Jej spokój, jej sposób patrzenia na ludzi i dostrzegania w każdym czegoś dobrego. Ma zdolność przewidywania, głębszego widzenia rzeczy i ludzi. Ja nie, jestem zbyt niecierpliwy i nerwowy. Jestem sangwinikiem – szybko się zapalam i szybko przygasam. Bez kogoś, kto by ogarniał ten mój świat, dawno bym po prostu topił się w milionie różnych spraw, przedmiotów, niedokończonych planów. Jestem wizjonerem, ale beznadziejnym realizatorem.
A Magda realistką?
Jasiek: Tak i dzięki temu popycha mnie do przodu, widzi w moich wizjach to, co nierealne, i to, co może się udać. Ale całkiem spokojna nie jest – zakochałem się także w jej szaleństwie. I też ma swój kawałek świata. Kiedy się poznaliśmy, właśnie wróciła z podróży.
Magda: Przez cztery lata przebywałam w Ameryce Południowej na misjach chrześcijańskich, gdzie pracowałam z dziećmi w slumsach. Dzieci zawsze były mi bliskie. Za to Jasiek od początku był nastawiony na tworzenie rodziny i stabilnego życia. O wiele bardziej niż ja. Później to się wyrównało. I kiedy nasze wyobrażenia o życiu spotkały się, byliśmy już gotowi, i on, i ja, na poważny związek. Pomyślałam, że nastąpił właśnie ten moment, czas na założenie rodziny. No a teraz mamy dwójkę maluszków i nasz wspólny świat.
To, co mówicie, jest bardzo ciekawe, bo Jasiek przeżył tyle trudnych momentów, które mogły mieć wpływ na jego przyszłość. A jednak pokonałeś stres, traumę, żal, rozpacz i gorycz i stałeś się na tyle silny, by się temu nie poddawać. Natomiast Magda wydaje się osobą, która po prostu zawsze była raczej szczęśliwa.
Magda: Dostałam od życia bardzo dużo, choć nie było ono usłane różami. Ale jestem wdzięczna za wszystkie doświadczenia.
Jasiek: Przechodziliśmy oczywiście przez różne kryzysy, ale teraz, kiedy mamy siebie, czujemy się bardzo silni. Nasza rodzina zaczyna się od dużego „R”. Kiedyś utkwiło mi w głowie takie zdanie, że przez tragedie każdy człowiek przechodzi samotnie. Nawet mając przy sobie kogoś bliskiego, wędruje wąską ścieżką nad przepaścią. I że każdy musi sam zmierzyć się ze swoimi demonami. Ale te trudne doświadczenia, jeżeli przy nas jest dobry człowiek, dobry partner czy partnerka, wzmacniają nas i kształtują. Przez różne trudne doświadczenia w moim domu chyba nauczyłem się rozmawiać na trudne tematy.
Kiedyś Twój ojciec się wyprowadził na kilka miesięcy, abyś mógł dojść do ładu sam ze sobą. Zarzucałeś mu, że zbyt wiele od Ciebie wymaga.
Jasiek: Był taki moment, ale to już za nami. Każdy z nas ma swoje trudne momenty, każdy żył z jakimś deficytem dobra. Ale dzięki miłości, którą mamy w sobie, idziemy dalej w świat z naszym bagażem doświadczeń i emocji. Kiedyś było we mnie mnóstwo niezrozumienia, buntu i wręcz nienawiści do taty. Jak to się mówi – każdy rodzi się dzieckiem, nikt nie rodzi się ojcem czy matką. Dziś dużo lepiej to rozumiem, gdy nieraz brakuje mi cierpliwości. Jednak wspólna praca nad sobą, ale i wiara w Boga pozwoliły nam od tamtych trudnych chwil wielokrotnie powiedzieć sobie: przepraszam, że cię raniłem, a ta zmiana to dla mnie jeden z osobistych dowodów na istnienie Boga. Dziś jestem wdzięczny za to, że moja relacja z tatą rodziła się w bólach, bo teraz jesteśmy przyjaciółmi. Gdyby przez całe życie mnie głaskano i pozwalano dokonywać samemu wyborów, zapewne nie miałbym tej determinacji w walce o siebie, jaką mam teraz.
Ale wróćmy do Magdy, która – jak sądzę – jest najważniejsza w Twoim życiu. Jak poprosiłeś ją, by została Twoją żoną?
Magda: Jesteśmy romantyczni, więc Jasiek oświadczył mi się tam, gdzie pierwszy raz się pocałowaliśmy. W Lusowie pod Poznaniem. Nad jeziorem, na pomoście, Jasiek postanowił poprosić mnie o rękę.
Jasiek: Cały mój plan niemal runął, bo okazało się, że pomost jest prywatny i dostaliśmy ochrzan. Postanowiłem więc, że podejdę do właściciela pomostu i wyjaśnię mu, o co chodzi. I wtedy nas wpuścił.
Magda: A dalej już było tak, jak być powinno. Z klękaniem na kolana i ze wszystkim, co towarzyszy oświadczynom.
Jasiek: Chociaż tak naprawdę bardzo się bałem. I chociaż pragnąłem, by Magda została moją żoną, to jakby z przekory wmawiałem sobie różne rzeczy, żeby te oświadczyny odwlec. Gdy moją wymówką przed samym sobą była zepsuta skrzynia biegów w samochodzie, zrozumiałem, że trzeba się po prostu odważyć. Prawda jest też taka, że jestem ojcem nie dwójki, a trójki dzieci. Najstarszy syn urodził się, jeszcze zanim poznałem Magdę. O tym też nie znajdzie pani informacji w internecie. Mam więc syna, który mieszka ze swoją mamą.
Magda: A ja to zaakceptowałam.
W przyszłości Twoje dzieci będą pewnie wszystkie się przyjaźnić.
Jasiek: Mamy taką nadzieję.
Macie też wspólne plany na przyszłość?
Jasiek: Ekstremalne podróże zagrażające życiu to dla mnie przeszłość. Mamy więc plany, że jak dzieciaki trochę podrosną, pokażę im i Magdzie, jak wygląda zorza polarna. A może którzyś dziadkowie zostaną na tydzień z małymi. Kiedyś obiecałem mojej Magdzie taki wyjazd i zamierzam tej obietnicy dotrzymać. Gdy Magda była już w czwartym miesiącu ciąży, pojechaliśmy na miesiąc do argentyńskiej Patagonii, spaliśmy w namiocie, łapaliśmy stopa, zaliczyliśmy więc prawie we troje większy wyjazd. Ale to było tuż przed pandemią. Nasze życie się zmieniło. Był to zresztą czas wielu zmian, po 12 latach zakończyliśmy działanie naszej fundacji. Nie podchodzę do tego jednak jak do porażki. Przez ten czas pomogliśmy wielu osobom i jako jedyni wspieraliśmy ludzi po amputacjach.
Czym więc zajmujesz się teraz? Mówisz, że często wyjeżdżasz.
Jasiek: Prowadzę swoją działalność, a w ramach niej szkolenia i spotkania motywacyjne, współpracuję z biznesem i organizacjami pozarządowymi. Mogę być z rodziną, a jednocześnie robić to, co lubię, i przekuwać swoje doświadczenia w coś, co może służyć innym. Zarówno doświadczenia przełamywania trudności, jak i wyzwania górsko-sportowe. Nie jestem coachem, staram się być daleki od moralizatorstwa, tylko dzielić się doświadczeniami.
I zastanawiasz się, kim byś był, gdybyś, mając 13 lat, nie wszedł do stacji transformatorowej i nie dotknął przewodu z prądem?
Jasiek: Kiedyś marnowałem tylko czas, zastanawiając się, co by było gdyby. Tworzyłem alternatywne scenariusze życia. Gdybym nie uległ temu wypadkowi, może nauczyłbym się grać na skrzypcach, zostałbym wirtuozem, ale jedną ręką tego się robić nie da. Albo nie grałbym na skrzypcach, miałbym dziś 33 lata i obie ręce, ale może tydzień później wpadłbym pod samochód albo żyłbym, bojąc się sięgnąć po swoje marzenia. Ten wypadek i jego konsekwencje, a potem spotkanie z Markiem Kamińskim i nasze wyprawy na bieguny były czymś, co mnie wyrwało z poczucia bezsilności. Dzięki przykładom wspaniałych ludzi, których spotkałem, wiem dziś, że choć na część rzeczy nie mamy wpływu, to nasze podejście do życia zależy tylko od nas. Rodzice mnie nauczyli, że co by się w życiu nie działo, nie ma takiego dołka, z którego nie dałoby się wyjść. I że wszystko dzieje się po coś. Myślę więc, że gdyby zabrakło tych bardzo trudnych doświadczeń, moje życie wyglądałoby gorzej. Staram się więc być wdzięczny za wszystko, co mnie spotkało. Jestem tym, kim jestem, dzięki innym.
Bo trzeba siebie lubić, akceptować takim, jakim jesteś?
Jasiek: Ale do tego potrzebny jest drugi człowiek. Mój znajomy, z którym byłem na wyprawie na Kilimandżaro i który jeździ na wózku inwalidzkim, powtarzał, że każdy człowiek jest w jakiś sposób niepełnosprawny, tylko tego nie widać. Często jest to nasz brak wiary w siebie i ograniczenia, które sami sobie stwarzamy, a które są większą kulą u nogi niż proteza. Wszystko znajduje się w naszej głowie. A najgorsza niepełnosprawność to złe nastawienie do siebie i do świata.
Magda utwierdza Cię w Twojej wartości?
Jasiek: Bardzo ważna jest dla mnie jej ocena – kiedy robię coś głupiego, zawsze mi to powie. Nie musi mi bez przerwy przyklaskiwać. Nie mówię, że świetnie przyjmuję krytykę, ale czasem starcza mi pokory, by przyznać mojej żonie rację. Jest dla mnie światłem i inspiracją. A ja mam sporo dobrych pomysłów. Uzupełniamy się.
Magda: Gdy patrzę na Jaśka, nie widzę go przez pryzmat jednej cechy, tylko poprzez ciepło, jakie od niego bije.
Magda Mela, Jan Mela, Viva! 1/2022
I niezwykłość?
Magda: Tak. Chociaż nie patrzyłam na niego poprzez jego inność, tylko bardziej na zwykłość i naszą codzienną relację. Dopiero z czasem zaczęło do mnie dochodzić, na ile życie Jaśka różni się od życia zwykłych ludzi.
I pomyślałaś, że dobrze być żoną takiego człowieka?
Magda: Dobrze być żoną człowieka, którego się kocha i który kocha mnie, z którym się nie nudzę, z którym rozmawiamy o wspólnych wartościach, z którym mogę tworzyć rodzinę i czuję się bezpiecznie. Dla mnie nie ma znaczenia, że był na biegunie, tylko to, jaki jest na co dzień.
A jaki jest?
Magda: Ma bogatą osobowość, niezwykłą kreatywność, przy czym jest dość porywczy. Ale na co dzień daje mi absolutne poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że jestem w miejscu, w którym chcę się znajdować. Ja nie mam od życia jasno sprecyzowanych oczekiwań, natomiast z dużą otwartością przyjmuję to, co ono przyniesie. A życie z Jaśkiem przynosi nam tyle ciekawych zdarzeń i spotkań z ludźmi, chociaż oboje jesteśmy raczej introwertyczni i cenimy sobie nasz azyl, ale też i przestrzeń, której każde z nas potrzebuje indywidualnie. Jesteśmy i trochę spontaniczni, i trochę samotnicy. Każde z nas lubi mieć własny, prywatny obszar.
I każde z Was ten obszar lubi sobie poszerzać, powiększać.
Magda: Na przykład?
Na przykład fakt, że Jasiek zajął się stolarstwem.
Jasiek: To Magda mnie zainspirowała, bo wie, jak cenię sobie to, że mogę coś zrobić fizycznie. A zawsze lubiłem dłubać i majsterkować. Do szkoły zawodowej i kursu stolarskiego przekonała mnie właśnie Magda. Zresztą to ona chciała być „stolarką”, ale zaszła w ciążę. Ja ją z tego kursu „wygryzłem” i sam się zapisałem. Zawsze brakowało mi cierpliwości – trzy razy zaczynałem różne kierunki studiów, ale ciągle pojawiało się coś nowego, jakieś zmiany. Tytułu magistra się nigdy nie dorobiłem, ale kurs zawodowy skończyłem, po egzaminie państwowym mam dyplom stolarza.
Magda: Z wykształcenia jestem historykiem, ale nigdy nie pracowałam w tym zawodzie. Próbowałam swoich sił w różnych dziedzinach. Byłam nawet przez jakiś czas piekarzem. Ale pociąg do stolarstwa mamy wspólny.
Będziecie robić meble?
Magda: Naszą wspólną pasją jest wyszukiwanie staroci na pchlich targach, odnawianie ich czy przerabianie. Na razie na własny użytek, a co będzie dalej – czas pokaże.
Jasiek: Zresztą unikamy szczegółowego planowania życia.
Magda: Jedno tylko wiedzieliśmy na pewno. Że jesteśmy gotowi, żeby mieć dzieci. Jasiek jest bardzo czułym ojcem, potrafi Jadzię rozśmieszyć, umie zadbać o to, żeby przestała płakać. Nosi na barana, podrzuca, turla, łaskocze, czyta książeczki.
Jasiek: A ty zajmujesz się stroną organizacyjną. I, że tak powiem, „poważniejszymi” kłopotami.
Magda: Wprowadzam inną dynamikę.
Myślę, że jesteście taką parą do końca życia.
Magda: Nie powiem, że czas pokaże, bo to nie czas czy przypadek scala bądź psuje, tylko wspólna praca nad sobą lub jej brak. Chcemy być parą na dobre i złe.
Jasiek: A po drodze uda nam się zrealizować kilka szalonych pomysłów. Niedawno ktoś mnie zapytał, czy mam jakiś plan na to, żeby oswoić dzieci z moją niepełnosprawnością. Otóż tu nie mam żadnego planu, bo życie samo nas pokieruje. Dla Jadzi to normalne, że mama ma dwie ręce, a tata jedną. Ale kiedy pójdzie do szkoły, inne dzieci uświadomią jej, że tata jest jednoręczny. Dawniej obawiałem się być oceniany, dzisiaj traktuję to jako jedną z moich przygód. Nikt z nas nie ma żadnego racjonalnego powodu, by wstydzić się siebie. I do takiego myślenia przyzwyczaję też moje dzieci.
Rozmawiała KRYSTYNA PYTLAKOWSKA
Magda Mela, Jan Mela, Viva! 1/2022