Reklama

Jan i Lenka Klimentowie wezmą udział w trzecim odcinku The Story Od My Life. Historia naszego życia, którym przeniosą się w czasie o 25 i 50 lat i opowiedzą o swojej miłości. Co ich połączyło? Jak zaczęła się ich relacja? Do czego przyznał się Jan Kliment?

Reklama

Jan i Lenka Klimentowie. Historia miłości.

On - mistrz klasy europejskiej. Pokochały go Polki. A Polacy mu zazdroszczą, bo ma w swych roztańczonych ramionach piękne kobiety. Ale dla niego liczy się tylko żona. Połączyła ich miłość… również ta do tańca. To pod okiem Jana Klimenta zdobywała taneczne doświadczenie. Jest od niej starszy o 15 lat. Chociaż ich relacja była dość burzliwa, zakochani pokonali przeciwności losu i wciąż są razem. Jan oświadczył się Lence trzy lata temu w Portoryko. Pobrali się dwa lata temu w Ostrawie.

Jan i Lenka Klimentowie w The Story Od My Life. Historia naszego życia

Odcinek z Janem i Lenką Klimentami zostanie wyemitowany w najbliższy piątek na antenie telewizji Polsat 22:05. Będą łzy wzruszenia i odważne wyznania. Prowadząca, Katarzyna Montgomery porozmawia z nimi nie tylko o relacji, miłości, uczuciach, ale także o fizycznej stronie przemijania.

„Zraniłem Lenkę, ja to wiem, i ona mi wybaczyła…”, mówi Jan Kliment w zwiastunie programu. O co chodziło? Tego dowiemy się już jutro.

Jan i Lenka Klimentowie o miłości, życiu w Polsce i pasji do tańca w VIVIE!

W 2010 roku Jan i Lenka Klimentowie wzięli udział w wyjątkowej sesji VIVY!, a Lilianie Śnieg-Czaplewskiej opowiedzieli o swojej miłości, życiu w Polsce i udziale w Tańcu z Gwiazdami.

Jan, od kiedy usiłujesz… mówić po polsku?

Jan: Miałem chyba 24 lata, gdy po raz pierwszy przyjechałem do Polski na międzynarodowy turniej tańca. Ale teraz jestem tu już prawie rok. Jak otwieram usta, wszyscy się do mnie uśmiechają. Wiem, że mam miękką wymowę, co podobno budzi pozytywną energię. I tak Polska mnie przygarnęła.

Dla Czechów język polski jest zabawny, jak dla Polaków czeski?

Jan: Myślę, że nie, ale wiele słów ma inne znaczenie. Na przykład zwykłe polskie słowo „szukać” znaczy po czesku… coś bardzo brzydkiego. A czerstwy, czyli stary chleb to u nas świeży chleb. Na piekarni jest napis „Czerstwe pieczywo”.

Lenka: Ja na razie po polsku mówię średnio, ale więcej rozumiem. Oglądam dużo polskich bajek w telewizji. Śmiejemy się z Janem z co drugiego zdania, właśnie dlatego, że różne słowa co innego znaczą.

Taniec to bliskość. W tańcu partnerzy się dotykają, głaszczą, przytulają. Lenka, to Ciebie nie denerwuje?

Lenka: Denerwuje!!! Ale wiem, że Jan mógłby mieć każdą dziewczynę, a wybrał mnie! Ja jestem ta jedyna. Muszę mu ufać.

Jan, plotkują, że Kasia Grochola się w Tobie zakochała, a Edyta Górniak tak Cię wygłaskała po twarzy, że to chyba też musi być miłość. Nie denerwują Cię te aluzje, plotki, insynuacje?

Jan: To, że Katka mnie kocha, to nie „je plotka, to je prawda” (śmiech). To miłość w jakimś sensie, zauroczenie wzajemne. Ale to cudowne. Taniec opowiada o uczuciach między ludźmi. Nie jest złe, że się dotyka kobiety, bo dotyk może być zmysłowy, seksualny, ale też może być przyjacielski, neutralny.

Bywa nieprzyjemny, niechętny?

Jan: Gdy kobieta jest zamknięta. Gdy brakuje chemii. Wtedy nic prawdziwego nie da się przekazać.

Powiedzcie, ale szczerze, te wszystkie pocałunki, przytulania, głaskania to tylko miłe, niewinne gesty czy może się przez nie rozpaść związek?

Jan: Nie. Myślę, że nie może.

A Ty, Lenka, co o tym sądzisz?

Lenka: Zaufanie jest ważne, jak jest – nic związkowi nie grozi. Jestem tancerką, wiem, o co w tańcu chodzi. Poza tym to tylko taniec.

Te spojrzenia pełne zachwytu są chyba najgorsze.

Jan: Taniec to bliskość ciała, ale Lenka jest tancerką, ona wszystko wie, wszystko rozumie. Poznałem ją, bo była moją… uczennicą.

Nie fatygowałeś się daleko.

Jan: Gdy rozpadło się moje małżeństwo, zgłosiłem się do polskiej edycji „Tańca z gwiazdami”. Pomyślałem: muszę uciekać, wyjechać daleko. Potrzebowałem odmiany. Stanąłem w Polsce do castingu, dostałem się. To program połączył mnie i Lenkę, bo z nią trenowałem, wybrałem na partnerkę. I tak się zaczęła nasza miłość.

Nie dziwię Ci się. Wygląda jak młodsza siostra Moniki Bellucci.

Jan: Jest piękna. Kocham ją i kocham w niej to, że ma serce dla dzieci. Jak uda jej się nawiązać kontakt z autystycznym dzieckiem, dostać się do jego świata – jest szczęśliwa. Ma wykształcenie, jest fachowcem, terapeutą, taniec to jej dodatkowa pasja.

Jest taka młodziutka.

Jan: Ma 21 lat, ale jak czasami coś powie, mam wrażenie, że jest mądrzejsza niż ja. Zgodnie z zasadą, że kobiety szybciej dojrzewają i są lepszymi istotami niż mężczyźni.

Widzę, że nie przez przypadek masz mistrzowską klasę w gorących tańcach latynoamerykańskich. Gdzie się ich uczyłeś?

Jan: W 2002 roku dzięki sponsorowi naszego klubu sportowego byłem na Kubie wśród pięciu mistrzowskich par tanecznych. Mieszkaliśmy byle jak, jedliśmy byle co, ale całymi dniami uczyliśmy się tańców z instruktorami kubańskimi. Cza-cza, rumba – to tańce pochodzące z Kuby. Chcieliśmy być tam, gdzie był ich prapoczątek, ich pierwotna wersja. Uczyło nas trzech nauczycieli, niesamowite doświadczenie. Mieszkałem w garażu, gdzie nie było okna, na śniadanie dostawałem jedno jajko i jedną bułeczkę. Bieda była, mięso było na bilety.

Na kartki.

Jan: Ale było super. Naprawdę! Byłem szczęśliwy. A wiesz, że Lenka jest pół Czeszką, pół Kubanką?

Lenka: Moja mama jest Czeszką, tata – Kubańcem… Po polsku się mówi – Kubańczykiem. Wychowywałam się, jak Jan, w Ostrawie. Na Kubie jeszcze nie byłam, choć odkąd pamiętam, jak byłam malutka, już chciałam wyjechać na Kubę. Myślę, że kiedyś zobaczę na własne oczy, jak Kubańczycy tańczą cza-czę i salsę.

Jan, to prawda, że Twoja droga do tańca była kręta?

Jan: Skończyłem technikum ze specjalnością metalurgia. Chciałem pójść do szkoły gastronomicznej ze specjalnością kucharz kelner, ale się nie dostałem, za późno wysłałem formularz.

Hutnik – ciężki zawód. Nic dziwnego, że nie było w szkole dziewczyn.

Jan: Ależ były, trzy na całą szkołę. Dwie nauczycielki i jedna uczennica. Szkołę ukończyłem po czterech latach, mam dyplom metalurga. Pierwszym krokiem był z pewnością film „Dirty Dancing” z Patrickiem Swayze. Widziałem go ze 30 razy. Swayze to dla mnie przykład, jak się mężczyzna zachowuje na parkiecie, jak prowadzi kobietę. W życiu i na parkiecie. W końcu grał tam pozytywną postać. Drugim poważnym krokiem była tradycja. W Czechach młodzież w wieku 15–17 lat całymi klasami chodzi się uczyć tańca. Zwyczaj stary, jeszcze z czasów, gdy istniała Czechosłowacja. Miałem 18 lat, gdy zrozumiałem, że to moje powołanie.

A Ty, Lenka, w jakich okolicznościach zainteresowałaś się tańcem?

Lenka: Tak jak Jan, w szkole, ale o wiele wcześniej. Miałam 10 lat, gdy do szkoły przyszła pani, moja przyszła pierwsza trenerka Leona Bankova, i spytała dzieci, kto chce trenować taniec towarzyski. Jako jedyna z klasy zgłosiłam się. Tańczyliśmy modern dance i różne dziecięce tańce. Na tańce latino przyszedł czas, gdy miałam 15 lat.

Jan, byłeś dwa razy mistrzem swojego kraju, czyli Czech, ale pięć razy mistrzem Szwajcarii. Skąd Szwajcaria?

Jan: Moja pierwsza żona Laura była tancerką, Szwajcarką. Ja czuję się Czechem, ale urodziłem się w Zwoleniu, na Słowacji, za komuny. Krew mam słowacką, od środka też jestem Słowakiem. Gdy tata stracił pracę, wyjechaliśmy do Czech, gdzie już zapanowała demokracja. Ojciec dostał nową pracę, a mój młodszy brat urodził się w Czechach. À propos języka, słowacki jest bardzo podobny do polskiego. Już się przekonałem, że Polacy lepiej rozumieją słowacki niż czeski. Teraz mi się mieszają te wszystkie języki. Gdy niedawno pojechałem na Słowację, chciałem mówić w języku mojego dzieciństwa. Okazało się, że mówię po… polsku. Taki mam burdel w głowie. Języki są podobne, już nawet do swojej dziewczyny mówię po polsku. Ku jej zdziwieniu. To jest trudne.

I co z tym wątkiem Szwajcarii?

Jan: Bo moja kariera trwa długo, 18 lat, więc długo opowiadam. Z Zuzanną Norisovą doszliśmy do finału czeskiej wersji „Tańca z gwiazdami”. Z Petrą Kostovcikovą sześć razy zajęliśmy drugie miejsce w mistrzostwach Czech, a w 2002 roku wygraliśmy! W 2003 roku zdobyłem mistrzostwo Czech. Wiesz z kim? Z Polką Ewą Szabatin. Przygotowywaliśmy się w ciągu 10 dni i wygraliśmy. Myśleliśmy oboje, że to niemożliwe, ale było możliwe! Lubię powiedzenie: „In life everything is possible, just life forever is not possible”. W życiu wszystko jest możliwe, tylko życie wieczne nie jest możliwe. Więc z żoną reprezentowaliśmy Szwajcarię jako para. Przedtem dwa razy byłem czempionem Czech, a Szwajcarii jeszcze nie. Z Laurą odnieśliśmy najwięcej sukcesów. Pięć razy na głównym podium w Szwajcarii, byliśmy nawet w finale mistrzostw Europy. Mam uprawnienia trenerskie, klasę mistrzowską, musiałem wyrobić specjalną licencję, bo w Czechach taniec to sport.

Sukces nie scementował Waszego związku? Czemu się rozstaliście?

Jan: Przez pracę. Jestem pracoholikiem. Bywały dni, gdy pracowałem bez przerwy 15 godzin. Były weekendy, gdy pracowałem 30 godzin. Udzielałem lekcji, krążyłem po mieście. To była jej decyzja, żeby się rozstać. Gdy skończył się taniec, skończyła się miłość. Laura wyjechała do Hiszpanii, do swojej mamy, która wyszła za Hiszpana, ja wróciłem do siebie. Wiem jedno, dobrze się stało. Mam doświadczenie i wiem, że drugi raz tego samego błędu nie popełnię.

Twoja piękna Lenka przyjeżdża do Ciebie co weekend?

Jan: Ale teraz, w najbliższy czwartek, przyjedzie tu na dwa miesiące.

Żeby roztoczyć nad Tobą opiekę, zgodnie z Leninowskim: „Ufaj i kontroluj”?

Jan: To ja chciałem, żeby przyjechała. Przy XI edycji mieliśmy trochę kłopotów, ale teraz chcemy się starać. Jak to się mówi po polsku? Wiem… dbać o miłość.

Jakie kłopoty?

Jan: Zrobiłem błąd. Coś Lence obiecałem, a nie dotrzymałem słowa. Potem były z tego problemy.

I dlatego ściągasz Lenkę do Warszawy?

Jan: Chcę ją mieć blisko siebie. Jak się uda znaleźć dla niej zajęcie z autystycznymi dziećmi, zresztą już dostała propozycję zatrudnienia. A jak nie będzie pracowała z dziećmi, będzie tańczyła ze mną.

(...)

Jan, jesteś młody, nigdy nie bywasz zmęczony tańcem?

Jan: Mam 36 lat i czasami czuję lata w kościach. Ale odpocznę parę godzin i jest OK. Mam receptę: idę do sauny, po saunie pływam w zimnej wodzie. Świetny sposób na regenerację organizmu i rekreację. Blisko hotelu, gdzie mieszkam, w Warszawie mam klub z basenem i sauną.

Lenka, co robisz w Ostrawie, gdy Jan pracuje w Polsce?

Lenka: Pracuję z dziećmi autystycznymi w przedszkolu, jako asystent pedagoga. Mam pod swoją opieką 12 dzieci, wśród których jest trójka autystycznych. Ukończyłam specjalną szkołę dla dzieci poszkodowanych na zdrowiu. Po pracy jestem tak zmęczona, że z przyjemnością wracam do domu. Poza tym mam wielu przyjaciół w Ostrawie, tam dorastałam.

Jan, co robisz w Warszawie, jak nie trenujesz swoich gwiazd?

Jan: Udzielam prywatnych lekcji, między innymi przygotowuję młode pary do tańca ślubnego.

Co daje taki trening?

Jan: Dużo daje. Postawę wyprostowaną, inny krok, wdzięk ruchu.

Twoi rodzice mieli coś wspólnego z tańcem towarzyskim?

Jan: Nie. Tata już nie żyje, umarł młodo, w wieku 51 lat – miał raka płuc. Mama pracowała w mlekarni, nie, po polsku to mleczarnia, ale już jest na emeryturze.

Lenka, a Twoi rodzice?

Lenka: Też nie. Mój tata jest kucharzem, mama – cukiernikiem. Wszyscy znajomi dziwią się, że nie jestem gruba. (...)

Reklama

W galerii przypominamy niezwykle zmysłową sesję Jana i Lenki Klimentów!

Reklama
Reklama
Reklama